18 grudnia 2014

Gdy matka wraca do pracy

Obaw było mnóstwo. Im bliżej do dnia powrotu, tym trudniej było wszystko ogarnąć, zrozumieć, poukładać. Doszło już do tego, że Ann dla zachowania jako takiej kondycji psychicznej przestała w ogóle o tym myśleć. Będzie jak będzie! Na niektóre rzeczy nie ma przecież wpływu, a do tych na które ma postanowiła się jak najlepiej przygotować. I jakoś to poszło.

30 października 2014

Tymczasem przed powrotem do pracy

Rozmowy służbowe, których się obawiała przebiegły pomyślnie. Dzieci o dziwo zdrowe, dzielnie chodziły do żłobka, chociaż częściej trafiały się jednak dni, że były średnio-dzielne, albo nawet wcale-nie-dzielne... Ale co tam! Ważne, że regularnie chodziły do placówki, oswajały się z nowym otoczeniem, powoli przyzwyczajały i obdarzały zaufaniem żłobkowe panie-ciocie. Wszystko układało się całkiem nieźle, przed wielkim dniem - powrotem Ann do pracy!!!

23 października 2014

Świstek papieru, ma zadecydować o wszystkim


źródło

Ann ma Przyjaciółkę a ta Przyjaciółka ma synka - Franka. Uroczego małego mężczyznę, który za tydzień skończy 4 miesiące. Mimo, że nie należy do tych spokojnych niemowlaków, które tylko śpią, jedzą i ewentualnie grzecznie sobie leżą w łóżeczku, na macie czy w wózeczku, to wypełnił życie swoich rodziców ogromną radością. Jednak wraz z małym człowieczkiem, w ich codzienności pojawił się częsty, silny i trudny do opanowania płacz oraz ogromne trudności przy karmieniu piersią okraszone nieustannym wrzaskiem i płaczem, nie tylko Franka. Mały ma też wrodzoną wadę stópek, która wymagała wielu wizyt u specjalistów i założenia mu specjalnych ortez, które nieco utrudniają codzienną pielęgnację. Jednak mimo wszystkich trudności, to właśnie te dobre momenty mają przeważające znaczenie i skutecznie wymiatają wszystko co złe. Mimo, że rodzice są często zmęczeni, niewsypani, nie raz wręcz wyczerpani - kochają swojego syna ponad życie! Wiadomo, jak to zazwyczaj rodzice. Jest ich długo wyczekiwanym skarbem, dowodem na to, że marzenia się spełniają! Jednak to marzenie w pewnym momencie zostało zmącone...

10 października 2014

Próba automotywacji

Powrót do pracy zbliża się nieuchronnie wielkimi krokami. A wraz z nim mnóstwo obaw i wątpliwości. Czy po tak długiej przerwie poradzi sobie z nowymi obowiązkami, czy jest na tyle silna, żeby wchodząc w sam środek konfliktu, obronić siebie, być ponad to (przez kilka osób atmosfera pracy zrobiła się delikatnie mówiąc... nieprzyjemna)? Czy uda jej się wysypiać zaledwie po 5 godzinach snu na dobę, funkcjonować na maksymalnie zwiększonych obrotach, połączyć pracę z zarządzaniem rodziną? Czy będzie miała siłę poświęcać każdą wolną chwilę dzieciom, nie myśląc o zmęczeniu pracą, a w pracy maksymalnie się skupić nie myśląc o brzdącach pozostawionych w żłobku? Czy znajdzie też w tym całym młynie chwilę dla siebie, dla męża, czas na wyjście ze znajomymi, ploteczki z przyjaciółką? I teraz pytanie za 100 punktów: czy od dnia jej powrotu do pracy, jej dzieci zupełnie nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestaną co chwila chorować, tak by nie musiała być na wiecznym zwolnieniu? By mogła w spokoju wdrażać się w nowe obowiązki i rzetelnie je wypełniać, nie stresując się wizją kolejnego zwolnienia i następnej choroby swych latorośli? Czy dzieciaki przestaną w owym żłobku płakać za rodzicami i zaczną czerpać przyjemność ze spędzonego tam czasu, dobrze się bawiąc? No właśnie... Tych pytań pojawia się tak wiele, że przestają mieścić się w jej głowie, umysł przestał je ogarniać, już nawet nie przetwarza tego na stan przygnębienia. Już nie.

19 września 2014

Ratunku...


4 tygodnie wcześniej...

Późny wieczór. Ann siedziała z mężem nad Wisłą z piwem w ręku, podziwiając nocny klimat swojego miasta. Odbijające się od wody miejskie światła dawały piękny efekt. Relaksowali się rozmową i fantastycznymi widokami. Zadzwonił telefon. To ich przyjaciele, zapytali gdzie są i powiedzieli, że mają ważną sprawę do obgadania, koniecznie muszą się spotkać. Biorą taksówkę i zaraz będą u nich nad Wisłą. Przyjechali w ciągu 25 minut. Po krótkiej rozmowie, przyjaciele wstali z tajemniczymi uśmieszkami. On miał raczej głupawy wyraz twarzy, ona bardziej niepewny.

12 września 2014

Sportowe święto trwa

Gdy dowiedziała się, że tata ją tam zabiera nie mogła się nacieszyć. Z każdym dniem, który zbliżał ją do tego wielkiego wydarzenia, jej ekscytacja rosła. Nie potrafiła myśleć już o niczym innym, jak tylko o tym, jakie to wielkie szczęście ją spotkało. Jej tata jest na tyle wyrozumiały, że nawet nie przeszkadzało mu, że musiała się zerwać z lekcji. Stwierdził, że napisze jej usprawiedliwienie, w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze. A pasja i to w dodatku ich wspólna, raz na jakiś czas może być wzniesiona ponad wszystko i choć przez chwilę stać się czymś najważniejszym.


6 sierpnia 2014

Trochę o niej, czyli jak niewiele jej do szczęścia potrzeba


Ostatnio Ann zaczyna znowu odnajdywać siebie. Codziennie stara się zrobić choć jedną rzecz dla siebie. Taką, którą lubi. Sprawić sobie przyjemność, nawet malutką. Nie chodzi tutaj o jakieś wielkie przedsięwzięcia typu weekendowy wyjazd z przyjaciółkami nad morze (o którym i tak ciągle myśli, planuje go i wie, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, to nic nie stanie im na przeszkodzie!), czy też spędzenie całego dnia w salonie urody - oj przydało by się! Ale o tym nie tutaj. Mowa jest tu o małych rzeczach, które można pogodzić ze swoimi codziennymi obowiązkami, da się je wmieszać między wykonywane czynności. I które dają wiele przyjemności i pozwalają częściej się uśmiechać. Pomagają w zachowaniu spokoju i cieszeniu się każdym dniem. 

4 sierpnia 2014

Jej mały osobisty Woodstock

Postanowili, że w sobotę zrobią sobie mały wypad, tylko we dwoje. W sumie to żadna nowość, ostatnio sporo razem wychodzili bez dzieci, korzystając z uprzejmości jednych i drugich rodziców. Jednak czegoś brakowało tym ich wyjściom. Nie poprawiały ich relacji, czasem nawet się kłócili. Coś się ostatnio po prostu nie kleiło. Jednak nie dawali za wygraną i próbowali pracować nad poprawą atmosfery miedzy nimi. Tym razem padło na teściów, jeśli chodzi o opiekę nad brzdącami. Dzieciaki uwielbiały tam przebywać. Bawiły się na dworze w piaskownicy i drewnianym domku ze zjeżdżalnią - zabawki specjalnie zbudowane dla nich przez dziadka. Biegały na bosaka po trawie, kąpały się w dmuchanym baseniku. Było im tam dobrze i nie odczuwały braku rodziców. Nie było lamentów przy rozstaniu, płaczu lub wymykania się cichaczem, żeby uniknąć histerycznych scen, jak kiedyś. Teraz gdy rodzice wsiadali do samochodu i mówili, że jadą, dzieciaki z uśmiechem do nich machały i po chwili dalej oddawały się podwórkowym zabawom.

Zapakowali cały samochód w potrzebne rzeczy i pojechali nad Narew, 20 minut drogi od domu teściów. Zatrzymali się nad brzegiem, przy starorzeczu. Widok był tam przepiękny, momentami można było nawet poddać się wrażeniu, że to jedno z Mazurskich jezior. Rozbili namiot, mąż rozstawił wędki, wypakowali potrzebne rzeczy i rozpoczęli swój biwak. Mąż wędkował, a ona czytała książkę przy zachodzącym słońcu. Gdyby nie to, że temperatura przekraczała 30 stopni w cieniu, mogłaby pokusić się o opinię, że jest świetnie. Uwielbiała siedzenie na trawie i słuchanie odgłosów przyrody. Zamykała oczy i po prostu tam była, spokojna, zadowolona.


25 lipca 2014

Na rozdrożu

Powoli wszystko zaczynało się układać. Znowu wciągnęła się w swoje obowiązki, złapała dobry rytm dnia.Oswoiła się ze swoją rzeczywistością. Raz było lepiej, innym razem gorzej, ale zawsze jakoś tam było. Starała się bardziej angażować, dawać z siebie jak najwięcej - i to dawało efekty. Mniej sprzeczek, mniej przykrych słów - dawało nadzieję, na lepsze jutro. Trochę złagodniała, była mnie porywcza, już nie taka wiecznie rozdrażniona. Nie szukała już okazji do kłótni, byle tylko odsunąć się jeszcze dalej, uciec gdzieś daleko. Już nie wyczekiwała, nie wypatrywała... nie wiadomo właściwie czego. Chyba pogodziła się z tym, że nie będzie tak jak chciała, zresztą czy ona tak naprawdę wiedziała czego chciała? Miała wątpliwości.

18 lipca 2014

Każdy ma jakieś marzenia


Czekanie. Chyba nikt tego nie lubi. Jest trudne, męczące, czasem gorzkie. Nie znosimy stać w kolejkach, czekać na powrót męża z pracy, czy na koleżankę, która się już mocno spóźnia. Czekanie na wizytę lekarską, na wypłatę, na godzinę o której wychodzimy z pracy - każdy to chyba zna. Czekamy na wymarzony urlop, czy weekendowy wypad. Od poniedziałku czekamy na piątek, od rana wyczekujemy już wieczoru, kiedy to spotka nas chwila wytchnienia gdy dzieci pójdą już spać. Wygląda na to, że całe życie na coś czekamy.


17 lipca 2014

Próba sił

Życie to ciągła walka a związek to już w ogóle... ciągła praca i walka - naprzemiennie. Żeby nie było zbyt różowo i słodko, los (albo jak kto woli sam diabeł) rzuca nam różne kłody pod nogi, co by nudno nie było. Tą przysłowiową kłodą jest oczywiście Pokusa - a jakże by inaczej. I to nie byle jaka, żeby nie było za łatwo. Do tego jeszcze różne inne okoliczności akurat składają się na to, że człowiekowi (temu, wystawianemu na próbę) wszystkiego się odechciewa i okazuje się, że skorzystanie z owej Pokusy było by w konkretnym momencie najlepszym rozwiązaniem (a przynajmniej tak mu się wydaje, gdyż rozchwiany stan emocjonalny zaburza zdolność racjonalnego myślenia u delikwenta). Ta Pokusa tak naprawdę spada mu wprost z nieba. A przynajmniej tak mu się w danym czasie wydaje. Ale zaraz, zaraz - zacznijmy od początku...

23 czerwca 2014

Drogowskaz

Siedziała wygodnie w fotelu. Cały stres powoli odchodził i zaczynało się pojawiać przyjemne uczucie rozluźnienia. Jedną ręką trzymała kierownicę a druga swobodnie leżała na skrzyni biegów. Promienie zachodzącego słońca wdzierały się przez przednią szybę, ogrzewając jej twarz. Głośna i ciężka - jej ulubiona muzyka dobiegająca z głośników powodowała, że jeszcze mocniej się relaksowała. Mknęła ekspresową drogą, zmieniając pasy, zerkając na znaki. Tam skręciła, tu się zatrzymała, tu znowu zakręt. Nie wiedziała gdzie jedzie, byle dalej, przed siebie. Byle jak najdłużej utrzymać ten pożądany stan błogiego relaksu. Jest tak przyjemnie. Spokojnie. W końcu się nie dusi, w końcu czuje swobodę. Skupia się na własnej przyjemności, na tym, że dobrze jej samej ze sobą. Bez jęków dzieci, marudnych uwag męża, czy zagadywań rodziców. Ona, samochód i dobra muzyka - to trójkąt idealny - jedyny na jaki w tej chwili może sobie pozwolić.

Spojrzała na drogowskaz. Kierunek Gdańsk. Niezwykle kuszący kierunek. Tak bardzo chciałaby się tam teraz znaleźć. Sama. Usiąść na plaży zatapiając stopy w zimny wieczorny piasek i podziwiać zachód słońca. I zostać na tej plaży aż do wschodu. Wiatr rozwiewałby jej włosy a ona patrzyła by się na morze zatapiając się w jego odgłosie. W cudownym, uspokajającym szumie fal, który ma taki kojący wpływ. Tak dobrze. Morskie powietrze i to niesamowite wrażenie nigdzie niekończącej się przestrzeni zawsze działało na nią jak najlepsze lekarstwo. Dosłownie na wszystko, nieważne czy to było złamane serce, cierpiąca dusza, czy zwyczajnie złe samopoczucie. Morski klimat ją uzdrawia, pod każdym względem. Tak bardzo chciałaby się tam znaleźć. Móc pomyśleć, spojrzeć na wszystko z dalszej perspektywy. A przede wszystkim jakoś poukładać sobie ten bałagan w głowie, który z dnia na dzień staje się coraz większy, coraz trudniejszy do ogarnięcia...

Szybko się opamiętała. Pędzący czas ją ogranicza. Powiedziała w domu, że wychodzi do sklepu na godzinę. Musi wrócić i zająć się tym, co od 2 lat jest jej obowiązkiem. Kolacja, wieczorna kąpiel, buziaki na dobranoc i usypianie. Robi to już na automacie, bez zastanowienia, bez emocji. Trudno. Jeszcze nie, tym razem się nie skusi, ale może przy następnej okazji ... - pomyślała zawracając z trasy, która zaprowadziłaby ją nad Bałtyk. Teraz znajdowała się już na dobrze sobie znanej drodze, prowadzącej do domu. Nie spieszyła się, jechała powolutku, napawając się jeszcze przez chwilę ostatnimi minutami tej swojej przestrzeni.

22 czerwca 2014

W pogoni za szczęściem

Wszystkie trzy były w podobnym wieku. Były silnymi, twardo stąpającymi po ziemi kobietami. Zawsze wiedziały czego chciały, potrafiły definiować swoje potrzeby. Jasno określały swoje cele i śmiało do nich dążyły. Starały się ukrywać swoje słabe strony, wysuwając na pierwszy plan zalety. Każda pod maską twardej babki ukrywała swoją wrażliwość, z którą podczas gorszych dni tak ciężko było sobie poradzić. Wszystkie miały mocne charaktery. Mimo, że wiele je łączyło, sporo się od siebie różniły. I każda z nich była na zupełnie innym etapie życia.

19 czerwca 2014

Niepowtarzalny czas

Piękne chwile mają to do siebie, że nie zdarzają się często. Swoją wyjątkowością wyzwalają tak pozytywne uczucia i emocje, że człowiek czuje jak by latał. Nie, nie latał, tylko delikatnie sunął w powietrzu, niesiony dobrą energią. To takie momenty, w których czas staje w miejscu a świat wydaje się być doskonały. Mimo, że jest zimno, to nie marzniesz, pomimo ogromnego zmęczenia, masz mnóstwo siły a wszystkie ciężary, które codziennie dźwigasz, nagle znikają. Jest lekko, zwiewnie i przyjemnie. Wszystko idealnie ze sobą współgra i nie ma nic, co mogło by zmącić ten cudowny stan. Zamykasz oczy i po prostu jesteś, tu i teraz ze swoim niepowtarzalnym momentem. I nic, zupełnie nic innego nie ma w tej chwili znaczenia. Totalnie poddajesz się temu co przeżywasz. Dajesz się ponieść temu elektryzującemu uczuciu, które wywołuje przyjemne mrowienie całego ciała. Czujesz je wszędzie od czubka głowy aż po koniuszki palców. Uśmiechasz się i chłoniesz każdą sekundę, nie myśląc o tym co zostawiłaś za sobą, ani o tym co cię czeka. Nie analizujesz przyczyn ani konsekwencji. Ważne jest jedynie to co właśnie trwa.

17 czerwca 2014

Potrzebne zmiany

Nadszedł moment, w którym Ann ma dosyć pisania o dzieciach, macierzyństwie i lekko przezroczystej codzienności. Znudziła ją już taka sytuacja, nie cieszy miejsce, w którym się znajduje. Zasmakowała czegoś innego i chce więcej. Pewien ciąg zdarzeń sprawił, że zapragnęła zmian. Rodziło się to w niej już od jakiegoś czasu, ale teraz ten komunikat wykrzykuje już każda komórka jej ciała: "chce zmian!!!". Zdała sobie sprawę, że bycie jedynie matką i żoną, już jej nie wystarcza. Chce być przede wszystkim kobietą, spełniać się w innych dziedzinach życia. Zapragnęła powrotu do pracy, autorozwoju, poczucia samorealizacji. Chce rozmawiać i dyskutować z ludźmi na mnóstwo różnych tematów, tych ogromnie poważnych zahaczających o sens istnienia jak i tych bardziej przyziemnych czy nawet błahych.

11 czerwca 2014

Hej przygodo!

Ciepłe promienie słońca otulające twarz, falująca srebrzysta woda i żagiel ochoczo przyjmujący każdy wiatr. Zarówno ten delikatny i leciutki jak i ostry, silny, porywisty pozwalający śmiało i szybko żeglować ku celowi. Twórcze dyskusje, śmiechy, rozmowy o dupie Maryni i totalny relaks!!! A do tego uczucie przynależności. Każdy z załogi jest za coś odpowiedzialny, działanie jednego ma wpływ ogromny na funkcjonowanie całości. Każdy czuje się potrzebny, wszyscy są jedną zgraną drużyną. Takie rzeczy to tylko na Mazurach!

9 czerwca 2014

Maaaamo, NIEEEEE!!!

Maaaamo, NIEEEEE - czyli dwulatek w akcji. W bardzo męczącej akcji. Ostatnie dwa tygodnie to ciągła walka.  W lewym narożniku stoi charakterny, wiecznie próbujący postawić na swoim dwulatek, a w prawym zmęczona i zrezygnowana matka, która z dnia na dzień ma już coraz mniej cierpliwości. 

18 maja 2014

Majówko wróć!

Klimatyczny domek z kominkiem w przytulnym salonie, z którego wyjście prowadziło na duży taras. Dom znajdował się na wzniesieniu, więc z tarasu lub okna roztaczał się piękny widok na jezioro. Widok uspokajający, wzbudzający pozytywne emocje. Pozwalający na chwilę refleksji i spokoju. Tafla wody zmieniająca się w zależności od pogody. Błękitna, błyszcząca i gładziutka niczym lustro w piękne słoneczne dni. Podczas wiatru mocno falująca, granatowym a miejscami szarym odcieniem, ale równie piękna. Ann uwielbia takie klimaty i miejsca, w których czas staje w miejscu. W których zapomina się o życiu prowadzonym w mieście, o codziennych obowiązkach, o szarej rzeczywistości. Jest się tu i teraz. Razem z mężem, dzieciakami i przyjaciółmi. Bez patrzenia na zegarek, bez pośpiechu.




Niestety jak każdy tego typu wyjazd, również i ten był zdecydowanie za krótki, ale na tyle długi, żeby wybić Ann z codziennego rytmu. Ann tęskniąc za tym, który ledwo co się skończył, już wygląda kolejnego. Planuje, kombinuje, wyszukuje co by tu, dokąd i z kim? Któż nie lubi takich wypadów?

16 maja 2014

smoczkowe uzeleżnienie

Smoczek. Początkowo, zaraz po narodzinach okazuje się być wspaniałym wynalazkiem. Takim guziczkiem - wyłącznikiem od płaczu. Wciskasz do buzi malucha i przestaje płakać, sukces! A ty zamiast znowu w pośpiechu rozpinać bluzkę i przytulać niemowlę do piersi zyskujesz 20 minut cennego snu. I mimo swoich twardych postanowień, których wiele w okresie ciąży, że nie będzie noszenia na rączkach, bujania, lulania i właśnie smoczka, w końcu zmęczona po niego sięgasz. I okazuje się, że jest on twoim wybawieniem!

25 kwietnia 2014

Będą świeczki, całe dwie!

Dwa lata temu o tej porze Ann i jej mąż powitali na świecie swoje pierwsze dziecko. Synka, o którego tak długo się starali. Akcja porodowa rozpoczęła się poprzedniego wieczoru, kiedy to Ann oglądała jeden ze swoich seriali i w pewnej chwili poczuła, że ma jakoś tak nienaturalnie mokre majtki... ale syn był bardzo łaskawy, bo wody  zaczęły odchodzić dopiero gdy na ekranie telewizora pojawiły się napisy końcowe. Po urodzeniu już taki łaskawy dla mamy nie był... 


22 kwietnia 2014

Nie taki pobyt na oddziale straszny


Czas spędzony w szpitalu okazuje się nie być taki zły. Okazuje się, że można się przyzwyczaić do życia na 3 metrach kwadratowych. Ann z Małą mają swój tzw. box matki z dzieckiem, czyli oszklone pomieszczenie (zamiast ścian są okna). W nim znajduje się żelazne łóżeczko niemowlęce i lekko zepsute ale jeszcze sprawne łóżko dla Ann i umywalka kształtem i wielkością przypominająca dziecięcą wanienkę. Można tu wykąpać dziecko i umyć sobie zęby. Z toaletą innych części ciała trochę gorzej z racji przeszklonych szyb i dziwnych pozycji, które musiałaby przyjmować nad tą umywalko-wanienką. Zatem już drugiego dnia darowała sobie jakiekolwiek podchody i codziennie gdy mąż przyjeżdża i siedzi z Małą to ona jeździ na szybki prysznic do domu. Nie ma co narzekać na ten box, są szpitale gdzie matki pomieszkują na krzesełku przy łóżeczku swojego dziecka i nie mają zapewnionych absolutnie żadnych warunków bytu. Więc Ann nie narzeka, naprawdę mogło być dużo gorzej! Ma swoją mini przestrzeń, możliwość korzystania z mikrofalówki. Ma też ze sobą laptopa, w ciągu dnia słucha muzyki, w nocy ogląda filmy, czasem poczyta książkę, czego chcieć więcej?

18 kwietnia 2014

Bo w rodzinie jest siła!

Takiej ciszy to już dawno nie zaznała. Słychać cichutkie mruczenie laptopa i co jakiś czas pokasłującą córę. Ale poza tym absolutna cisza. W domu, nawet wieczorem to albo radio, słychać, albo jakieś odgłosy zza uchylonego okna, nawet spuszczaną bądź przelewającą się w rurach wodę słychać. A tutaj? Nic. Czasem jakieś kroki na korytarzu, albo skrzypienie otwieranych drzwi, ale poza tym ogromny spokój. 


11 kwietnia 2014

Mały pożeracz ciasta


Ciasto marchewkowe. Jedno z bardzo niewielu, które mama Ann piecze, gdy raz na kilka miesięcy zdecyduje się przyrządzić coś słodkiego. Mimo, że nie jakieś wyszukane, ale jest po prostu pyszne. Takie delikatne, puszyste. O złocistym kolorze, który idealnie komponuje się z niemal czarną, mięciusieńką, czekoladową polewą. Polewą, która ma swoje bardzo mało cukru, jest nawet nieco gorzkawa, co idealnie współgra ze słodkim ciastem, w którym można natrafić na chrupiące orzechy włoskie lub kleiste rodzynki. Całość wyborna, nie pozwalająca przejść obojętnie. To jedno z tych ciast, które długo nie poleży, bo przy każdym pobycie w kuchni szeroko się uśmiecha i zachęca do podjadania, energicznie machając ze blaszki.

8 kwietnia 2014

Kolejność idealna

Gdy Ann chodziła na spacery ze starszym synem, mając już ogromniasty brzuch a w nim spokojną mieszkankę, często zastanawiała się jak to będzie po urodzeniu tejże mieszkanki. Takie rozmyślania często napawały ją niemałym przerażeniem, bo przecież ich Syn już od pierwszych dni okazał się niezłym ziółkiem... 

2 kwietnia 2014

Rock-owa dusza, wiecznie młoda

Stała na płycie, pod samą sceną. Czekała wśród tłumu, rozgrzanego już wcześniejszymi koncertami tego dnia. Mimo poprzednich, udanych występów rozsiewających po hali dobrą energię, to dopiero teraz płyta w całości zapełniła się ludźmi. Dało się wyczuć zniecierpliwienie. Wokół niej było mnóstwo rozentuzjazmowanych nastolatek, jednak gdzieniegdzie dało się zauważyć osoby z jej grupy wiekowej, a nawet i starszych ludzi. Mimo tego nie czuła podziałów. W żaden sposób nie dało się odczuć, że jest od kogoś młodsza albo starsza, lepsza czy gorsza. Całą sobą czuła, że jest na swoim miejscu, właśnie tu i teraz. I uwielbiała to uczucie! Nie myślała o dzieciach pozostawionych u teściów, czy płaczą, czy ładnie zjadły, czy nie rozrabiają, czy grzecznie pójdą spać. Nie, te myśli w tej chwili były tak odległe, że w ogóle się nie liczyły. W jej głowie ich nie było. Totalnie się wyłączyła. O to właśnie chodziło!

28 marca 2014

(Nie) Zdolności organizacyjne matki dwójki szkrabów


Wyjazd do teściów matki z dwójką maluchów równa się wielkiej wyprawie. Trzeba wziąć ze sobą wszystkie niezbędne rzeczy i milion tych niby niepotrzebnych, ale jednak mogących się przydać. Tak na wszelki wypadek. Ubranka, ulubione zabawki, książeczki do czytania na kibelku, mleka, butelki, ulubione kubeczki, miseczki i łyżeczki. Ukochany kocyk do spania, leki na kaszel, przeciwgorączkowe, na sraczkę i odporność. Leżaczek do karmienia łyżeczką, nebulizator, no po prostu wszystko co tylko wpadnie w ręce Ann biegającej jak szalona po mieszkaniu i zbierającej wszystkie mega ważne ... pierdoły. 

17 marca 2014

Przygody z karmieniem piersią: dziecko pierwsze

Zanim Ann urodziła swoje pierwsze dziecko, nie zdawała sobie sprawy z tego, że z karmieniem piersią może być tyle zamieszania. Myślała, że to po prostu naturalna sprawa, matka z miłością podaje pierś, dziecko z błogą miną ssie i wszyscy są zadowoleni. Matka, że daje swej latorośli wszystko co najlepsze, dziecko, że najedzone i obdarzone bliskością swej rodzicielki. Jednak rzeczywistość okazała się nieco inna.

6 marca 2014

Nieoczekiwane odwiedziny nieprzyjemnej "koleżanki"

Jest podstępna, silna i bezwzględna. Pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie i odciągnęła Ann od jej obowiązków. Niczym nieproszony gość, wprowadziła mnóstwo zamieszania, niszcząc wszystko to, co miała zaplanowane na kilka najbliższych dni. Skorzystała z tego, że Ann jest od dwóch miesięcy wiecznie przeziębiona, permanentnie niewyspana, a co za tym idzie -  bardzo mocno rozdrażniona i zmęczona. Wpasowała się więc w idealnym dla siebie czasie, żeby móc znienacka zaatakować. Ale zaraz, zaraz.... zacznijmy wszystko od początku.

27 lutego 2014

Tłusty czwartek dla malucha

Dla Ann to pierwszy tłusty czwartek od dwóch lat, w którym bezkarnie może sobie pozwolić na pączka... Dwa poprzednie tłuste czwartki przypadały akurat na okres każdej z jej ciąż, które to były obciążone cukrzycą ciężarnych. Mogła wtedy tylko obserwować wszechogarniające szaleństwo na punkcie pączków i innych pyszności... a sama musiała zadowolić się ... brukselką i gotowaną piersią z kurczaka. No cóż łatwo nie było!

23 lutego 2014

Historyczne zwycięstwa

Podczas ostatnich dwóch tygodni serce Ann urosło. Często mocniej biło, dzięki adrenalinie, której w tym okresie miała aż nadto. Raz za sprawą rozczarowania innym razem wielkiej radości. Za każdym razem rozpoczynało się tak samo. Najpierw nadzieja kołatająca się gdzieś w niej bardzo głęboko, wyrażana przez nieśmiałe myśli: a może się uda? Później silna ekscytacja napędzana adrenaliną... a później - no to już w zależności od wyniku. Albo zawód, zrezygnowanie i szybko zgaszony płomień nadziei, albo przeciwnie... ogromna radość, szalone okrzyki jeeeeeee!!!!!!... czasem nawet łzy szczęścia.  Ann zawsze uwielbiała i do tej pory uwielbia takie emocje - sportowe emocje, bo mowa tu o zakończonych dzisiaj Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. 


18 lutego 2014

Przekleństwo czterech pięter

Kilkanaście minut. Tyle zajmuje Ann ubranie siebie i dzieciorów w grube kurtki i kombinezony, zamontowanie młodszego z nich w foteliku-nosidełku i wypchnięcie całego towarzystwa za drzwi. Oczywiście wcześniej trzeba zadbać o to, żeby jedno i drugie było porządnie najedzone, ze zmienionymi pieluchami i nakremowanymi buziami - ooooo, ta ostatnia czynnność to nie lada wyzwanie. Zarówno jedno jak i drugie nienawidzi ani wycierania buzi po jedzeniu, ani tym bardziej jej kremowania. Niby takie to jeszcze małe, ale uniki przed Ann-owymi paluchami z nałożonym zimowym kremem, opanowały do perfekcji. Masakra. Jeszcze siku, jeszcze kupa. Ufff, dobra, nie da się zliczyć ile tak naprawdę zajmuje to czasu. Wszystko zrobione. Można wychodzić.

13 lutego 2014

Problem z synchronizacją

Z trudem, ale jednak! Udało się. Wreszcie, po długich namowach starszy syn udał się na popołudniową drzemkę. Od kilku dni jest chory, gorączkuje, więc też bardziej marudny. Już 3 razy kazał położyć się spać i za każdym razem, gdy już rozebrany leżał w swoim łóżeczku... z uśmiechem od ucha do ucha, oznajmiał, że on jednak nie idzie spać. Kiedy w końcu zdecydował się na drzemkę, Ann pobiegła do swej drugiej pociechy. Szybka zmiana pieluchy, przygotowanie kaszki karmienie. Ufff.

31 stycznia 2014

Ekscytująca znajomość dobiega końca


Kto by pomyślał, że ta historia ma swój początek w 2006 roku. Aż Ann się dziwi, że trwa to tyle lat. A mowa tu o miłości od pierwszego wejrzenia, o tak silnej fascynacji, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. 

Gdy pierwszy raz miała okazję go zobaczyć, od razu wiedziała, że nie będzie to historia na jeden raz. Że potrwa to o wiele dłużej. Ciężko jest opisać emocje z tym związane. Najpierw silne podekscytowanie, na samą myśl o nim. Później kilka godzin trzymających w napięciu, mocno zaskakujących. A później niecierpliwe czekanie do kolejnego spotkania. A gdy już przychodziło, Ann zupełnie się zatracała, zapominała o całym świecie. Była tylko ona i on. Mogła nie jeść, nie spać. Przy nim zupełnie traciła poczucie czasu, nie zdawała sobie sprawy gdzie uciekały kolejne godziny. Zawsze po takich nocnych maratonach, przez następne kilka dni Ann była rozkojarzona. Emocje, których jej dostarczał, towarzyszyły jej później przez cały dzień, przy zwyczajnych czynnościach. Myślała wtedy o jego tajemniczości, zaskakujących motywach, lęku i chwilach grozy, które towarzyszyły ich spotkaniom, ale zamiast przerażać dodawały tylko smaczku, sprawiały że Ann jeszcze bardziej zależało. Tempo czasami było tak silne, że miała wrażenie, że nie nadąża, myśląc "o jaaaa, nie wierzęęęę"


24 stycznia 2014

Matczyne zmartwienie

Gdy Ann urodziła swojego starszego syna, bardzo szybko się zorientowała, że nieco odbiega on od jej wyobrażenia o noworodku. Wszyscy opowiadali, że owszem małe dzieci płaczą, ale zazwyczaj wystarczy wziąć je na rączki, przytulić, nakarmić, przewinąć, polulać, lub zrobić coś pokrewnego i po chwili przestają. No właśnie. Bąbel nie przestawał. Nie ważne było, że ma suchą pieluchę i jest najedzony. Nie stanowiło również dla niego różnicy to, czy leży w łóżeczku, na kocu, w łóżku rodziców, czy jest tulony: przez mamę, tatę czy babcie. Nie, to nie miało żadnego znaczenia. Żadne zabiegi ani wysiłki przerażonych rodziców i równie przerażonych ludzi z najbliższego otoczenia nie przynosiły żadnego efektu. On po prostu płakał, płakał i jeszcze raz płakał. Był brany na ręce: płakał. Był brany do karmienia - na chwilę przerywał, po to, żeby zaraz po skończeniu znowu zacząć płakać. Zazwyczaj płakał tak długo, że w końcu po jakimś czasie (zdarzało się, że trwało to nawet kilka godzin) zasypiał ze zmęczenia. Gdy tylko się budził, od razu oznajmiał ten fakt głośnym wrzaskiem. I tak w kółko.

22 stycznia 2014

Jedzeniowy kryzys


Dzisiaj młodsza latorośl Ann ma gorszy dzień jeśli chodzi o jedzenie. Po prostu w ogóle nie chce jeść, Ann na siłę wcisnęła jej kilka łyków mleka, parę łyżeczek kaszki i jest jeden wielki krzyk i koniec jedzenia. Ann rozdrażniona i zrezygnowała syknęła sobie pod nosem:
-W dupie mam takie jedzenie!
A tu przybiega jej starszy Bąbel i cały zaaferowany krzyczy AM, AM, AM (w jego języku to jedzenie) i pokazuje na swoją pupę...
No tak trzeba uważać na to co się mówi, zdecydowanie!

18 stycznia 2014

Tak się punktuje u teściowej

Brata męża Ann-owego nowa żona jest obecnie na początku ciąży. Akurat to ten mniej przyjemny okres, w którym mdłości mocno dokuczają, samopoczucie jest nieciekawe a nastrój mocno depresyjny. Generalnie Ann w swojej pierwszej ciąży, w tym oto konkretnym czasie marzyła tylko i wyłącznie o spaniu bądź leżeniu. No może jeszcze trochę o dobrym jedzeniu. No właśnie, ale jak widać, nie każda początkująca ciężarówka tak ma...

13 stycznia 2014

Małe postanowienie

Ann w końcu doszła do wniosku, że jej złe samopoczucie wcale nie wynika z tego,
że ciągle napotykają ją trudności, 
że popadła w jakąś monotonię dnia codziennego,
czy też dlatego, że rzadko wychodzi do ludzi, a przecież tak bardzo tego potrzebuje.
Nawet nie chodzi o to, że dzieci często chorują, ani że sprawy rodzinne a dokładniej bratersko-siostrzane przybrały ostatnio bardzo zły obrót.
Nie, nie o to chodzi.

12 stycznia 2014

Coś ją bierze

Weekend to czas kiedy Ann może pobyć z kimś innym poza dwójką swoich małych łobuzów. Mogą w ciągu dnia iść na jakiś wypasiony spacer, wszyscy razem, całą czwórką, gdzieś indziej niż zawsze, zahaczając nawet o jakąś knajpę. Porobić cokolwiek innego niż w dni powszednie, które są do siebie tak bardzo podobne. A wieczorem: wyjść ze znajomymi, popitolić głupoty pijąc alkohol w doborowym towarzystwie (ostatnio zaległości w tym temacie są szczególnie nadrabiane... ) A w każdy poniedziałek, już od samiutkiego rana Ann zaczyna swoje odliczanie. Tak bardzo czeka na te dwa dni, które mogą być jakimś urozmaiceniem, odpoczynkiem, czymś nowym. I codziennie cieszy się, że minął właśnie kolejny dzień, który skraca tym samym jej oczekiwanie.

9 stycznia 2014

byle podmuch wiatru...

Ann w końcu dopuściła do swojej świadomości, że czasu nie da się cofnąć. Że to co się stało, nie jest tylko złym snem, z którego może się obudzić albo filmem, który w po dwóch godzinach nareszcie się skończy. Codziennie jest tak samo. Wieczorami bardzo długo nie może zasnąć gnębiona przez przykre myśli i przeżycia, których nie da się odgonić, a porankami gdy budzi się zdenerwowana. Jest zła, że mimo iż się obudziła to problem nadal istnieje. Nie zniknął niczym ulotna mara senna. Ciągle jest i już zawsze będzie. Trzeba jakoś sobie z tym poradzić, jakoś to przetrwać.

W obsesyjnej obręczy ciągłych rozmyślań na ten temat Ann postanowiła wyciągnąć z tego wydarzenia pozytywy. A więc wyciąga. Cała sytuacja pokazała jej kto w życiu jest dla niej najważniejszy, jak bardzo kocha K. A co jakiś czas przecież miewała niemałe wątpliwości. Uświadomiła sobie jak silna więź między nimi jest, jak mocno są połączeni. Udowodniła, że potrafi go obronić niczym wilczyca, murem zanim stanąć, nawet jeżeli skutkuje to zerwaniem innych, bardzo ważnych dla niej relacji. Jednak sprawa jest prosta. To ON jest dla niej najważniejszy, co by się nie działo. Teraz jest pewna, że tworzona przez nich rodzina jest czymś niezwykłym. Jest siłą, która latami budowana stoi na bardzo mocnych fundamentach, których nie tylko byle podmuch wiatru, ale nawet silna wichura nie jest w stanie zniszczyć. Są dla siebie. Ona dla niego i on dla niej. I to właśnie pozwala mieć nadzieję.

6 stycznia 2014

co się stało... to się nie odstanie


Są rzeczy, których bardzo nie chcemy i sytuacje, których nie powinno być. A jednak się zdarzają. I właśnie takie coś przytrafiło się Ann. 
Jak zawsze w takich chwilach działasz instynktownie. Niczym zwierzę, którego ciało wprawia się w ruch w ułamku sekundy, pobudzone do działania konkretnym bodźcem. Tak było też z Ann. Ale gdy po kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego co się dzieje i zrozumiała, że towarzysząca jej nadzieja, że to tylko zły sen jest złudna, wściekła się. Nie wiedziała co z tą wściekłością zrobić wiec wrzeszczała i biegała w kółko. Kolejny mechanizm myślowy doprowadził do jej umysłu wniosek, że to co się stało, wydarzyło się naprawdę i że skutki są nieodwracalne. Ta myśl przemieniła jej złość w żal, który powoli rozwinął się w rozpacz. Po jakimś czasie adrenalina spowodowała, że zaczęła działać. Zdała sobie sprawę, że siedzenie i użalanie się nad losem i tym, że zdarzyło się coś co nie miało prawa się zdarzyć, nie ma w tej chwili sensu. Na żale jeszcze przyjdzie czas. Krok po kroku, robiła to co uważała, że zrobić trzeba, działała spontanicznie, ale teraz po 44 godzinach, wie że zrobiła to co powinna.


Nieustannie analizowała tę straszną sytuację, próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie. Wściekała się, że zupełnie nie miała wpływu na to co się stało, a jednak czuje, że mogła temu zapobiec. Mętlik w głowie Ann i cała mieszanka emocji nie dają jej spokoju. Nie umie tego ogarnąć, zrozumieć ani zaakceptować. Ciężko jej teraz normalnie funkcjonować, udawać, że nic się nie stało, robić dobra minę. Stało się, bardzo źle się stało i Ann nie umie sobie z tym na razie poradzić. Od wczoraj czuje, że jej stabilizacja emocjonalna runęła w gruzach. Zwłaszcza, że to wszystko ma bardzo skomplikowane, niejednoznaczne podłoże. Tylko, że teraz to podłoże zniknie, te wszystkie skomplikowane relacje, zdarzenia i niejednoznaczne sytuacje znikną, nie będzie ich. Nie będzie już analizowania ciągle tych samych zachowań i rozpatrywania ich pod różnymi kątami. Nie będzie też rozmyślań o tym co zostało powiedziane, a co nie. Nie będzie już wszystkiego co mogło ich połączyć. Wszystko będzie już postrzegane tylko i wyłącznie przez pryzmat tego konkretnego wydarzenia.
Nie ma już nadziei. Pozostaje czekanie.

Jedyne co pozwala jej się trzymać to myśl o dzieciach.  O tym że są. Że jej potrzebują. Silnej i uśmiechniętej.