17 marca 2014

Przygody z karmieniem piersią: dziecko pierwsze

Zanim Ann urodziła swoje pierwsze dziecko, nie zdawała sobie sprawy z tego, że z karmieniem piersią może być tyle zamieszania. Myślała, że to po prostu naturalna sprawa, matka z miłością podaje pierś, dziecko z błogą miną ssie i wszyscy są zadowoleni. Matka, że daje swej latorośli wszystko co najlepsze, dziecko, że najedzone i obdarzone bliskością swej rodzicielki. Jednak rzeczywistość okazała się nieco inna.

Gdy tylko syn wydostał się na świat i został położony na jej brzuchu zaczęły się próby przystawiania do piersi. I tutaj zaczęły się schody, bo maluch zupełnie odmawiał współpracy. Po kilkudziesięciu minutach prób wspomaganych przez położną, która ugniatała i zawijała sutek Ann w różnorodne figury, żeby ułatwić noworodkowi złapanie go w swą paszczę, wszyscy czuli się zrezygnowani: Ann, bobas, położna... nawet mąż patrzący na to z lekkim przerażeniem. Położna zadecydowała, żeby na razie odpuścić, że i tak w pierwszych godzinach życia, dziecko tego pokarmu tak naprawdę jeszcze nie potrzebuje. Ma jakiś zapasik z brzucha. Ann nawet nie protestowała, bo i tak wszystko co się w okół niej działo było lekkim szokiem. Nie otrząsnęła się jeszcze z 14 godzinnej przygody na porodówce, nie do końca wierzyła też, że ten mały człowieczek, który leży z nią, to jej syn. Generalnie czuła się jak by funkcjonowała w jakiejś innej rzeczywistości. Zupełnie jak by stała z boku i spokojnie wszystko obserwowała. Ciężko jej było zrozumieć, że przecież jest częścią tych wydarzeń.

Później wcale nie było lepiej, wkroczyła położna laktacyjna, a przynajmniej za taką się podawała. Po kolejnych próbach, wciąż nie przynoszących upragnionego przetransportowania pokarmu do brzuszka nowonarodzonego, "mleczna specjalistka" stwierdziła, że Ann ma zbyt płaski sutek i dlatego maluch nie potrafi go uchwycić. Stwierdziła, że wyćwiczenie go laktatorem niewiele tutaj pomoże i wręczyła plastikową strzykawkę, którą nakazała regularne "wyciąganie" sutka, a raczej jego zassywanie we wnętrze tejże strzykawki... Naprawdę kazała to robić! Oszołomiona wszystkim dookoła Ann starała się jak mogła, a że logiczne myślenie w owym momencie chyba jej się wtedy wyłączyło, to męczyła swoje piersi ową strzykawką ile wlezie, mimo uporczywego bólu. Gdy to nie pomogło, na pomoc zostały przywiezione przez męża silikonowe nakładki. I proszę niespodzianka, maluch od razu zajarzył o co z nimi chodzi i zaczął ciągnąć pierś, aż miło! To znaczy tak zupełnie miło nie było, bo po pierwsze ból był mega intensywny, a po drugie nie chciał się od tych piersi odczepiać, najchętniej prowadził by swoje wygodne życie z cyckiem opatrzonym w silikon, w swej paszczy 24h/7. W innych przypadkach płakał. A raczej darł się i wrzeszczał. Uspokajał się tylko przy piersi.

Tydzień później wcale nie było lepiej, wyszła choroba refluksowa objawiająca się silnym chlustaniem a skutkująca słabiutkim przyrostem masy ciała. Zwrociki po jednym posiłku dochodziły nawet do kilkunastu razy. Nakazano nie karmić częściej niż co 3 godziny, żeby dać szansę na strawienie pokarmu. Aha i nie robić też dłuższych przerw między karmieniami niż 3 godziny. Karmić dokładnie 20 minut i później przez 20 minut nosić w pozycji "do odbitki". Prosta matematyka wskazuje na to, że na sen zostawało Ann dokładnie 2 godziny i 20 minut. Dużo? No ale wiadomo, trzeba zrobić siku, a później poprzewalać się z boku na bok nie mogąc zasnąć a następnie coraz bardziej nerwowo zerkać na zegarek. Już tylko 2 godziny... 1,5 ... już tylko godzina! No to teraz chyba zupełnie nie opłaca się iść spać! A to wszystko pod warunkiem, że Bąbel zechciał akurat nie mieć kolki i smacznie sobie drzemał, bo w przeciwnym razie nie było by nawet mowy o 5 minutach snu dla Ann. I tak mijały tygodnie a frustracja spowodowana ciągłym niewyspaniem narastała. Pojawiały się myśli, czy może sztuczne mleko podane z domieszką specjalnego zagęszczacza dla niemowląt mocno ulewających nie poprawiło by całej sytuacji? Ale nie, przecież Ann nie chce być złą matką, będzie więc karmić piersią! Za wszelką cenę!

Stan ten trwał do 3 miesiąca życia bobasa, w którym to ewidentnie zaczął odmawiać piersi. Nie chciał jej chwytać już nawet przez wspomniany silikon. Zmuszenie go do zassania pokarmu trwało od 40 minut do godziny. No i nie zawsze było zakończone sukcesem. Pomnóżcie to sobie przez ilość karmień w ciągu dnia i otrzymacie ilość walk, które Ann codziennie musiała odbywać z synem. Lekarze specjaliści rozkładali ręce, nie potrafili znaleźć przyczyny, nie umieli pomóc. Ann dostawała szału a dół, w którym się znajdowała coraz bardziej się pogłębiał. Bo co może czuć matka, której dziecko drze się w niebogłosy bo jest głodne... ale zjeść to już nie chce? Płakał on, a Ann razem z nim. Z bezsilności, z poczucia porażki. Zawsze oboje byli zlani potem i wymęczeni co najmniej jak po przebiegnięciu maratonu. Czy naprawdę to magiczne karmienie piersią musi aż tyle kosztować?


Po długich naradach i rozważaniach wszystkich za i przeciw podjęto decyzję:  podajemy butelkę i zobaczymy co będzie. Pierwszy raz - pomyślny, mały od razu wiedział co robić (może to przez doświadczenie z silikonem?). Jedzenie odbywało się bez potu i łez, bezproblemowo. Z uśmiechem matki i błogą miną małego. Czy można chcieć czegoś więcej od szczęśliwego dziecka i dzięki temu szczęśliwej mamy? Nawet jeżeli ma to oznaczać koniec karmienia piersią?

Dopiero po przestawieniu na mleko modyfikowane jej więź z synem zaczęła się zacieśniać a jej matczyna miłość stawała się coraz bardziej świadoma. Bez stresu na samą myśl o karmieniu, za to z uśmiechem. Okazuje się, że do zbudowania silnej więzi emocjonalnej, nie zawsze potrzebny jest czysto fizyczny kontakt: pierś - paszcza dziecka.


2 komentarze:

  1. U mnie bylo bardzo , bardzo podobnie tylko, ze synowie potrafili zassac cycka bez problemu. U Starszaka wykryto skaze w 6 tygodniu, meczylam cyca do 3 miesiecy. Bylam wykonczona, a on ze mna. Przeszlismy na Nutramigen I zycie sie zmienilo... dla mnie I dla niego - na lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem warto zrobić "coś kosztem czegoś", szczególnie jeżeli wszystkim ma to wyjść na dobre :)

      Usuń