22 września 2012

Dzisiaj imprezowo

Dzisiaj jest dzień kawalersko-panieński znajomej Ann z osiedla. Za dwa tygodnie koleżanka wychodzi za mąż. Jeszcze jakiś czas temu Ann nawet przez chwilę by się nie zastanawiała czy iść... jasne, że by poszła! Ale teraz Ann jest matką. Jest za kogoś odpowiedzialna. Małym mogli by zająć się dziadkowie, ale nie u nich w domu, tylko u rodziców męża. A to daleko. Ponad 70 km od Warszawy. Ann nie chciała. Jak sobie pomyśli, że mogłaby teraz siedzieć w limuzynie, wsłuchując się w basy imprezowej muzyki z uśmiechem na ustach wspomaganym procentami i jechać po przygodę do klubu, a w tam kto wie, co by się wydarzyło, to troszkę jej szkoda. Ann uwielbia takie wypady. Odkąd zaszła w ciąże bardzo jej tego brakowało. Teraz odrobinkę żałuje, że się nie zgodziła na ten panieński. Szczególnie, że troszkę jej smutno jakoś. Rodzice na urlopie na Wyspach... najbliższa przyjaciółka od dziś w podróży poślubnej z ultra Allinclusive... Ajjjjj!!!! Trochę dalsza przyjaciółka też na wakacje właśnie wyleciała. A Ann siedzi sama w domu, widząc że wszystkie bliskie jej osoby właśnie w tym momencie dobrze się bawią.

Jednak te wszystkie myśli odchodzą na dalszy plan gdy Ann zagląda do łóżeczka, gdzie spokojnie śpi jej maleńki człowieczek. Mruczy sobie co jakiś czas pochrapując i wzdychając. To najsłodsze uczucie na świecie. Patrzeć na spokój swojego dziecka. Istotki, o której tyle czasu marzyła, która przez dziewięć miesięcy zamieszkiwała jej powiększający się brzuch. Ann znowu zerka, poprawia błękitny pluszowy kocyk i czuje ukojenie. Mimo, że wieczór ten spędzi z książka i kieliszkiem wina zakrapianego wodą wcale nie jest jej źle. Ann jest matką i uśmiechając się delikatnie dzisiaj odczuwa to całą sobą.

21 września 2012

Niedomknięta sprawa

Ann od jakiegoś czasu o tym nie myślała. A przynajmniej się starała. Wiadomo jak to jest. Gdy nadchodzą myśli o nieprzyjemnych sprawach zaczyna się je odpychać, aż w końcu zakłada się skuteczną blokadę. Blokada ta zupełnie nie dopuszcza tych konkretnych myśli do umysłu. Ann właśnie tak postąpiła z myślami o swojej pracy magisterskiej. Zamknęła się na ten temat przez ostatnie kilka miesięcy. Jednak widmo zbliżających się terminów rozliczenia z uczelnią wróciło jak bumerang i uderzyło ze zdwojoną mocą. Ann jednym razem gdy o tym myśli odczuwa gulę w gardle, innym razem treść żołądka podchodzi jej do góry... Innymi słowy jest źle. A nawet bardzo źle. Ann nie umie się przymusić. Jakiekolwiek błagania, groźba czy prośba a nawet szantaż! Nic, zupełnie nic nie działa. Przynosi odwrotny skutek, bo Ann nie chce o tym myśleć, rozmawiać. Marzy o tym, żeby ta sprawa raz na zawsze zniknęła z jej życia. Ale wiadomo, że żeby tak się stało to musi włożyć mnóstwo energii i pracy w dokończenie pisania magisterki i nauczenie się do egzaminu a później do samej obrony. Brzmi groźnie i dla takiego nerwusa jakim jest Ann wiąże się z ogromnym stresem. Na samą myśl cierpnie jej skóra. Z jednej strony rzuciła by to w cholerę, bo po co jej te studia? W dzisiejszych czasach są nic nie warte i każdy może je mieć. Ale z drugiej strony zostało jej już tak niewiele, sama końcóweczka... zresztą jak coś się już zacznie, to trzeba to skończyć. Zrobić to dla rodziców, syna, męża. I mieć święty spokój. Przed samą sobą i innymi. Ann zdaje sobie z tego sprawę, ale w głowie pustka i weny do pisania brak... a czas ucieka... tyk tyk tyk

15 września 2012

"dzień w którym powiem sobie dość...

... będzie karą za twój błąd, nie zatrzymasz mnnnnnieeee"

Ann jedzie samochodem zaledwie od 40 minut, a TA piosenka poleciała już 3 raz. Niby jej się nie podoba, niby beznadziejna... ale tak idealnie wpasowała się w jej samopoczucie. Zawsze była sentymentalna, szczególnie w chwilach słabości, a ostatnio więcej bywało właśnie takich. Mimo infantylności tej piosenki i tego, że jest podobna do wszystkich, Ann ją analizuje. Z jednej strony jest smutna. Jest w niej sporo tragizmu związanego z rozstaniem. Z drugiej jednak strony podmiot liryczny nie jest zwyczajnie żalącą się istotką, która będzie po kimś płakać. Jest kimś więcej. Jest silną kobietą, która jest już gotowa na zmiany i ma odwagę je rozpocząć. Podjąć wyzwanie, które przynosi jej los. Czy Ann też kiedyś będzie w takiej sytuacji? Postanowi raz na zawsze zakończyć upokarzające gesty, słowa, bezsensowne dyskusje i agresywne kłótnie? Czy tak byłoby lepiej? Na razie ma ogromny mętlik w głowie. Nie jest przecież sama. Ma synka i to jego dobrem musi się kierować przede wszystkim. To bardzo trudne. Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo...

13 września 2012

Rodzinne koligacje

Zbliżał się wieczór. W miarę upływu czasu Ann traciła dobry humor i stawała się coraz bardziej spięta. Nie umiała zapanować nad zwiększającym się poddenerwowaniem (nie mylić z podekscytowaniem, bo to było stanowcze poddenerwowanie.) Odkąd mały się urodził wyjazdy do... no właśnie jak by tu nazwać teściów, żeby zachować resztki dobrego smaku... może Bełkoty? Ani źle ani dobrze, więc niech będą. Więc wyjazdy do Bełkotów przestały być takie różowe jak wcześniej. Wszystko zaczęło się już dzień po porodzie, gdy odwiedzili ją w szpitalu. Głupi gest Bełkota spowodował diametralne oziębienie stosunków. Później było już tylko gorzej. Pan Bełkot zaczął na wszystko narzekać i krytykować to jak Ann opiekuje się maleństwem.

W pierwszych dniach swojego macierzyństwa kiedy tak bardzo potrzebowała wsparcia, bo czuła się niepewnie, Pan Bełkot szalał ze swoimi uwagami. "Źle zakładasz pieluchę, tu trzeba zawinąć! Co to za ubranko, przecież mu za zimno. Odkryj go, jest mu za gorąco. Przykryj bo za zimno. Załóż czapkę, zdejmij..." I ciągle powtarzające się napastliwe i ostre "no nakarm go wreszcie, on jest głodny"
Pan Bełkot, wielki znawca dzieci (Ann nie była pewna czy kiedykolwiek zmienił pieluchę) uważał, że gdy tylko dziecko zapłacze, to bez względu na wszystko trzeba wepchnąć mu pierś do ust. Ann często łzy napływały do oczu i gardło się zaciskało przez te jego dobre rady. A gdy tylko wreszcie udało się go pozbyć choć na chwilę, to zaczynała płakać, ze złości a później z bezsilności. I tak to trwało i trwało. Przy czym Pani Bełkotowa była bardzo ciepła, życzliwa i w ogóle było dobrze. Ale z czasem gdy Ann przestała ukrywać swoją niechęć do Bełkota, któremu po prostu coś odwaliło, to i z stosunki z Panią Bełkotową się pogorszyły. I teraz jest między nimi źle. Ann prawie z nimi nie rozmawia, a jeśli już coś powie, to mimo ogromnych starań i tak nie wychodzi to naturalnie. Tyle lat ciężkiej pracy zniszczone przez dosłownie 2 miesiące natrętno-bezczelnego zachowania pana Bełkota. Coś na co tyle czasu pracowali odeszło w siną dal. Ann już nie jest ich kochaną Ann, jest teraz tylko złem koniecznym. Matką jej wnuka. Ann czuje, że starają się zachować z nią poprawne stosunki tylko przez wzgląd na niego. Zresztą co tu dużo mówić. Wszystko się ostatnio pokićkało. Relacje Ann z mężem co wyjątkowo słabe, nawet nie można ich do poprawnych zaliczyć. Ann z Bełkotami... dramat. Rodziców Ann z panem mężem - coraz gorzej. A relacje Ann z bratem i jego żoną, które od roku były bardzo złe, teraz znacznie się poprawiły. W jednym zdaniu: wszystko stanęło na głowie a świat zwariował...
Ale Ann wierzy, że będzie lepiej, jak z mężem się poprawi, to może i na pozostałych frontach się przejaśni. Przecież nie są już sami. Są rodzicami. Mają dla kogo się starać.

6 września 2012

Aksamitna i pomarańczowa nowość

Ann nie mogła się doczekać pierwszego posiłku "innego" niż mleko. Z ekscytacją myślała o karmieniu swojego synka łyżeczką. Wiele mam się obawia tego momentu. Ich dzieciaczki plują, dławią się, wrzeszczą a do tego wszystko dookoła jest umazane podawanym pokarmem. Ann myślała o tym pozytywnie. Przeczuwała, że oboje będą mieli niezły ubaw. Zna już na tyle swojego synka, że wiedziała, że małemu bardzo spodoba się nowe jedzonko. Mały uwielbia łyżeczkę, którą od maleńkości miał podawane różne leki. Poza tym jej mały brzdąc ponad wszystko kocha jeść. Intuicja podpowiadała Ann, że połączenie ulubionej łyżeczki i wrodzonej miłości do jedzenia będzie ekscytujące. Nie pomyliła się. Jej bąbelek wsuwał pierwszą marchewkę tak, że aż mu się uszy trzęsły. przebierał nóżkami jak szalony i bardzo grzecznie otwierał buzię.