5 grudnia 2012

Zapach pierniczków

Ann coś poczuła w tym roku. Chciałaby, żeby te święta były magiczne i wyjątkowe

Przez wiele lat swojego dzieciństwa czekała z wielkim podekscytowaniem na Święta Bożego Narodzenia. Nie miało to zbyt wiele wspólnego z biblijnym i duchowym przeżywaniem urodzenia Jezusa. Chodziło o choinkę, prezenty, odświętny obrus na stole, spęd jeszcze wtedy całej rodziny i oczywiście o prezenty. Drobne upominki, jakie by nie były, budziły zawsze wiele emocji. Jak jeszcze do tego w wyczekiwaną Wigilię padał puszysty śnieżek, to dopełniało całości.


Zapachy tradycyjnych potraw unoszące się w mieszkaniu, lekkie poddenerwowanie mamy i babci i to oczekiwanie. Na gości, na pierwszą gwiazdkę, na ulubione potrawy, na które czeka się cały rok i na prezenty!


Ann bardzo by chciała stworzyć taką atmosferę dla Małego Bobsonka, żeby mógł jak najdłużej cieszyć się magią świąt. Wie, że łatwiej byłoby jej to zrobić gdyby mieszkali sami, mieli własny dom lub mieszkanie. Tutaj może być ciężko. Sytuacja jest tutaj dziwaczna. Zarówno rodzice jak i brat z bratową raczej nie dają się ponieść świątecznej atmosferze. Święta spędza się z filmowymi bohaterami, przed telewizorem... Ann właściwie to tak bardzo nie przeszkadzało, ale teraz coś się zmieniło i bardzo by chciała, od tego roku było już inaczej...


30 listopada 2012

Nocne rozboje małego ŁejŁeja

Ann opada z sił. Ciągle jest niewyspana, do tego doszło przeziębienie... no i ciąża. Snuje się po domu w dresie naciągniętym na piżamę. Przy gwałtowniejszych ruchach kręci jej się w głowie. Zastanawia się czasem ile tak wytrzyma. Przecież to dopiero początek, a ona już nie ma siły nosić syna na 4 piętro. A wiadomo, że będzie jeszcze gorzej... Do tego wszystkiego doszło jeszcze jedno. Mały ŁejŁej nie chce w nocy spać!

Mniej więcej od ukończenia 4 tygodni Mały ku zadowoleniu rodziców zaczął odróżniać dzień od nocy. Zawsze był duży kłopot z zaśnięciem na noc, ale gdy już się udało go uśpić to dobrze spał. Budził się właściwie tylko na karmienie. A później gdy miał 2 miesiące to już go na to karmienie trzeba było budzić, a poza tym sam nie przerywał nocnego snu. Jakieś 1,5 miesiąca temu rodzice postanowili zrobić pierwszy krok w stronę samodzielności ŁejŁeja i przeprowadzić jego łóżeczko do drugiego pokoju. Przeszło to dosyć bezboleśnie. Budził się po kilka razy na noc, ale wystarczyło dać mu kilka łyczków herbatki i bezproblemowo zasypiał.

A teraz? Teraz ŁejŁej oszalał! Budzi się jakieś 15 razy w ciągu jednej nocy i co gorsza nie chce w ogóle spać. Drze się w niebogłosy i dopóki się do niego nie przyjdzie nie przestaje. Żadne przetrzymanie, na zasadzie wypłacze się i przestanie - nie wchodzi w grę. Zdesperowani rodzice nawet tego próbowali. Gdy przychodzą do niego w nocy, dosyć szybko się uspokaja i uwaga: leży wpatrując się podejrzanie spokojnym, jakby nawet nieobecnym wzrokiem w COŚ. No właśnie tylko w co? Czy to sufit, czy wiszące nad łóżeczkiem zabawki? A może on tam coś innego widzi? Jakieś duchy? I leży tak spokojniutko, ale gdy tylko Ann lub jej mąż podnoszą się z krzesła stojącego przy łóżeczku aby skierować swoje na wpół żywe [-domagające się snu ciało do swojego pokoju i upragnionego łóżka, spokojny nastrój łejŁeja w 1 sekunde przeradza się w histeryczne i piski. I tak w kółko. Wracają, myślą, że jest już OK, na paluszkach próbują opuścić pokój i gdy już prawie naciskają na klamkę, jazda zaczyna się od początku. Siedzenia przy łóżeczku stają się coraz dłuższe i dobijają już nawet do półtorej godziny. A ŁejŁej wcale nie wygląda na śpiącego... o Co tutaj chodzi? Czy to jakiś demon w niego wstąpił? A może słowa teściowej się sprawdzają, która uważa, że dopiero Chrzest wypędzi z dziecka diabła?
Efekt tego jest taki, że zarówno Ann jak i jej mąż są na maksa niewyspani, cały dzień chodzą rozdrażnieni i zmęczeni. Jak sobie z tym poradzić?

15 listopada 2012

Najbliższe kilka dni

Dzisiaj jest czwartek. Jutro Ann wyjeżdża do Wieliczki na weekendową imprezę firmową męża. Oznacza to, że znowu muszą swojego Bąbelka zostawić... no właśnie znowu...
Bąbel pojechał z mężem zaldwie 2,5h temu do teściów, ale Ann już to przeżywa. Łzy stoją jej w oczach, a w gardle tkwi wielka gula. Nie zobaczy go przez następne 3 dni! To ich najdłuższa rozłąka odkąd mały się urodził. Ann jest tak strasznie przykro. Wcale nie chce tam jechać. Wie, że nie będzie się dobrze bawić, poza tym tak bardzo tęskni za małym. Mimo, że go tu nie ma ciągle podświadomie słyszy jego pojękiwania, płacz, czasem śmiech. Coś ją ściska w klatce piersiowej. Ciężko jej oddychać. Nie chce już go zostawiać.
Ma tylko nadzieję, że będzie mu tam dobrze i że nie zatęskni za nią. Że jest jeszcze za malutki na płakanie za mamą. Oby, bo tego by już nie zniosła.

9 listopada 2012

Niespodzianka


Jutro wielki dzień. Ann już od wielu tygodni go planowała. Dzisiaj kiedy zostało już tak niewiele czasu, martwi się. Chciałaby, żeby wszystko się udało, żeby każdy był zadowolony.
W tym tygodniu we wtorek jej mąż skończył 30 lat. Jako, że Ann zawsze była słaba w robieniu mu prezentów, a o niespodziankach już nawet nie mówiąc, postanowiła to zmienić. Po pierwsze dlatego, że to wyjątkowe urodziny bo TRZYDZIESTE! Po drugie, pierwsze urodziny męża, jako tatusia a trzeci powód wyszedł niedawno i jest nim maleńkie ziarenko zamieszkujące jej brzuch...
Zresztą Ann zawsze skrycie marzyła, że ktoś kiedyś dla niej urządzi imprezę-niespodziankę, ale jakoś się nie złożyło, więc postanowiła zrobić to dla męża. 



Więc dzisiaj po południu Ann wysłała synka razem z mężem do teściów. Powiedziała, że chce całą sobotę poświęcić na pisanie pracy magisterskiej i musi mieć spokój. Umówiła się też z mężem, żeby wrócił na wieczór sam, żeby mogli we dwójkę pójść na romantyczną kolację do knajpy (dziwne, że uwierzył, przecież oni nigdy tego nie robią...) Dodatkowo Ann wyprawiła swoich rodziców na weekend do Kazimierza Dolnego, żeby mieć gdzie urządzić imprezę - niespodziankę. Gdy tylko jej mężczyźni opuścili mieszkanie Ann pojechała kupić wszystkie potrzebne produkty spożywcze. Ku jej zaskoczeniu zajęło jej to prawie 4 godziny! Jej wycieczka po markecie obfitowała w silne mdłości i duszności. Dodatkowo kupiła więcej niż jest w stanie unieść, więc o mało nie zemdlała wnosząc zakupy na górę. W pewnym momencie bardziej je ciągnęła niż niosła, czego efektem było zgubienie puszki z brzoskwiniami. To oczywiście nie koniec, bo po wtarganiu ciężkich toreb Ann zabrała się za przygotowanie kilku potraw. Ahhh... Tyle godzin na nogach.


Przez cały okres snucia planów odnośnie menu jutrzejszej imprezy i tego jak to wszystko zorganizować, Ann czuła przyjemne kłucie w brzuchu. Była zadowolona, że zrobi coś TAKIEGO dla męża, że w ten sposób będzie mogła mu pokazać jak bardzo jej na nim zależy, jak wiele się zmieniło od kiepskiego okresu w ich związku, który miał miejsce przecież tak niedawno. Który był dla niej błędnym kołem, z którego bała się, że się nie wydostaną.


A dzisiaj? Dzisiaj Ann jest zmęczona do granic możliwości, rozkojarzona, na niczym nie może się skupić. Do tego skrycie popłakuje sobie tęskniąc za swoim Bąbelkiem, który dzisiaj jest podobno marudny i nie za bardzo chce jeść. Tak bardzo chciałaby go przytulić, pogłaskać, dać ciepłego buziaczka w pulchny policzek. Poza tym przeraża ją ogrom rzeczy, które sobie zaplanowała na jutro do zrobienia i to jak będzie przebiegał wieczór. Czy nie będzie drętwo. Czy mężowi się spodoba, czy przyjedzie w odpowiednim czasie jak już wszyscy będą. I czy wiecznie doskwierająca Ann "choroba lokomocyjna" pozwoli jej na samodzielne zorganizowanie tego wszystkiego i dobą zabawę wieczorem?
OBY!!!

25 października 2012

półroczny prezent?

Dzisiaj syn Ann kończy 6 miesięcy. To niesamowite. Jeszcze rok temu o tej porze razem z mężem nie byli pewni, czy wszystko się uda. Bali się cieszyć ze świeżej ciąży, żeby później się nie zawieść... Chuchali i dmuchali zarówno na Ann jak i na maleńkiego mieszkańca jej brzucha. Ann z rozmarzeniem rozmyślała jak to wszystko się ułoży, jaki będzie finał czule głaszcząc swój nie wyróżniający się jeszcze brzuch. Dzisiaj minął rok od tamtego czasu. Pół roku od długo wyczekiwanego dnia, w którym Ann urodziła swoje wymarzone dziecko. Synka. Uczucia, które względem niego żywi są nie do opisania. Siła miłości jest tak nadzwyczajna, że nie ma takich słów, które w odpowiedni sposób mogły by ją opisać.

A dzisiaj? Na dzisiaj Ann jest umówiona do lekarza. Zrobiła wczoraj test ciążowy... sama nie wie dlaczego. Może intuicja jej coś podpowiadała? Gdy Ann zobaczyła 2 mocne kreski zaczęła się śmiać. Nie mogła uwierzyć. Poszła powiedzieć mężowi głupio się śmiejąc - on również nie uwierzył. Zrobiła kolejny. Wyszło to samo. Ona ciągle nie może uwierzyć. To przecież niemożliwe! O pierwszą ciąże bardzo długo się starali a  poczęcie było wspomagane leczeniem i zastrzykami. Więc myśleli z mężem, że za drugim razem znowu nie będzie łatwo, a więc hulaj dusza.... no i co? Dopóki lekarz tego nie potwierdzi, Ann nie chce o tym myśleć, ale niestety gdzieś głęboko w jej głowie jest to wypisane wyboldowanym tekstem i to w dodatku z Caps Lockiem! Dzisiaj płakała, chyba ze strachu - jak to będzie? Mąż próbuje udawać, że będzie się cieszył, ale średnio mu to idzie, Ann widzi, że chce ją po prostu wesprzeć a sam jest przerażony...

Czy tak ma wyglądać wstęp jej drugiego dziecka? Zamiast radości i wzruszenia są łzy rozpaczy i przerażenie? Jest jej z tego powodu okropnie przykro. Nie tak sobie to wyobrażała! Wie, że będzie potrzebować trochę czasu, żeby sobie to wszystko poukładać, nauczyć się myśleć pozytywnie. Ale na razie nie chce myśleć.


Kochany Synku. Z okazji 6 miesięcy istnienia w naszym świecie chciałabym żebyś był zawsze zdrowy, żebyś wyrósł na porządnego człowieka. Żebyś potrafił pokierować swoim życiem, w taki sposób jaki sobie wymarzysz i żeby Twoja przyszła kobieta była warta Twojej miłości. Przy okazji życzę sobie, żebym przez wszystkie moje dni mogła patrzeć na Ciebie z dumą rozpierającą me serce. Chciałabym też żebyś zawsze czuł się potrzebny i bardzo kochany, nawet kiedy na świat przyjdzie Twoja siostra a rodzicom przybędzie obowiązków. Musisz pamiętać, że ogromnie Cię kochamy i zawsze możesz na nas liczyć. Oprócz nas, masz wokół siebie inne przychylne Ci osoby, które również Cię kochają i życzą Ci jak najlepiej.
Dorastającemu już ŁejŁejkowi - Ann

22 września 2012

Dzisiaj imprezowo

Dzisiaj jest dzień kawalersko-panieński znajomej Ann z osiedla. Za dwa tygodnie koleżanka wychodzi za mąż. Jeszcze jakiś czas temu Ann nawet przez chwilę by się nie zastanawiała czy iść... jasne, że by poszła! Ale teraz Ann jest matką. Jest za kogoś odpowiedzialna. Małym mogli by zająć się dziadkowie, ale nie u nich w domu, tylko u rodziców męża. A to daleko. Ponad 70 km od Warszawy. Ann nie chciała. Jak sobie pomyśli, że mogłaby teraz siedzieć w limuzynie, wsłuchując się w basy imprezowej muzyki z uśmiechem na ustach wspomaganym procentami i jechać po przygodę do klubu, a w tam kto wie, co by się wydarzyło, to troszkę jej szkoda. Ann uwielbia takie wypady. Odkąd zaszła w ciąże bardzo jej tego brakowało. Teraz odrobinkę żałuje, że się nie zgodziła na ten panieński. Szczególnie, że troszkę jej smutno jakoś. Rodzice na urlopie na Wyspach... najbliższa przyjaciółka od dziś w podróży poślubnej z ultra Allinclusive... Ajjjjj!!!! Trochę dalsza przyjaciółka też na wakacje właśnie wyleciała. A Ann siedzi sama w domu, widząc że wszystkie bliskie jej osoby właśnie w tym momencie dobrze się bawią.

Jednak te wszystkie myśli odchodzą na dalszy plan gdy Ann zagląda do łóżeczka, gdzie spokojnie śpi jej maleńki człowieczek. Mruczy sobie co jakiś czas pochrapując i wzdychając. To najsłodsze uczucie na świecie. Patrzeć na spokój swojego dziecka. Istotki, o której tyle czasu marzyła, która przez dziewięć miesięcy zamieszkiwała jej powiększający się brzuch. Ann znowu zerka, poprawia błękitny pluszowy kocyk i czuje ukojenie. Mimo, że wieczór ten spędzi z książka i kieliszkiem wina zakrapianego wodą wcale nie jest jej źle. Ann jest matką i uśmiechając się delikatnie dzisiaj odczuwa to całą sobą.

21 września 2012

Niedomknięta sprawa

Ann od jakiegoś czasu o tym nie myślała. A przynajmniej się starała. Wiadomo jak to jest. Gdy nadchodzą myśli o nieprzyjemnych sprawach zaczyna się je odpychać, aż w końcu zakłada się skuteczną blokadę. Blokada ta zupełnie nie dopuszcza tych konkretnych myśli do umysłu. Ann właśnie tak postąpiła z myślami o swojej pracy magisterskiej. Zamknęła się na ten temat przez ostatnie kilka miesięcy. Jednak widmo zbliżających się terminów rozliczenia z uczelnią wróciło jak bumerang i uderzyło ze zdwojoną mocą. Ann jednym razem gdy o tym myśli odczuwa gulę w gardle, innym razem treść żołądka podchodzi jej do góry... Innymi słowy jest źle. A nawet bardzo źle. Ann nie umie się przymusić. Jakiekolwiek błagania, groźba czy prośba a nawet szantaż! Nic, zupełnie nic nie działa. Przynosi odwrotny skutek, bo Ann nie chce o tym myśleć, rozmawiać. Marzy o tym, żeby ta sprawa raz na zawsze zniknęła z jej życia. Ale wiadomo, że żeby tak się stało to musi włożyć mnóstwo energii i pracy w dokończenie pisania magisterki i nauczenie się do egzaminu a później do samej obrony. Brzmi groźnie i dla takiego nerwusa jakim jest Ann wiąże się z ogromnym stresem. Na samą myśl cierpnie jej skóra. Z jednej strony rzuciła by to w cholerę, bo po co jej te studia? W dzisiejszych czasach są nic nie warte i każdy może je mieć. Ale z drugiej strony zostało jej już tak niewiele, sama końcóweczka... zresztą jak coś się już zacznie, to trzeba to skończyć. Zrobić to dla rodziców, syna, męża. I mieć święty spokój. Przed samą sobą i innymi. Ann zdaje sobie z tego sprawę, ale w głowie pustka i weny do pisania brak... a czas ucieka... tyk tyk tyk

15 września 2012

"dzień w którym powiem sobie dość...

... będzie karą za twój błąd, nie zatrzymasz mnnnnnieeee"

Ann jedzie samochodem zaledwie od 40 minut, a TA piosenka poleciała już 3 raz. Niby jej się nie podoba, niby beznadziejna... ale tak idealnie wpasowała się w jej samopoczucie. Zawsze była sentymentalna, szczególnie w chwilach słabości, a ostatnio więcej bywało właśnie takich. Mimo infantylności tej piosenki i tego, że jest podobna do wszystkich, Ann ją analizuje. Z jednej strony jest smutna. Jest w niej sporo tragizmu związanego z rozstaniem. Z drugiej jednak strony podmiot liryczny nie jest zwyczajnie żalącą się istotką, która będzie po kimś płakać. Jest kimś więcej. Jest silną kobietą, która jest już gotowa na zmiany i ma odwagę je rozpocząć. Podjąć wyzwanie, które przynosi jej los. Czy Ann też kiedyś będzie w takiej sytuacji? Postanowi raz na zawsze zakończyć upokarzające gesty, słowa, bezsensowne dyskusje i agresywne kłótnie? Czy tak byłoby lepiej? Na razie ma ogromny mętlik w głowie. Nie jest przecież sama. Ma synka i to jego dobrem musi się kierować przede wszystkim. To bardzo trudne. Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo...

13 września 2012

Rodzinne koligacje

Zbliżał się wieczór. W miarę upływu czasu Ann traciła dobry humor i stawała się coraz bardziej spięta. Nie umiała zapanować nad zwiększającym się poddenerwowaniem (nie mylić z podekscytowaniem, bo to było stanowcze poddenerwowanie.) Odkąd mały się urodził wyjazdy do... no właśnie jak by tu nazwać teściów, żeby zachować resztki dobrego smaku... może Bełkoty? Ani źle ani dobrze, więc niech będą. Więc wyjazdy do Bełkotów przestały być takie różowe jak wcześniej. Wszystko zaczęło się już dzień po porodzie, gdy odwiedzili ją w szpitalu. Głupi gest Bełkota spowodował diametralne oziębienie stosunków. Później było już tylko gorzej. Pan Bełkot zaczął na wszystko narzekać i krytykować to jak Ann opiekuje się maleństwem.

W pierwszych dniach swojego macierzyństwa kiedy tak bardzo potrzebowała wsparcia, bo czuła się niepewnie, Pan Bełkot szalał ze swoimi uwagami. "Źle zakładasz pieluchę, tu trzeba zawinąć! Co to za ubranko, przecież mu za zimno. Odkryj go, jest mu za gorąco. Przykryj bo za zimno. Załóż czapkę, zdejmij..." I ciągle powtarzające się napastliwe i ostre "no nakarm go wreszcie, on jest głodny"
Pan Bełkot, wielki znawca dzieci (Ann nie była pewna czy kiedykolwiek zmienił pieluchę) uważał, że gdy tylko dziecko zapłacze, to bez względu na wszystko trzeba wepchnąć mu pierś do ust. Ann często łzy napływały do oczu i gardło się zaciskało przez te jego dobre rady. A gdy tylko wreszcie udało się go pozbyć choć na chwilę, to zaczynała płakać, ze złości a później z bezsilności. I tak to trwało i trwało. Przy czym Pani Bełkotowa była bardzo ciepła, życzliwa i w ogóle było dobrze. Ale z czasem gdy Ann przestała ukrywać swoją niechęć do Bełkota, któremu po prostu coś odwaliło, to i z stosunki z Panią Bełkotową się pogorszyły. I teraz jest między nimi źle. Ann prawie z nimi nie rozmawia, a jeśli już coś powie, to mimo ogromnych starań i tak nie wychodzi to naturalnie. Tyle lat ciężkiej pracy zniszczone przez dosłownie 2 miesiące natrętno-bezczelnego zachowania pana Bełkota. Coś na co tyle czasu pracowali odeszło w siną dal. Ann już nie jest ich kochaną Ann, jest teraz tylko złem koniecznym. Matką jej wnuka. Ann czuje, że starają się zachować z nią poprawne stosunki tylko przez wzgląd na niego. Zresztą co tu dużo mówić. Wszystko się ostatnio pokićkało. Relacje Ann z mężem co wyjątkowo słabe, nawet nie można ich do poprawnych zaliczyć. Ann z Bełkotami... dramat. Rodziców Ann z panem mężem - coraz gorzej. A relacje Ann z bratem i jego żoną, które od roku były bardzo złe, teraz znacznie się poprawiły. W jednym zdaniu: wszystko stanęło na głowie a świat zwariował...
Ale Ann wierzy, że będzie lepiej, jak z mężem się poprawi, to może i na pozostałych frontach się przejaśni. Przecież nie są już sami. Są rodzicami. Mają dla kogo się starać.

6 września 2012

Aksamitna i pomarańczowa nowość

Ann nie mogła się doczekać pierwszego posiłku "innego" niż mleko. Z ekscytacją myślała o karmieniu swojego synka łyżeczką. Wiele mam się obawia tego momentu. Ich dzieciaczki plują, dławią się, wrzeszczą a do tego wszystko dookoła jest umazane podawanym pokarmem. Ann myślała o tym pozytywnie. Przeczuwała, że oboje będą mieli niezły ubaw. Zna już na tyle swojego synka, że wiedziała, że małemu bardzo spodoba się nowe jedzonko. Mały uwielbia łyżeczkę, którą od maleńkości miał podawane różne leki. Poza tym jej mały brzdąc ponad wszystko kocha jeść. Intuicja podpowiadała Ann, że połączenie ulubionej łyżeczki i wrodzonej miłości do jedzenia będzie ekscytujące. Nie pomyliła się. Jej bąbelek wsuwał pierwszą marchewkę tak, że aż mu się uszy trzęsły. przebierał nóżkami jak szalony i bardzo grzecznie otwierał buzię.


29 sierpnia 2012

wspomnienia - rok wstecz: blada kreska

24 sierpnia 2011


Wreszcie po wszystkim! 4 dni temu Ann wzięła ślub, czego następstwem było huczne wesele. Dzień później miały miejsce jeszcze bardziej huczne poprawiny. Wesele nie było takie jak by chciała. Jej oczekiwania przerosły rzeczywistość. Podczas imprezy źle się czuła. Była przemęczona, obolała i chciało jej się płakać. Trudy ostatnich dni i ciągła praca na wysokich obrotach dały jej się widocznie we znaki. Szkoda, że akurat tego dnia - czyli w najmniej odpowiednim momencie - jej zmęczenie dało swój upust. Patrzyła na gości zmuszając się do uśmiechu i marzyła o tym, żeby wreszcie zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Nerwowo spoglądając na zegarek, czekała aż wybije 4 godzina, która miała wybawić ją z tego koszmaru. Wtedy bezkarnie będzie mogła opuścić przyjęcie i zdjąć z siebie koszmarnie niewygodną suknię, uzbrojoną w zbyt dużą ilość drutów, które ją uwierały i wziąć relaksujący prysznic. Buty już dawno zmieniła na zszargane sandały, zupełnie nie przejmując się tym, jak to wygląda, zresztą było jej już wszystko jedno. Odkąd źle podwiązany tren został nadepnięty i suknia się trochę porwała, przestała już zwracać uwagę na szczegóły. Jej własne wesele sklasyfikowała już w hierarchii jako słabe i raczej nic już tego nie uratuje.W jej głowie pulsowała tylko jedna myśl: chcę żeby to się wreszcie skończyło!!!

Ann nie wspomina tego dnia jak większość kobiet, jako "najpiękniejszy dzień w moim życiu". O nie! Ann na pewno tak nie powie! 
O ile do przebiegu wesela miała wiele zastrzeżeń, to kolejny dzień okazał się wyjątkowo udany. Luźne poprawiny odbyły się w ogrodzie domu rodzinnego jej męża. To jedyne na co Ann mocno naciskała podczas planowania wesela. Wiele rzeczy było inaczej niż sobie wyobrażała, ponieważ pozwalała teściom ingerować w przygotowania. Jednak co do poprawin byli z mężem zgodni: muszą odbyć się na powietrzu i tego nie odpuścimy! Wbrew sprzeciwom jej teściowej i po długich namowach i negocjacjach stanęło właśnie na tym. Była piękna pogoda, ciepłe słońce koiło trudy dnia poprzedniego. Wszyscy byli błogo rozleniwieni. Wygrzewali swoje zmęczone buzie w promieniach popołudniowego słońca, posilając się aromatycznym żurkiem, popijając alkohol. Nic nie było planowane, całość toczyła się spontanicznie. Każdy robił to an co miał ochotę, siedział gdzie chciał. I lepiej nie można by tego wyreżyserować! Ta impreza była wyjątkowo udana.



Dwa dni później Ann przypomniała sobie, że jej lekarka doradzała zrobienie testu ciążowego jakieś 2 tygodnie po zastrzyku wspomagającym owulację, który K. zrobił jej w brzuch. To by wypadało jakoś w okolicach tego dnia. Ann nie łudziła się, że wynik będzie pozytywny, ponieważ na kilka dni przed ślubem zrobiła test i wyszła tylko 1 kreska, tej drugiej, wyczekiwanej nie dostrzegła. Jednak postanowiła zrobić test ponownie. Postąpiła zgodnie z instrukcją i nastawiła sobie stoper odmierzający stosowny czas. Pierwsza kreska pojawiła się od razu a na drugą znowu czekała w napięciu wpatrując się w białe pole. Czas upływał a kreska się nie pojawiała. Zdegustowana wyszła z łazienki, rzucając jeszcze raz okiem na test. W miejscu gdzie powinna się pojawić druga "sądna" kreska, widać było bardzo delikatne zabarwienie, wręcz przezroczyste, ale Ann uznała, że to nic takiego. Po tylu nieudanych próbach, ile już mieli za sobą, Ann przyjęła tę porażkę ze spokojem. 



Do końca dnia Ann nie mogła się uwolnić od myślenia o tej prawie niewidocznej kresce. Chwyciła się rozważań nad nią, zastanawiając się, czy bledziutka kreseczka rzeczywiście istniała, czy była jedynie wytworem jej wyobraźni? Gdy wróciła wieczorem do domu, znowu zerknęła na pole testowe. Blada kreska wciąż tam tkwiła. Nie wymyśliła jej. Zasięgnęła opinii w Google'ach. Znalazła wiele wypowiedzi kobiet, które żartobliwie pisały, że też nie były pewne czy kreska rzeczywiście istnieje, tymczasem w chwili obecnej ich "blada kreseczka" właśnie rozrabia w drugim pokoju. Czy to może być prawda? Wreszcie się udało? Z coraz większym entuzjazmem postanowiła powtórzyć test. Wyszło to samo. Czy to możliwe, żeby taka jaśniutka kreseczka, ledwo widoczna, którą można było dostrzec tylko jak się człowiek mocno w nią wgapiał przepowiadała to, o czym Ann marzyła od dawna? Bała się o tym myśleć. Bała się uwierzyć. Nie chciała po raz kolejny się rozczarować. Tej nocy nie mogła spać. Ciągle myślała. Postanowiła następnego dnia z rana, pójść na badanie krwi.


Przed powrotem do pracy, po tygodniowej przerwie spowodowanej przedślubnymi i poślubnymi zajęciami, w środę udała się do przychodni na pobranie krwi. Z uwagi na to, że bardzo źle znosiła tego typu sytuacje, (zdarzały jej się zasłabnięcia i zawsze musiała wkładać dużo wysiłku w to, żeby głęboko i spokojnie oddychać strzykawkowych okolicznościach) poprosiła męża o towarzystwo. Jednak nie mówiła mu o co konkretnie chodzi, wspomniała tylko, że musi zrobić badanie krwi a on nie drążył tematu. Pomyślał, że chodzi o badania do pracy, ponieważ takowe też musiała zrobić z racji podpisanej 2 miesiące temu umowy o pracę. Badanie obeszło się bez omdelniowych komplikacji a pielęgniarka oznajmiła, że wynik będzie za 2 dni po południu. Dwa dni! Tyle musi czekać w niepewności. Mimo, że Ann starała się nie myśleć o swoich podejrzeniach, które powoli przeradzały się w przeczucia, to nie udawało jej się to. Potwornie bała się zawodu jaki ją spotka, gdy okaże się, że kolejny raz się nie udało. To były bardzo dziwne dwa dni. Ann nie do końca wiedziała dlaczego. Nie potrafiła się na niczym skupić. W pracy ciągle wracała myślami do bladoprzezroczystej kreseczki, którą ujrzała na teście ciążowym, Jednak swoje roztargnienie tłumaczyła  sobie wielkim wydarzeniem w jej życiu, które miało miejsce kilka dni wcześniej. Myślała, że nie doszła jeszcze do siebie po trudach ślubno-weselno-poprawinowych. Jednak w jej podświadomości ciągle tkwiła myśl: czy jestem w ciąży? Czy leczenie w końcu przyniosło upragniony skutek? Wszystkie wyrzeczenia i trudy, ciągłe wizyty u specjalistów... opłaciły się? Ann całą sobą czuła, że TAAAK, w końcu to się wydarzyło! Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale czuła to, jej intuicja wykrzykiwała to wielkimi literami. Ale Ann tak bardzo bała się w to uwierzyć, że uparcie odsuwała od siebie to twierdzenie. W ciągu tych dwóch dni była bardzo rozkojarzona, silne przeczucia nie dawały jej spokoju. Nie było nawet minuty, żeby nie myślała o tym, że w jej organizmie rozwija się maleńka komóreczka, która z czasem przemieni się w maleńkiego wymarzonego dzidziusia.

Podczas gdy Ann biła się ze swoimi myślami, jej mąż przygotowywał weekendowy romantyczny wypad do Kazimierza Wielkiego. Miał to być przedsmak miesiąca miodowego i nagroda za stres związany z tym całym ślubnym zamieszaniem. Mieli wyjechać w piątek. Tego dnia Ann prosto po pracy pojechała do przychodni odebrać wynik. Od rana myślała tylko o tym, czy na pewno już będzie? Czy nic się nie wydarzy, nikt się z niczym nie pomyli? Żeby tylko nie musiała czekać do poniedziałku. Chciała już wiedzieć, bez względu na to jaki jest wynik, pragnęła mieć już to za sobą. Nie ma nic gorszego od niepewności i złudnych nadziei. Podeszła do rejestracji i podała swoje nazwisko. Pani w okienku poszperała w papierach i wręczyła jej kopertę. Ann wstrzymała oddech. Nadszedł długo wyczekiwany moment a jej wcale nie spieszyło się, żeby otworzyć kopertę. Ręce jej drżały. Rozerwała papier i zajrzała do środka...

Wyszła z przychodni rozglądając się na boki i nie bardzo wiedząc co ma ze sobą zrobić. W głowie jej się kręciło, czuła się wręcz jak na delikatnym rauszu. Znowu spojrzała na świstek papieru, który trzymała w drżącej dłoni. I jeszcze raz. I jeszcze. Skręciła w osiedle sąsiadujące z przychodnią i przysiadła na ławce. Półprzytomnym wzrokiem popatrzyła w niebo. Wydobyła z torebki telefon i tępo wpatrywała się w jego wyświetlacz. Po kilku chwilach wybrała numer swojej lekarki, z którą przez ostatnie miesiące była w stałym kontakcie. Była na zwolnieniu lekarskim, po operacji kręgosłupa, ale zawsze zachęcała Ann do kontaktu i służyła pomocnymi wskazówkami. Odebrała już po drugim sygnale. Drżącym głosem i ze łzami w oczach Ann wyszeptała do słuchawki: "Pani doktor, chyba jestem w ciąży"


25 sierpnia 2012

1, 2, 3.. i 4!!!




Ann ostatnio dużo myślała. Zastanawiała się nad wieloma sprawami. Analizowała zmiany, jakie zaszły w jej psychice od momentu gdy malutki człowieczek pojawił się na świecie. Była to cała gama stanów emocjonalnych, od euforii, poprzez lęk, przerażenie a nawet niechęć i znudzenie. Była nawet bliska załamania nerwowego. Teraz wie, że będąc w ciąży za mało myślała o tym, jak to będzie, gdy będą już we trójkę. Nie imaginowała sobie zmian jakie będą musiały zajść w jej życiu. To dlatego wszystko spadło na nią z niewyobrażalną brutalnością i tak mocno ją przytłoczyło.

Jednak dzisiaj, kiedy jej syn skończył 4 miesiące, Ann jest już stabilniejsza. Patrząc z perspektywy czasu, te 4 miesiące były wyjątkowo barwne. Trudne, przynoszące coraz to nowsze przeciwności, stawiające nowe wyzwania i przeszkody. Ale Ann już wie, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, wiele się nauczyła i usamodzielniła. Nie jest już tak bardzo zależna od męża.Skończyło się jej rozchwianie emocjonalne i  stany depresyjne. Ann czuje, że jej miłość do człowieczka jest już taka, jak być powinna.Wie, że kocha najsilniejszym rodzajem miłości. Więź jaką z nim odczuwa jest niesamowicie mocna i stabilna. Kocha go całą sobą i życia sobie bez niego nie wyobraża. Gdy patrzy na niego wzrusza się i rozmyśla o tym kim zostanie. Jaki będzie gdy dorośnie? Jeszcze dużo czasu, ale Ann wie, że bardzo wiele zależy od niej. Że musi włożyć dużo pracy w to, żeby za kilkanaście lat móc na niego spojrzeć z ogromną dumą. Do tej pory ta odpowiedzialność ją przerażała, ale teraz ... gdy patrzy w tę bezbronną twarzyczkę, w te niesamowicie szczere oczy, w których odczytuje bezwarunkową miłość... teraz wie, że podoła. Bo teraz jest silniejsza. To mały człowieczek jest jej motorem napędowym, jej paliwem. Jest pocieszeniem w chwilach zwątpienia. Poprostu JEST.

24 sierpnia 2012

Mały człowieczek, a może tak wiele


Dziecko to:

wiele wyrzeczeń
bezpowrotna rezygnacja z dotychczasowego trybu życia
praca 24/h 
odpowiedzialność za drugiego człowieka

a także:
bezsenne noce
przemęczenie
płacz i krzyk
bezsilność i zwątpienie



Ale wystarczy jeden uśmiech i wiem, że WARTO!!!

11 sierpnia 2012

nie czas na łzy


Jest straszliwa ulewa. Deszcz wymieszany z wichurą szaleją za oknem. Taka pogoda doskonale odzwierciedla jej samopoczucie. W jej klatce piersiowej kotłuje się właśnie taka mieszanka. Połączenie żalu ze złością, goryczy z agresją. Ann znowu czuje, że jest za słaba. Że nie podoła temu wszystkiemu co przed nią. Że nie potrafi walczyć. Nie jest zdolna się nawet obronić.

7 sierpnia 2012

Zwątpienie

W dni takie jak ten Ann zaczyna wątpić we wszystko w co wierzyła. Matka powinna być silna, waleczna. Powinna mieć dużo cierpliwości i podchodzić do swojego dziecka z pasją. Tymczasem Ann nie miała już siły. Była bliska załamania. Zawsze było coś co pomagało na ten straszliwy płacz. Jak nie pierś to noszenie na rączkach lub grzechotka, zabawa i przewijanie, cokolwiek co odwracało jego uwagę. Dzisiaj nie pomaga nic. Ann jest sfrustrowana. Czuje się w domu jak w jakimś więzieniu. Dzisiaj nawet nie wyszła z nim na spacer bo Młodemu znudziła się jazda w gondolce, co oznajmia przeraźliwym krzykiem. Gdy on rozpoczyna swoją histerię Ann cała sztywnieje. W jednej chwili cała zalewa się potem i ma uderzenia gorąca. Ma wrażenie, że wrzask jej dziecka sieka ją na kawałki. Pach, pach, pach!!! Najgorsza jest ta bezsilność, pytania wciąż pozostające bez odpowiedzi. Dlaczego ciągle płacze? Moze go coś boli? A może mama mu się znudziła? Nie lubi spędzać z nią czasu? Dodatkowo Ann widzi to jego świdrujące spojrzenie, wwiercające się w jej umysł z kaźdym wyższym tonem. Wygląda jak by jej nienawidził. Jakby robił to złośluwie z pełną premedytacją. jego buzia robi się fioletowa a na jego maleńkiej główce pulsują ze zdwojoną szybkością wszystkie żyłki. Ann jest przerażona, zaczyna się zastanawiać, czy nic złego z tego płaczu nie będzie... Do frustracji dochodzi więc lęk.

Ann już tak dalej nie chce! Zaczyna się pogrążać w wielkim dole złych emocji.

1 sierpnia 2012

Wakacyjny zawód

Tak długo czekała na ten wyjazd. Nie mogła się go już doczekać. Marzyła sobie, że będą spędzać całe dnie razem: ona, jej mąż i synek. Kochana rodzinka. Myślała, że nic więcej jej do szczęścia nie będzie potrzebne. 
Tymczasem rzeczywistość okazała się inna i kolejny raz pokazała jej, że nie ważne jak bardzo człowiek chce - czasami się po prostu nie da!

MĄŻ.
Chyba zapomniał, że odkąd mają dziecko, ciąży na nich wielka odpowiedzialność. Hellloooo - czas dorosnąć! Na pierwszym miejscu stawia swoją potrzebę odstresowania się – czytaj alkohol, na drugim miejscu swojego kumpla, gdzieś tam w czołówce jest też Młody a Ona… ona to właściwie nie plasuje się w jego hierarchii na tym wyjeździe. Właściwie to mogło by jej nie być. A nie przepraszam musi być - ktoś się przecież musi zajmować Młodym gdy wlewa do gardła procenty. Tylko poza zajmowaniem się dzieckiem mogła by się w ogóle nie odzywać, bo drażni go dosłownie każde jej słowo!

ONA.
Próbuje się odstresować, ale nie za dobrze jej to wychodzi. Młody ma trudny okres - co nie ułatwia jej podtrzymania poprawnych relacji z mężem. Rano budzi się z nadzieją na dobry dzień, później jednak czuje wczorajszy alkohol od męża i humor jej się lekko psuje. Około południa, gdy mąż znowu ma już we krwi dawkę procentów wywołującą dziwną mowę i specyficzny sposób poruszania się, ona zaczyna się denerwować. Po południu gdy patrzy w jego tępe przepite spojrzenie - cała się trzęsie. Widzi w nim swojego ojca. Wścieka się szczególnie, gdy on próbuje zajmować się Młodym. Dochodzi do tego lęk o niego, żeby nic mu niechcący nie zrobił: źle nie podniósł, nie wypuścił… Wieczorami stopień jej irytacji osiąga już punkt kulminacyjny i zwyczajowo popłakuje sobie w samotności lub w towarzystwie Młodego. Albo płacze bawiąc się z nim, albo wtóruje jemu. Czasem boi się o jego przyszłość. Szczególnie ostatnio. Jest dla niej biedną nieświadomą istotkę, bezwarunkowo kochającą swoich rodziców - co wyjątkowo ją wzrusza. Patrzy na niego i ma wrażenie, że serce jej pęknie z miłości, którą do niego żywi. Nie chciałaby, że musiał przez nich cierpieć. Chce mu stworzyć jak najlepsze warunki do właściwego dorastania - rodzinę. Ale jeśli mąż przekroczy pewną granicę, rodziny może nie być… Ostatnio jest niebezpiecznie blisko tej granicy.

23 lipca 2012

Za tydzień Bałtyk!

Wczoraj udało im się zarezerwować domek nad morzem! Biorąc pod uwagę, że jest środek wysokiego sezonu - nie było to wcale proste. Wszędzie gdzie się dodzwaniali mówiono, że nie ma już miejsc. Wczoraj K. znalazł domek - całkiem niezły. Dla Ann najważniejsze jest, że czysty i schludny. Już się nie może doczekać tego wyjazdu. Chce, żeby Mały nawdychał się jodu. Zamierza z nim duuuużo spacerować!
Ach jak ona czekałam na ten wyjazd. A to już tak niedługo. Przyda im się odpoczynek - całej trójce. Ostatnie 3 miesiące wszystkim dały w kość. Od porodu wszyscy pracowali na wysokich obrotach. Najpierw nowa sytuacja, zaraz później szpital, wycieczki od jednego do drugiego lekarza, wreszcie rehabilitacja a w międzyczasie niepokój i lęk o zdrowie syna. No i do tego K. który musi trzymać to wszystko w kupie, bo Ann zbyt często się rozsypuje... Czasem nachodzą ją myśli, że mam mnóstwo szczęścia, że jej się taki K. trafił. Nie znała bardziej odpowiedzialnego faceta. Więc motyw przewodni tych 3 miesięcy to STRES, STRES i jeszcze raz STRES. A teraz Ann ma w perspektywie jej najukochańsze morze :)
Nie może się już doczekać, powoli zaczyna odczuwać wyjazdowe podekscytowanie. Chciałaby już tam być, słuchać szumu morza i patrząc w błękitne niebo czuć się szczęśliwa z jej dwoma facetami.
Czy gdyby ktoś rok temu spytał jej czego brakuje jej do pełni szczęścia, czy właśnie tak by sobie tego nie wyobraziła? Morze, ona, mąż i długo oczekiwany, wymarzony Syn. Tak - to jest dla niej pełnia szczęścia. Rodzina, którą tworzą.
A dlaczego syn był tak długo wyczekiwany - to też historia na inny wpis...
Ann martwiła się tylko o to, żeby sami sobie nie zepsuli tego wyjazdu.

22 lipca 2012

Przykro jej czasem


Jej dzisiejsze samopoczucie jest słabe. Kłóciła się z mężem, krzyczała na mamę a kiedy syn płakał, wcale nie chciała do niego wstawać... To zdecydowanie nie jest jej dzień! Nie czuła się dobrze sama ze sobą. Miałą wrażenie, że ma jakąś wściekliznę. Mocno się na nich złościła. denerwowali ją, sprawiając przykrość. Mówią rzeczy przez które początkowo czuła się pokrzywdzona ale po chwili ogarniało ją poczucie winy. Spływały na nią myśl, że to wszystko zaczyna się właśnie ode niej. Że to Ann jest  nie do zniesienia a oni jedynie odpłacają jej tym samym zachowaniem.

Wypiła dzisiaj kawę. Pierwszą od 3 miesięcy! Trochę oszukaną bo to kawa z cykorii z domieszką kawy rozpuszczalnej. Zrobiła to w chwili złości i w ramach demonstracji. Czy to normalne, że jako karmiąca matka, której dziecko dużo płacze bez względu na to czy je rzeczy, na które dieta karmiących matek pozwala czy też nie, ma poczucie winy po wypiciu takiej kawy? Ann ma.

Do niedawna, gdy jeszcze była w ciąży, zazwyczaj wszyscy obchodzili się ze nią jak z jajkiem. Przymilali się, uważali na słowa, starali się jej dogadzać. Sprawiali drobne przyjemności i traktowali w szczególny sposób. Dzięki tym zabiegom Ann czuła się naprawdę wyjątkowo. Stan ten utrzymywał się jeszcze kilka dni po porodzie, jednak z każdą godziną słabł, aż w końcu zniknął bezpowrotnie przelany na urodzone maleństwo. Nie miała im tego za złe. Cieszyła się, że tak bardzo go kochają. Na początku nawet nie przyszło jej do głowy, że coś jest nie tak. Uważała, że to normalna kolej rzeczy. Rodzi się dziecko i to ono staje się najważniejsze kosztem wszystkich potrzeb jego matki. Kosztem Ann. Wiec początek był koszmarem. Trudno było jej znaleźć czas na najprostsze i podstawowe czynności. Wzięcie codziennego prysznica nie było łatwą sprawą i trzeba było się mocno nakombinować, żeby znaleźć na niego czas. Śniadanie zwyczajowo jadała około godziny 13-14, jeśli Maluch raczył na kilka chwil zasnąć, albo chociaż przestawał płakać... No właśnie i ten płacz. Frustrujący, świdrujący, wzbudzający skrajne emocje - niczym niewytłumaczalny. Doprowadzał Ann do szaleństwa. Wyzwalały się wtedy w jej głowie demony. On płakał a ona razem z nim. Wcześniej słyszała, że dzieci czasem płaczą, ale z podkreśleniem na słowo CZASEM. On płakał cały czas a Ann jako początkująca i mocno zagubiona w tym wszystkim matka w żaden sposób nie potrafiła go uspokoić... ale to właściwie długa opowieść nadająca się na inną okazję.

W każdym razie dzisiaj Ann podjęła poważną decyzję. Gdy jakiś czas temu o tym myślała miała poczucie winy. Miałaby pójść do fryzjera? Poczytać pasjonującą książkę? Zrobić coś dla siebie? Nieee. Nie Ann uważała, że nie ma jej i jej potrzeb - one się nie liczą. Najważniejsze jest dziecko! Dlatego też każda strona przeczytanej książki, nie będącej poradnikiem o niemowlętach wzbudzała w niej wyrzuty sumienia. Powinna w tym czasie zajmować się dzieckiem, albo czerpać o nim informacje, pracować z nim, ćwiczyć jego rozwój, a nie uciekać w krainę fantazji. Ale od dzisiaj koniec tego. Nie da się tak żyć. Pomiędzy dzieckiem a sobą z ciągłymi wyrzutami sumienia. Dziecko jest bardzo ważne. Ale ona też. Jeżeli Ann będzie spokojna i dobrze nastrojona to ono też będzie. A oprócz tego całe otoczenie. I wszystkim będzie łatwiej. Proszę jak to wszystko pięknie brzmi! Tylko czy wykonanie jest takie proste? Poczekamy zobaczymy...

Przywitanie

Na początek warto powiedzieć: DZIEŃ DOBRY

wszystkim, którzy przypadkowo lub też nie trafili tutaj. 

Ann postanowiła utworzyć to miejsce z bezsilności. Chciałaby żeby jej pomogło. W czym? W bliższym poznaniu samej siebie, lepszym zrozumieniu swoich potrzeb i oczekiwań, w docenieniu wartości osób, które są dla niej ważne. Ann chce coś zmienić w swoim życiu, chce więcej dawać i więcej brać. Może to dobry moment. 

DO BIEGU, GOTOWI... START!!!