6 kwietnia 2015

To mogło się wydarzyć naprawdę...

...


Był ciepły wieczór. Powietrze nie było ciężkie, raczej orzeźwiające. W końcu była nad morzem, tutaj zawsze lepiej się oddychało. Siedziała na samym końcu plaży, na drewnianym schodku, tuż przy wejściu. Wyciągnęła telefon z torebki i sprawdziła godzinę. Była sporo przed czasem. To dobrze. Zadzwoniła do domu, żeby zapytać o dzieci. Usłyszała, że wszystko w porządku, żeby niczym się nie martwiła, tylko odpoczywała. Dzieci się świetnie bawią, ładnie zjadły i niedługo będą się szykować do kąpieli. Jeszcze raz spojrzała na godzinę i wrzuciła komórkę do torebki. Przesypując dłońmi piasek, na którym siedziała, spojrzała na zachodzące słońce, na cudowne kolorowe niebo. Miejscami różowe, gdzieniegdzie jeszcze błękitne, a w innych miejscach szaro niebieskie. Krzyk mew zagłuszał miarowy szum morza, które było wyjątkowo spokojne. Nie mogła się napatrzeć na ten wspaniały widok, nasycić wyjątkowymi odgłosami, jedynymi w swoim rodzaju. I ten zapach piasku i wody. Uwielbiała to. Mogłaby tak siedzieć godzinami.