30 grudnia 2013

Mały smuteczek

Ann zostawiła dzieci i męża w jego domu rodzinnym i wróciła do siebie. To miał być jej dzień. Specjalnie tak to zaplanowali, żeby miała trochę swobody. Wychodzi dzisiaj z koleżankami. Ma nie myśleć o tym, żeby szybko wrócić do domu, zastanawiać się czy dzieci płaczą. Ma przez męża postawiony warunek: dobrze się bawić, z niczym się nie ograniczać i wrócić do domu w środku nocy i spokojnie się wyspać bez wstawania do małego wrzaskunka. Tymczasem zamiast cieszyć się nadchodzącym wieczorem Ann myśli...
Myśli o ciemnych śmiejących się oczętach, o roześmianej buzi i okrzykach radości swojej maleńkiej Gwiazdeczki, o jej słodkich maleńkich stopinkach wyginających się w każdą stronę. O tym jak robi śmieszne miny i jak bardzo przy tym przypomina swojego brata... no własnie o nim też Ann bezustannie myśli. O jego wielkich, poważnych i mądrych oczach, o przekornych krzykach. O tym jak każdego dnia rozpiera ją duma, gdy patrzy na niego i widzi, że już wszystko rozumie, tak dużo potrafi i z każdym dniem wydaje się być coraz bardziej dorosły.
A teraz gdy nadszedł długo oczekiwany czas swobody i relaksu Ann myśli tylko o Nich i nawet lekki smuteczek ją ogarnął, gdy pomyślała sobie, że wróci do pustego i cichego mieszkania...

4 grudnia 2013

Postęp żłobkowy czyli wpis iście parentingowy


Annpublix nie jest parentingową przestrzenią, jednak niektóre wpisy można by było podciągnąć pod tę kategorię. A jako, że temat ten jest Ann bardzo bliski, to postanowiła sobie od czasu do czasu pozwolić na takie pisanie, a co tam!!! O żłobkowych perypetiach będzie.

26 listopada 2013

Niedające spokoju znaki z przeszłości

Szła przez stary rynek jakiegoś miasta. Nie wiedziała jakiego. Było ciemno a ona była bardzo niespokojna. Wracała z jakiejś uroczystości i szła plącząc się po nieznanych uliczkach. Ciągle skręcała nie tam gdzie trzeba, czuła że oddala się od swojego celu."Muszę sprawdzić jak to będzie, jak go zobaczę, muszę, muszę... chcę się przekonać jak to będzie, muszę" powtarzała w kółko pod nosem.

13 listopada 2013

jesienne zmory

Organizm Ann jest ostatnio mocno doświadczany. Zaczęło się od pewnych nazwijmy to nieprzyjemnych "ataków". Gdy mają miejsce jest wszystko jak na porządnym dreszczowcu. jest pot, są łzy, jest ból i wreszcie krew. Ostatni był 2 tygodnie temu. Był najsilniejszy, Ann była bezradna do tego stopnia, że chciała wzywać pogotowie.

4 listopada 2013

To jest jej czas


Ann ma przyjaciółkę - J. Tę prawdziwą, niepowtarzalną i najważniejszą. To osoba, z którą doskonale się rozumieją i mogą na sobie polegać. Każda z nich chce dawać drugiej coraz więcej i więcej siebie, czerpiąc z tego przyjemność. Mieć kogoś takiego, to jedno z najlepszych uczuć jakich można doświadczyć.

29 października 2013

Są takie chwile

Godzina 5:30. Z niani elektronicznej dobiega przeraźliwy krzyk dziecka. Ann udaje, że nie słyszy, że twardo śpi. Wstaje mąż i idzie do syna. Przytula go, układa z powrotem do snu i kilkakrotnie próbuje wyjść z jego pokoju, żeby złapać jeszcze chociaż godzinkę drzemki. Nie da rady. Młody jest już na dobre rozbudzony, nie ma mowy o spaniu. Domaga się już porannej porcji mleka. Ann z zamkniętymi oczami sunie po schodach po butelkę z mlekiem. Świadomość, że spała tak nie wiele i na jakikolwiek odpoczynek nie ma już najmniejszych szans powoduje, że Ann cała drętwieje. Spina się, bo wie, że mąż za chwilę wyjdzie do pracy. Zostanie wtedy sama z dwójką swoich potomków, która to dwójka stwarza ostatnio sporo kłopotów. A ten dzień podobnie jak wiele poprzednich nie zanosi się dobrze, czuje to każdą komórką swojego ciała. A intuicje to ona akurat ma. I z tą świadomością, przygarbiona wróciła do pokoju trzymając w trzęsącej się ręce biały płyn w butelce. Jakiś czas później...


25 października 2013

Taka data

25 października. Są osoby, które mają dzisiaj urodziny a inni mogą obchodzić dzisiaj rocznicę ślubu czy poznania się z ukochanym. Dla pozostałych to zwyczajny dzień, podobny do pozostałych. Po prostu kolejna data. Ale nie dla Ann.

To dzisiaj. Minął dokładnie rok od dnia, w którym synek Ann skończył pół. Oprócz tego w tym dniu, zupełnie przez przypadek dowiedziała się, że jest w kolejnej ciąży. Wiadomość, że będzie miała dwójkę dzieci z tak małą różnicą wieku wzbudziła u niej przerażenie wymieszane ze strasznym lękiem. Była załamana, nie mogła w to uwierzyć, nie chciała się z tym pogodzić. Wszystko wywaliło jej się do góry nogami. Nie potrafiła sobie wyobrazić jak sobie z tym wszystkim poradzi. Jak to przetrwa.

Początkowo próbowałą wyprzeć tę informację, zrozumiała, że płaczem i ciągłymi wątpliwościami nic nie wskóra. Nie odwróci losu i nie znajdzie właściwego rozwiązania. Dlatego przestała o tym myśleć. Mimo złego samopoczucia, braku apetytu i dokuczliwych mdłości potrafiła zapomnieć, że jest w ciąży. Po jakimś czasie okazało się, że ta szokująca wiadomość coraz mniej przeraża, że można dostrzec w całej sytuacji nawet kilka plusów. Ann udowodniła sobie i innym, że mimo odmiennego stanu świetnie sobie radzi. Rosła jej wiara w siebie i to, że wszystko da się zorganizować. I z dnia na dzień tak też się działo. Powoli, sukcesywnie wszystko sobie z K. układali. Ostatni trymestr ciąży, mimo wielkiego brzucha i coraz większego zmęczenia Ann czuła się wspaniale. Wtedy dotarło do niej, że wiadomość z 25 października jest ogromnym szczęściem. Że lepiej nie mogło się stać.

Dzisiaj jej synek kończy już półtora roku, natomiast córeczka, która tak namieszała w jej życiu będzie miała 4 miesiące. Mimo zmęczeniu i trudności, które są i niewątpliwie będą się jeszcze pojawiać są szczęśliwi. Dzisiaj Ann może powiedzieć: "jestem zadowolona, że rok temu los zrobił mi taką niespodziankę!"

24 października 2013

Zwolnij wreszcie!

Smutek, żal, poddenerwowanie i wreszcie wyrzuty sumienia. To właśnie te stany emocjonalne zdominowały samopoczucie Ann. Jest źle. Bardzo źle. Ciągle gdzieś się spieszą, biegną. O czymś trzeba pamiętać, coś załatwić, czegoś dopilnować, coś zorganizować, rozwiązać jakiś problem. Dodatkowo Ann wpadła w jakiś dół z którego co jakiś czas próbuje się wyczołgać, ale jest to jedynie nieporadne czołganie połączone z niemym wołaniem o pomoc. 

Mąż dużo pracuje, ma teraz wyjątkowo trudną sytuację w firmie i musi się intensywnie poświęcać, żeby realizować pewne założenia i plany. Ciągle powtarza, że nie robi tego dla siebie. Ann to rozumie, ale często go potrzebuje. Ona i dzieci. On jeszcze dodatkowo po ciężkim dniu w pracy, podczas którego często nie ma czasu nawet zjeść stara się pomagać Ann bo widzi jak jest jej ciężko. Stara się ją wspierać, ale sam też czasem nie wytrzymuje tego bycia w ciągłym napięciu i biegu. Ann przez to wszystko czuje się zagubiona. Z jednej strony czuje, że psychicznie już dawno wysiadła i potrzebuje jakiejś odbudowy jej umysłu, chwili spokoju ale z drugiej strony ma ciągłe poczucie, że musi więcej poświęcać się dla dzieci. Nawet jeśli ma 5 minut dla siebie, to myśl, że miałaby je wykorzystać dla siebie na jakąś drobną rzecz wzbudza w niej wyrzuty sumienia. Skoro jej syn tak bardzo męczy się będąc w żłobku, tęskniąc, przeżywając, wreszcie drąc się przez większość czasu, który tam spędza, to ona nie ma prawa wykorzystać nawet 1 minuty z tego czasu na odpoczynek lub na sprawienie sobie przyjemności. Dlatego Ann w tym czasie prawie nie je, nie dba już nawet o siebie, co powoduje u niej jeszcze gorsze samopoczucie. Ciągle sprząta, pierze, prasuje, gotuje, wyciera, zasuwa, odsuwa, porządkuje, przegląda, wygładza, układa. Nawet już się przestaje się uśmiechać do młodszej córki, bo przecież jak to tak może być? One mają się do siebie przytulać i uśmiechać, a ON tam tak bardzo cierpi? Oooo nie!!! Trochę sprawiedliwości musi być. Ann czuje, że musi się męczyć, karać samą siebie, po prostu nie może być w tym czasie zadowolona. Mąż ciężko zasuwa w pracy, syn siedzi rozżalony w żłobku a ona co? Ona też musi cierpieć. Dopiero gdy odbiera syna ze żłobka, czuje, że mogłaby coś zrobić dla siebie, ale nie ma na to najmniejszych szans. On po pobycie TAM jest tak rozchwiany emocjonalnie, że trzeba poświecać mu 100% swojej uwagi. No i tu zaczyna się problem. Bo jest też 2 dziecko, które też potrzebuje uwagi. A wtedy pierwsze dziecko wpada w szał. A jak do nr 2 się nie podejdzie, żeby zaspokoić jej potrzebę jedzenia, lub przewijania, lub tulenia, to za chwilę zaczyna się wydzierać. I tak 1 nakręca 2 a 2 nakręca 1. I tak w kółko. Przez kilka godzin. Nr 2 ostatnio przestało jeść popołudniami, bo potrzebuje do tego spokoju i ciszy a jest to nierealne przy nr 1. Brak apetytu u nr , które i tak bardzo mało przybiera na wadze powoduje u Ann dodatkowy stres, który powoduje zmniejszenie ilości wytwarzane pokarmu. A skoro przy tym jesteśmy, to raz już ten pokarm jej zniknął i musiała włożyć ogrom pracy, żeby go odzyskać, ale to temat na inną historię. Z kolei niechęć do jedzenia nr 2 również powoduje mniejszą produkcję, a nie po to Ann tyle walczyła o ten drogocenny napój dla nr 2, żeby znowu go stracić. I tak mijają wieczory na krzykach dwugłosowych. Czasem Ann dorzuca swój płacz, czasem próbuje się rozdwoić, żeby zadowolić zarówno 1 i 2. A czasem stoi i nie wie co ma zrobić. I tak patrzy na zegarek, ale cyfry nic a nic się nie zmieniają...
DO tego jeszcze ta wszechobecna presja. W mediach, wśród znajomych, w otoczeniu. Atakująca z reklam, bilbordów i ulotek. Presja idealnej mamy. Wszędzie gdzie Ann się nie ruszy jest zasypywana radami psychologów i specjalistów od spraw żywienia. Jak postępować z dzieckiem, jakie nawyki żywieniowe wprowadzać. Co przygotowywać do jedzenia. Ann czuje, że mogłaby być lepsza, zrobić dla swoich dzieci więcej. I gdy podaje synowi bułkę drożdżową, która przecież tak bardzo mu smakuje, albo zamiast 10 raz tłumaczyć, że nie wolno, to pozwala lub gdy podczas wymuszenia wzięcia na rączki, po tłumaczeniach, że nie nie wymuszenia nie działają, w końcu weźmie je na rączki i przytuli - czuje najzwyczajniej w świecie, że jako idealny rodzic, do którego bycia tak dąży - odniosła porażkę.

Starają się być z K. wsparciem dla siebie. Jedno rozumie drugie, wiedzą jak każdemu z nich jest ciężko. Starają się sobie pomagać, jednak często nie wytrzymują napięcia. Dochodzi wtedy między nimi do nieprzyjemnych potyczek słownych. W chwili napięcia i pod wpływem emocji. Później są przeprosiny, ale mimo nich wbity kolec pozostaje a maleńka ranka wcale się nie zasklepia, tylko w chwilach zwątpienia zaczyna od nowa krwawić delikatną strużką. Ile jeszcze zostało miejsca na te kolce? Ile jeszcze są w stanie wytrzymać tego działania w tak ekstremalnych warunkach? Czy ich więź jest na tyle silna, żeby pomóc im to przetrwać, czy może powoli się rozluźnia, żeby któregoś dnia każde z nich poczuło, że zmierza w zupełnie inną stronę?

7 spokojnych poranków

Siedzą przy stole. Ann, K. i mały uśmiechnięty Bąbelasek, który dopiero co wrócił z rannego spacerku. Był z tatą po świeże pieczywko na śniadanko i słodkie rogaliki z nadzieniem, które zabiorą ze sobą na kolejny spacer. Do jadalni przez uchylone okno salonu wpada świeże morskie powietrze wraz z ciepłymi promykami słońca. Drzewa lekko szumią delikatnie poruszając swoimi koronami. Powietrze jest rześkie i przyjemne, a słońce coraz wyżej wschodzi roztaczając coraz więcej ciepła. Niebo ma piękny jasno błękitny kolor. Jest bezchmurne. Ann uwielbia patrzeć w takie właśnie niebo.
Jedzą śniadanie. Całą trójką. Ann karmi Bąbelaska, który wesoło macha nóżkami. Jest bardzo zadowolony, że siedzi przy dorosłym stole, na dorosłym krześle i je razem z rodzicami. Uśmiecha się przebiegle co i raz pokazując paluszkiem co chce zjeść. Co jakiś czas gładzi się po brzuszku pokazując jak bardzo mu smakuje, A Czwarty maleńki członek ich rodziny leży sobie w gondolce wesoło gruchając. 
Ann podczas tych  wspólnych śniadań czuła się taka szczęśliwa. Nie patrzyli na zegarek. Nigdzie nie gnali. Niczym się nie przejmowali. Uwielbiała te wspólne poranki, kiedy w perspektywie mieli dłuuugi spacer, wyjście na plaże, posłuchanie szumu fal, wystawianie buzi do słońca. Kochała to, że byli razem i wszystko robili wspólnie. Od rana do nocy. I widziała, że każdy z całej czwórki jest tak samo z tego zadowolony jak i ona.

Jednak teraz to tylko wspomnienie wakacji, które powoduje u niej jeszcze większy żal. Że teraz jest tak inaczej. Tak gorzej.

3 września 2013

Spokój

Jest środek nocy. Ann siedzi małej sypialni, w ktorej znajduje się obecnie cały jej świat. Wsłuchuje się w 3 śpiące oddechy. Słuchanie ich to wspaniałe uczucie. Mogłaby tak siedzieć i siedzieć i wsłuchiwać się w te delikatne pomruki.

20 sierpnia 2013

Dwa lata

Dwa lata temu o tej porze Ann stała w pięknej białej (a raczej ecru) sukni przed drzwiami kościoła. W trzęsących się dłoniach trzymała kwiaty patrząc się w przestrzeń. Mijający ją ludzie uśmiechali się i kłaniali wymieniając serdeczne uśmiechy. U jej boku stał ojciec, który tego dnia odprowadzając ją do ołtarza, oddał jej rękę innemu mężczyźnie. Chwilę później Ann i K. śmiejąc się i patrząc sobie w oczy wypowiedzieli słowa przysięgi. Ann pamięta, że będąc wtedy w kościele i słuchając księdza, wyłapała fragment skierowany do nich, dotyczący obdarzenia ich potomstwem. Tym wyczekiwanym, wymarzonym. To był dla niej magiczny moment, Ann pomyślała wtedy o upragnionym dziecku. Chciała go z całych sił. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest już w pierwszych tygodniach ciąży...

Dzisiaj, 24 miesiące od tego wydarzenia są już rodzicami dwójki dzieciorków. 

25 lipca 2013

Miała babcia kurkę... a mamusia córkę!


Miała babcia kurkę  (początek wiersza J. Tuwima)
a mamusia córkę

A gdy tylko jej córka płakać zaczynała
to mamusia do szafki po pocieszenie sięgała...

Ann już pod koniec ciąży zaczęła mieć apetyt na wszystko co słodkie. Po urodzeniu córci, jej łaknienie rozkręciło się już na dobre, a że cukrzyca ciążowa się skończyła to i większa swoboda w podjadaniu słodkości. Nie ważne czy to ciasto, wafle, ciastka, płatki do mleka, czekoladki, dżemy, serki homogenizowane, jogurty, czy wreszcie lody!!!! A no i na pierwszym miejscu chałwa! Chciała jeść to wszystko i jadła! Codziennie!




19 lipca 2013

Zupełnie inny "drugi raz"

Ann z uśmiechem nasłuchuje jak mała istotka słodko grucha i pojękuje ze swojego łóżeczka. Maleństwo śpi co jakiś czas wydając jakieś zaspane dźwięki. W drugim pokoju, "dziecięcym" śpi synek. Dzięki temu Ann ma chwilę dla siebie. Wcześniej już upiekła ciasteczka i wyszorowała łazienkę, dlatego ze spokojem i bez zbędnych wyrzutów sumienia poddaje się tej błogiej chwili spokoju. Nigdy nie wiadomo, czy będzie ona trwała godzinę, półtorej, a może zaledwie pięć minut. Ale Anna zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Tak wygląda życie matki dwójki dzieci - ciężko coś zaplanować.

18 lipca 2013

Smaki dzieciństwa

W kuchni pięknie pachnie. Wanilia, zmieszana z żurawiną składają się na wspaniały aromat ciasteczek. Ann chce być coraz lepszą matką dla swoich dzieci. Zależy jej na wypełnieniu ich dzieciństwa wszystkim tym, co zapewni im poczucie bezpieczeństwa, świadomość tego, że są bezgranicznie kochane i że dom jest miejscem, w którym po prostu mają czuć się dobrze. Które ma być ich prawdziwym DOMEM, kojarzącym się z rodzinnym ciepłem. Chce w związku z tym wprowadzić pewne rytuały czy drobne gesty i zdarzenia, które będą budować ich przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Takie, na których myśl  w przyszłości będą się z tęsknotą uśmiechać. W końcu każdy ma takie swoje wspomnienia schowane głęboko w sercu, do których często powraca.


Dzisiaj Ann, z myślą o starszym synku upiekła waniliowe kruche ciasteczka z białą czekoladą, żurawiną i płatkami owsianymi. Smakowicie wyglądają i przepysznie pachną, aż ślinka cieknie!

PS. Bąblowi bardzo smakowały!



26 czerwca 2013

Już z nimi jest!

Ann bardzo powoli przekręca się z boku na bok. Musiała wykonywać delikatne ruchy, bo była cała obolała. Trudy minionej nocy dawały jej się we znaki. Ale była szczęśliwa. Urodziła śliczną i co najważniejsze zdrową córeczkę, więc jej dolegliwości bólowe nie były już istotne.


23 czerwca 2013

Dla TATUSIA

TATO!!! Dziękujemy Ci za Twoje zaangażowanie i bezwarunkową miłość. Za wszystkie wygłupy, łaskotki i inne zabawy. Kochamy Cię najmocniej na świecie i cieszymy się, że jesteś z nami całym sobą.

Bączek & Mama


22 czerwca 2013

Małe przyjemności

Dwa małe sukcesiki - a jak cieszą. Ann uśmiechała się pod nosem obserwując swoje wyroby.

Wczoraj zupełnie spontanicznie zrobiła chałwę, a nawet jej dwa rodzaje. Pierwsza była waniliowa a druga kakaowo migdałowa. Bardzo smaczne i nieskomplikowane w przygotowaniu. Ann jako koneserka chałwy nieco się obawiała zawodu, jednak jest bardzo zadowolona z efektu końcowego. Szczególnie, że taka domowa jest bez dwóch zdań dużo zdrowsza od takiej ze sklepu. Zawartość węglowodanów też pewnie mniejsza, co bardzo się liczy przy jej przypadłości.

Drugi smakołyk przyrządziła dzisiaj. Proste w przygotowaniu ciasto ucierane z truskawkami i kruszonką. Z jedzeniem tego rarytasu już nieco gorzej gdyż jej glikemia może zaszaleć po spożyciu takiego wyrobu. No ale jako wykonawca maleńki kawałeczek musiała spróbować, co by reszta rodziny się nie potruła - rzecz jasna. I ku swojemu zadowoleniu i tym razem się nie zawiodła! Ciasto podczas pieczenia smakowicie pachniało, a po wyciągnięciu z pieca wyglądało bardzo efektownie. Przy tym połączeniu, to że dobrze smakuje to już tylko formalność :)


20 czerwca 2013

TO już tuż, tuż

Może, to będzie dzisiaj... a może jutro? Może za tydzień? Ann czuła to już w kościach... Zresztą co miała nie czuć - w końcu do terminu zostały już tylko 4 dni.

Kotłowała się w niej mieszanka najrozmaitszych emocji. Czasem czuła się silna i gotowa stoczyć tę trudną i wyczerpującą walkę a innym razem miała wrażenie, że jest bardzo słaba i nie da rady. Czuła na przemian zniecierpliwienie, lęk, podekscytowanie. Kiedy, no kiedy będą już TO mieli szczęśliwie za sobą?!

Ann bardzo dokładnie obserwowała swój organizm, żeby jak najwcześniej zorientować się, że coś jest na rzeczy. Jednak jak dotychczas - każde zakłucie brzucha czy uczucie "czegoś mokrego" między jej nogami - to jedynie fałszywe alarmy. Albo co gorsza jej własne wymysły. Męczy ją już to oczekiwanie i niepewność. Ile to jeszcze potrwa?

19 czerwca 2013

Niech ten dzień się już skończy

Niania elektroniczna - w magiczny, nikomu nieznany sposób po prostu przestała działać. Nagle, bez ostrzeżenia, bez urazu, bez niczego. Ann się denerwuje, że nie usłyszy syna z drugiego pokoju, zresztą muszą mu zostawić otwarte drzwi, co oznacza, że inni domownicy mogą go obudzić...

Żłobek - szkoda gadać. Przez jakieś pechowe zasugerowanie się nieaktualnym harmonogramem, trochę gapiostwo a trochę ... nie wiadomo właściwie co, Ann i jej mąż przegapili szansę na żłobek. Szansę, która zdarza się tylko raz w roku. Szansę na której jej bardzo zależało. Możliwość integracji z innymi dziećmi najtańszym kosztem. Na wyniki czekali pół roku, a teraz po prostu przegapili kilkudniową procedurę. 
Zatem następna możliwość posłania dziecka do żłobka to dopiero wrzesień 2014. Słodziutko ...

Do tego komary, chrabąszcze i straszny upał przez które Ann chodzi cała mokra, lepka i w ogóle. 

17 czerwca 2013

13 czerwca - nieoczekiwany ciąg zdarzeń część II

opowieści szpitalne - część II

Zanim mąż zdążył wszystko logistycznie ogarnąć z zapewnieniem opieki ich synkowi, leżała sama na porodówce niecałą godzinę. Nigdy nie przypuszczała, że może się tam znaleźć sama. Czuła się przez to taka malutka i słabiutka. Była wystraszona i było jej źle. Do tego pani położna, która się nią zajęła, do najmilszych nie należała - co spotęgowało jej złe samopoczucie.

16 czerwca 2013

13 czerwca - nieoczekiwany ciąg zdarzeń część I

opowieści szpitalne - część I

Została wzięta z zaskoczenia, co zwiększyło tylko poziom jej stresu. Wychodząc z rana z domu na rutynowe badanie, pomachała synkowi i dała buziaka mężowi, który z nim został. Jadąc samochodem do szpitala kombinowała jak najszybciej załatwić to badanie, żeby szybko wrócić. Chciała, żeby mąż nie tracił za dużo dnia i jak najszybciej wyjechał do pracy.

Udało się - dzięki temu, że przyjechała wcześnie rano, była pierwsza w kolejce. Położyła się na specjalnej leżance a pani położna przy pomocy specjalnych pasów i pelotek podłączyła do jej brzucha specjalną aparaturę monitorującą tętno dziecka i czynność skurczową macicy. Leżała podpięta pod aparaturę czytając książkę - za każdym razem tak właśnie robiła. Po jakimś czasie przyszła pani położna spojrzała na kartki z wykresami, które wypluwał owy aparat i... wybiegła z pomieszczenia. Za chwilę znowu wróciła ale już z telefonem w ręku, a za kilka sekund wpadła lekarka. No i się zaczęło!

6 czerwca 2013

Wielka sezonowa miłość ...


Przez całą zimę za nimi tęskniła racząc się mrożonymi, które są jedynie namiastką tych świeżych. A teraz są! Prawdziwe, świeżutkie, pachnące latem, słodziutkie, soczyste, mięsiste...
Nigdy jej się nie znudzą, uwielbia je i zawsze poprawiają jej humor!






3 czerwca 2013

Inna, lepsza jakość



Ann wcierała balsam w wilgotną po prysznicu skórę. Miała delikatny odcień jasnego beżu a nie jak do tej pory biały. Przez całą zimę kolor jej skóry wydawał się jej trupio biały a miejscami nawet fioletowy. Jej twarz była strasznie blada a obszerne wory pod oczami mogły sugerować jakąś chorobę toczącą jej organizm. Może to wynik anemii, z która boryka się od początku ciąży, albo efekt niebezpiecznie przedłużającej się i uciążliwej zimy. Teraz wyglądała już inaczej. Buzię miała smukłą, zarumienioną i delikatnie muśniętą słońcem, dzięki czemu nabrała zdrowego kolorytu.

Ciężki od nagromadzonej w nim wody ręcznik wolno osunął się z jej głowy na podłogę odsłaniając jej długie włosy. Były mocne i błyszczące. Ann je ostatnio uwielbiała. Nosiła je rozpuszczone, żeby falowały wokół jej twarzy i na ramionach lub wiązała wysoko na czubku głowy w fikuśny koczek. Były takie przyjemne w dotyku, gładkie i gęste. Teraz gdy Ann patrzyła w lustro to za każdym razem się do siebie uśmiechała. Podobała się sobie. Była zadowolona z tego jak wygląda, co miało pozytywne odzwierciedlenie w jej ogólnym samopoczuciu. Bardziej o siebie dbała. Staranniej dobierała ubrania do założenia i malowała paznokcie. Często podkreślała też urodę subtelnym makijażem, delikatnym muśnięciem błyszczyka czy wytuszowaniem rzęs. Codziennie wsuwała w uszy kolczyki, które mimo iż stanowiły drobny szczegół, idealnie dopełniały całość.

Ann pierwszy raz od dawna czuła się dobrze w swoim ciele. Mimo tego, że jest w 9 miesiącu ciąży i ma wielki brzuch. Jednak nie wygląda on jak ogromna opona opasająca jej talię, tylko jest w okrągłym kształcie wystającej do przodu piłeczki. A poza tym brzuchem, pozostały jej szczupłe nogi, ramiona i niezaokrąglona buzia. Może to charakterystyczne dla końcówki ciąży hormony szczęścia sprawiają, jej włosy i paznokcie są mocniejsze a skóra gładsza i zdrowsza? Albo doprowadzają do tego, że Ann sama siebie tak pozytywnie postrzega? A może świadomość, że niebawem wszystko się zmieni i po urodzeniu dziecka jej organizm będzie przechodził kolejny szok hormonalny, który uwidoczni się w jej wyglądzie? Ann nie zna odpowiedzi, ale wie zostało jej niewiele czasu na czerpanie radości z tego „stanu” więc stara się go maksymalnie wykorzystać.

15 maja 2013

Ukochany MAJ

Po tak długiej zimie każdy promień słońca i każdy powiew ciepłego wiatru jest jak pieszczota. Ann mrużąc oczy, łapczywie stara się łapać na spragnioną twarzą zarówno jedno i drugie.

Siedzenie na tarasie przy solidnym dębowym stole, popijanie kawy i patrzenie w dal, gdzie widać jak łąki, polany i wiejskie zabudowania zlewają się na linii horyzontu z błękitnym niebem. W tle słychać pobrzękującą kosiarkę i szumiące liście na drzewach kiwające się przez średniej siły wietrzyk a w powietrzu unosi się słodki zapach kwiatów pojawiających się w ogrodach. To wszystko, o czym z tęsknotą i ogromnym sentymentem myślała przez całą zimę. A teraz to się dzieje. Ann jest zadowolona. Wspomniane okoliczności mają na jej rozchwiane hormonami samopoczucie kojący wpływ. Uspokajają ją. Pozwalają patrzeć w przyszłość z optymizmem i uśmiechem.

Bo cokolwiek się dzieje, to po chłodnych, szarych i smutnych dniach,  nadchodzą te wyczekiwane, kolorowe, pełne ciepła, pachnące błogością.


13 maja 2013

Coraz bliżej końca

"Przecież i tak sobie nie poradzisz z dwójką maluchów" - usłyszała Ann gdy pokazywała teściowej używany wózek dla dwójki dzieciaków, który niedawno kupili z mężem. Ann poczuła ukłucie. Co to miało znaczyć?! Kto jak kto, ale akurat jej teściowa zawsze była powściągliwa w wydawaniu takich osądów.

Gdy Ann dowiedziała się, że jest tak szybko w drugiej ciąży, stała się kłębkiem nerwów. Ciągłe rozmyślanie o tym jak to będzie, jak ma podołać opiece nad dwójką maleńkich dzieci, skoro z jednym czasem sobie nie radzi. Nasuwało jej się mnóstwo wątpliwości, z których zradzało się wiele rozpaczliwych myśli. Jednak z czasem Ann zaczęła układać sobie wszystko w głowie i planować. Zaczęła wierzyć, że sobie poradzi, a raczej doszła do wniosku, że nie ona pierwsza ani nie ostatnia. A wielkim plusem jest to, że ma wspaniałego męża, który ją wspiera i z nim wszystko na pewno się uda.

Tymczasem im bliżej momentu, w którym na świat przyjdzie nowy członek ich rodziny, tym otoczenie sieje coraz więcej wątpliwości. Ann ciągle tylko słyszy, że po tych schodach to nie ma szans wejść z dwójką dzieci, że będzie jej niewyobrażalnie ciężko, że po prostu sobie z tym wszystkim nie poradzi. Ann się wścieka. Nic tak nie wzbudza jej złości, jak właśnie takie uwagi. Czasem w odpowiedzi wybucha, wypluwając z siebie krzykliwe pytania, że co ma zrobić? Przecież czasu nie cofnie. A czasem zamyka się w sobie i przeżywa, tak jak dzisiaj właśnie.

W chwili obecnej Ann niczego tak nie łaknie jak wsparcia, które zbuduje jej pewność siebie co do najbliższej przyszłości. Gdyby tylko ktoś zechciał mówić do niej, że jest silna, że na pewno podoła wszelkim trudnościom i przeciwnościom, spijała by te słowa najłapczywiej jak się tylko da.

PS. Jak mają się poprawić jej relacje z teściami? Jak ma być lepiej, skoro po większości istotnych rozmów pozostaje tylko niesmak...

12 maja 2013

Partnerstwo


Jest głęboko w sercu Ann. Jest przy niej. Wspiera ją i pomaga.
Bardzo się stara.
Dba i troszczy się o nią i małego.
 Daje im poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. 
Jest dla niej nie tylko mężem i ojcem ich synka, ale przede wszystkim najlepszym przyjacielem - partnerem. 
Potrafi ją rozśmieszyć, wzruszyć, ale też - jak nikt inny - zdenerwować i rozwścieczyć.
Doprowadza do skrajnych emocji. Ale w końcu na tym to polega.
Ann mu ufa, wierzy w niego i dziękuje za to, że jest.
 Docenia i bardzo, bardzo mocno kocha.

25 kwietnia 2013

Pierwszy roczek

Dzisiaj mija dokładnie rok odkąd w życiu Ann i jej K. pojawił się maleńki człowieczek (no już nie taki maleńki...), który na zawsze zmienił ich świat, wnosząc w ich życie ... mnóstwo wszystkiego, czego dotąd nie znali :)

Był to męczący rok obfitujący w ciągłą niepewność powodowaną ciągłymi znakami zapytania:
czy dobrze postępują z Maluchem? czy wszystko z nim w porządku? czy jego zachowania i umiejętności są adekwatne do wieku? Dlaczego inne dzieci w jego wieku umieją więcej? Dlaczego na zwrot "nie wolno" śmieje się i z pełną premedytacją robi to, czego mu się zabrania? Czy oni jako rodzice nie pomijają jakichś ważnych rzeczy, które powinni robić dla Niego i czy stwarzają mu najlepsze warunki do prawidłowego rozwoju? Czy nie robią zbyt mało?
Rok pełen trosk i zmartwień dotyczących jego zdrowia, właściwego rozwoju i niewiadomej przyszłości. Rok pełen niespodzianek, którego nie zamieniliby na inny!

Jednak ponad to wszystko, na sam przód wychodzi ogromne uczucie, którego nie da się w żaden sposób nikomu opowiedzieć. Dopóki ktoś sam tego nie przeżyje, to nawet w małym ułamku nie zrozumie tego. Specjalna więź między dzieckiem a rodzicem, niosąca za sobą mnóstwo silnych, różnorodnych emocji jest największą nagrodą. Największym w życiu szczęściem. A to jak dziecko się uśmiecha albo przytula (tak nawet taki diabeł jak Piotrek, czasem potrafi się przytulić... :) ), to rekompensuje wszystko: każdą nieprzespaną noc i wszystkie uronione łzy...
Ann i K. życzą CI Bobku, żebyś zawsze był zdrowy, radosny i otoczony ludźmi, którzy Cię kochają i życzą Ci jak najlepiej!!!!



14 marca 2013

Ulubione wielkie okno

Ann bardzo lubiła budzić się w tym miejscu w letnie poranki. Leżała na wielkim małżeńskim łożu beztrosko się przeciągając. Swoje pierwsze spojrzenie po przebudzeniu skierowała w stronę okna. Nie było to zwyczajne okno. Było bardzo duże, dwuskrzydłowe, pozbawione szczebelków, które zazwyczaj rozdzielają szklaną część. Była duża szyba, przez która widziała połyskujące promienie porannego słońca na błękitnym niebie. Na widok za oknem składała się w pierwszej kolejności droga a zaraz za nią pola i łąka a także domy widoczne gdzieś w oddali. Centralnie na przeciwko okna rosło okazałe drzewo. Ann nie wiedziała co to za drzewo, ale bardzo je lubiła.

Powoli wygramoliła się z łózka poprawiając wilgotną od gorąca koszulkę. Podeszła do okna i je otworzyła wpuszczając do pokoju przyjemny zapach lata. Z przymkniętymi powiekami wciągnęła świeże powietrze do płuc, nasłuchując odgłosów wsi, które tak bardzo różniły się od miejskich towarzyszących jej na codzień. Te były milsze dla ucha i wzbudzały w niej spokój.

Spojrzała na łóżko, w którym leżał do połowy odkryty On. Jego nagi tors poruszał się miarowo w górę i w dół, a z ust wydobywały się ciche pomruki. Spał. Tuż obok na nocnej szafce stały w nieładzie: szklanki, pusta butelka po alkoholu i do połowy wypalona gruba fioletowa świeca zapachowa. Uśmiechnęła się do siebie na samą myśl o wczorajszym wieczorze. Czuła się błogo i szczęśliwie. Z ochotą wróciła do łóżka, żeby po ciuchutku położyć się z powrotem obok Niego.

Tak było siedem lat temu. Ann z uwielbieniem i tęsknotą wspomina te czasy. Była wtedy taka młoda i beztrosko zakochana, dzięki czemu jej życie w tamtym momencie było szybkie, niezależne i pełne szalonej namiętności wymieszanej z pożądaniem.

8 marca 2013

Kochani rodzice

Po wczorajszej, kolejnej zresztą awanturze w Ann coś pękło. Żal i rozgoryczenie wzbierały się w niej już dużo, dużo wcześniej. Kiedy to się zaczęło? Jak mogło się tak zepsuć? Jej ukochani rodzice, z którymi zawsze miała dobre relacje a czasem nawet bardzo dobre, stali się teraz osobami, z którymi nie ma ochoty w ogóle rozmawiać. Jednak jest to mocno utrudnione, z racji wspólnego mieszkania...

Jej emocje to jedna wielka mieszanina. Obecnie najczęściej czuje w stosunku do rodziców złość i niechęć, co za każdym razem kończy się ogromnym poczuciem winy i falą wyrzutów sumienia. Przecież chcą dla niej jak najlepiej, nie chcą sprawiać jej przykrości ani jej denerwować, nie chcą się wtrącać ani ingerować w jej życie. A Ann nie chce żywić do niech tylu negatywnych uczuć, jakie od kilku miesięcy w niej dojrzewały i obecnie dają mocno o sobie znać... Oni nie chcą, ona nie chce - a jednak to wszystko się dzieje. 

Ann na spokojnie próbuje zrozumieć skąd taka sytuacja. Gdy Ann patrzy na swoją mamę, widzi nieszczęśliwą kobietę. Kobietę, która chyba nie ma świadomości, jak bardzo jej życie jest smutne. Jej twarz jest poorana głębokimi zmarszczkami i pożółkłe a miejscami nawet brązowawe zęby spowodowane kilkudziesięcioma latami palenia. Zupełnie o siebie nie dba, chodzi w tych samych, zniszczonych ubraniach już od wielu lat, niektóre buty ma nawet dziurawe, ale jak to ona twierdzi "są wygodne", więc nadal w nich chodzi. Wygląda bardzo źle. Gdy czasem w delikatny  sposób sugeruje się, że jej ubrania i obuwie nie nadają się do chodzenia, to ciężko się obraża. Ma problem z robieniem zakupów. W ogóle nie chodzi do żadnych sklepów, a gdy już jest na siłę wyciągnięta do centrum handlowego, żeby sobie coś kupiła, to jest wtedy w jakimś szoku, nie wiem w którą stronę chodzić, jak się zachować i chce jak najszybciej wrócić. Gdy dostanie jakiś prezent, nieważne, czy to ubranie, czy ozdobne filiżanki, lub kosmetyki - nie używa, co nie jest przyjemną sprawą dla osoby prezentującej. I tak już od wielu lat, wciąż ten sam jaskrawo różowy odcień szminki grubo nałożony na usta, który zupełnie nie pasuje do kobiety w jej wieku, do tego nierówno narysowane czarne również za grube kreski pod oczami. Z jednej strony, to tylko wygląd, jednak w dzisiejszych czasach wiele on może powiedzieć - szczególnie o kobiecie. Nie dba o siebie, ani o wygląd, ani o zdrowie. U lekarza nie była już wiele lat i każda prośba Ann o to, żeby poszła się przebadać kończy się obrażaniem. 

Kolejną sprawą jest to w jaki sposób mama Ann jest traktowana przez swojego męża. Z jednej strony można by rzec, że to nie jej wina. Jednak Ann uważa, że to jest jej wina. Przez tyle lat pozwalała sobie na coraz gorsze traktowanie i to tylko się teraz potęguję. Nigdy się nie sprzeciwia woli męża, nigdy nie potrafiła postawić na swoim. Ojciec Ann a jej mąż, to mocno despotyczny człowiek borykający się, od kąd Ann pamięta, z problemem alkoholowym. Ale tylko Ann to tak nazywa, bo nikt w domu nawet nie śmiał by mu tego zarzucić. Jednak fakty jednoznacznie wskazują, na to że ojciec jest alkoholikiem. Z roku na rok jego zachowanie jest też coraz bardziej agresywne, szczególnie to swojej żony, ale to dlatego, że ona się nie broni. A to typ człowieka, który uwielbia kopać leżącego. Tak więc odnosi się do swojej żony bez okazywania szacunku, ciągle ją oszukuje, rzadko kiedy potrafi się do niej zwrócić normalnie (nie mówiąc już o miłej wypowiedzi). Jego ton w stosunku do niej jest wiecznie pretensjonalny i nastawiony na rozszczenia. A ona potulnie to przyjmuje, udając że wszystko jest w porządku. Nigdy nie zwróci uwagi, czasem sama przeprosi - nie wiadomo za co. Ann też czasem próbuje tak traktować, ale ona sobie na to nie pozwala. W kilku ostrych słowach, szybko daje ojcu do zrozumienia, że z nią tak sobie pogrywać nie może. Ann jest przykro jak codziennie patrzy na ojca, który nie szanuje jej matki i poniża ją swoimi wypowiedziami przy każdej lepszej okazji. Z jednej strony żal jej matki, ale z drugiej jest na nią wściekła, że sobie pozwoliła na takie traktowanie. Do tego wychowywała swoje dzieci, jak każda matka, czyli chcąc dla nich jak najlepiej. Jednak w tym pragnieniu trochę się pogubiła, bo zamiast nauczyć ich zaradności, to wszystko za nich robiła. I nie tylko gdy byli dziećmi. Za swojego syna, który o zgrozo w tym roku skończył 30 lat, do tej pory po kryjomu robi pewne czynności. Jej dzieci nigdy nie były nauczone porządku, tego w jaki sposób sprzątać, czy pomagać w domu. Ann w pewnym momencie sama zaczęła się tego uczyć, ale w większości nauczyła się tego pod wpływem męża, natomiast jej brat do tej pory, gdy matka zacharowuje się sprzątając, to leży na kanapie i gra w play station. Nigdy nie zaproponuje pomocy, a co gorsza mama tego od niego nawet nie oczekuje... 

Dlatego wszystko się tak skomplikowało. Mama była zawsze dla Ann najbliższą osobą, jednak ostatnio jej uczucia mocno się zmieniają. Nadal ją kocha, ale ma jej dosyć. Ma dość rodziców, teściów, brata i jego żony. Ma dosyć patrzenia na czyjąś krzywdę i zastanawiania się jak pomóc. Próbowała czasem rozmawiać z mamą, ale ona tego wszystkiego nie widzi. Albo żyje w nieświadomości, albo udaje. A Ann ostatnio bardziej niż zwykle działa to na nerwy. 

Do tego dochodzą drobnostki we wtrącaniu się w jej relacje z mężem i wychowanie syna i nazbierało się. Ann przestałą dusić w sobie i dochodzi do wielu kłótni i sprzeczek. A teraz jest jej zarzucane chamstwo. Może i jest chamska, nie potrafi tego obiektywnie ocenić. Ona po prostu nie godzi się na pewne sprawy. Nie daje sobie wejść na głowę. A może to hormony ciążowe. A może Ann zwariowała? Wszyscy ją denerwują, każdy robi coś nie tak. Z jednej strony teściowie, na których wiecznie narzeka, teraz rodzice? Dobrze, że ma męża, z którym dobrze sobie wiele spraw poukładali, z którym dbają o siebie i codziennie starają się wspierać siebie nawzajem. Ann kocha go całym sercem. Szczególnie teraz kiedy czuje się tak źle z tymi wszystkimi emocjami, które żywi do najbliższych. Ann codziennie marzy o tym, żeby się gdzieś wyprowadzić. Żeby sobie mieszkać gdzieś z mężem i dziećmi. Żeby mogli sobie zorganizować prowadzenie domu i wszystko inne po swojemu, a nie żyć pod czyjeś dyktando i patrzeć na to jak matka niszczeje deptana przez ojca. A może i oni, gdy będą skazani tylko na siebie odżyją trochę? Ann ma nagdzieję, że kiedyś - w niedalekiej przyszłości jej marzenia się wreszcie spełnią. 


7 lutego 2013

Pączuszki, ciasta i torciki

W taki dzień jak dzisiaj, każdy się radośnie licytuje. Kto ile zjadł pączków, kto więcej, a kto ma ochotę na jeszcze? Nawet osoby na co dzień zdrowo się odżywiające, tego dnia folgują sobie. Nie patrzą na kalorie, na chemię, którą owe pączki są nafaszerowane. Nie zwracają nawet uwagi na fakt, że w tłusty czwartek pączki zazwyczaj są najmniej smaczne i ciężko kupić takiego prawdziwego, przepysznego. Ktoś nawet powiedział, że w ten dzień wszystkie diety idą na bok i na pączka wręcz trzeba sobie pozwolić, bo inaczej nie będzie się miało szczęścia przez cały rok...

Ann też myślała o pączkach. A raczej o takim jednym, wyjątkowym, którego sobie wymarzyła. Miał być mięciutki niczym puch w chrupiącej jasnobrązowej skórce, pokrytej lekko spękanym lukrem. W środku zamiast różanej konfitury powinno znajdować się kremowe, gęste nadzienie ajerkoniakowe. O tak! Takiego pączka właśnie chciała zjeść. Poprosiła męża, żeby jej takiego kupił, ale tylko pod warunkiem, że będzie właśnie taki jakiego sobie wymyśliła. Mąż tylko się uśmiechnął i przystanął na propozycję... oboje wiedzieli, że nie znajdzie takiego wyjątkowego pączka a więc Ann nie zje słodkości. 

Zadzwonił alarm w komórce. To przypomnienie, które Ann ustawia na godzinę po posiłku. Odszukała wzrokiem swój czarny pokrowiec i sięgnęła po niego. Szybko wydobyła czarny plastikowy przedmiot o niewielkich rozmiarach. Przyłożyła go do serdecznego palca lewej ręki i wcisnęła przycisk. Słychać było pyknięcie sprężynki. To igiełka wystrzeliła przebijając jej skórę. Ann przyjrzała się opuszkowi palca, na którym pojawił się maleńki punkcik. Palcem wskazującym i kciukiem drugiej ręki docisnęła ukłuty palec w pobliżu owego punkciku. Spod skóry zaczęła wydobywać się ciemno czerwona kropla, która szybko zamieniła się w piękny lśniący bąbel. Gdy Ann uznała, że wyciśnięta ilość jest wystarczająca, wprawnie  przyłożyła zraniony palec do paska wetkniętego w małe elektroniczne urządzenie. Patrzyła jak krew błyskawicznie wpływa w specjalny paseczek a na wyświetlaczu pojawiło się odliczanie. Po 5 sekundach urządzenie wskazało liczbę. Ann pochowała przedmioty do czarnego materiałowego pokrowca, automatycznie analizując w myślach, czy jej wynik plasuje się w odpowiednim przedziale. 

Wykonywała te czynność kilka razy dziennie, miała to już opanowane do perfekcji. Robiła to szybko i bardzo sprawnie. Nie była to dla niej nowość. Miała już doświadczenie po poprzedniej ciąży. Wtedy buntowała się i użalała nad własnym losem. Złościła się na jedzenie pozbawione smaku. Czuła się jak więzień zegarka, żyła w powtarzającym się co kilka godzin schemacie. Zjeść - odczekać - ukłuć się - zrobić pomiar - odczekać - zjeść i tak w kółko. Ann uwielbia mieć kontrolę, dlatego dokonywanie pomiarów i dążenie do tego, żeby wyniki były właściwe stało się jej małą obsesją. Przyrządzała sobie specjalne posiłki zgodne z przedstawionym jej w szpitalu schematem żywienia, patrząc ukradkiem na inne kuszące składniki znajdujące się w lodówce, a z których nie mogła skorzystać. Odliczała wymienniki węglowodanowe będące specjalnymi jednostkami mającymi pomagać we właściwym zbilansowaniu jadłospisu. Posiłki spożywała w wyznaczonym czasie, bez względu na to czy była głodna i czy w ogóle miała na nie ochotę. Kosztowała ją to sporo poświęcenia i ogromną ilość stresu. Jedzenie, którego przygotowywaniem i spożywaniem zawsze się tak delektowała, powoli stawało się jej koszmarem.
Dzisiaj jest już spokojna. Pogodzona i wprawiona w te wszystkie czynności. A publiczna presja nastawiona na przymus objadania się pączkami już tak jej nie denerwuje jak poprzednio. Może jest jej odrobinę przykro, ale nie przeżywa już tego tak mocno jak wtedy. 

26 stycznia 2013

A w głowie już kipi

Koncentratus brakus
 Sennus maximus
Pamięcius zanikus

W środę będzie już po wszystkim. Ann się denerwuje. Nigdy nie lubiła się uczyć, zawsze miała kłopot z humanistycznym podejściem do nauki. Zamiast brać wiele zagadnień "na logikę" i zapamiętywać jedynie punkty, na podstawie których będzie mogła rozwinąć wypowiedź właśnie dzięki logicznemu myśleniu i życiowej wiedzy, to uczy się na pamięć. Klepie regułki i całe teksty. Gdy zapomni co było po czym, to już masakra. Zawsze gubi się w wirze uczenia. Nie umie podczas tego myśleć, tylko ryje na pamięć nie potrafiąc skupić się na znaczeniu słów, które zakuwa. Masakra. Przez to czuje się jak głupek. Jak niezasługujący na tytuł ćwierć inteligent, który nie poradziłby sobie z odpowiedzią na pytanie wykraczające poza zakres wkuwane materiału. Ba, nawet przerabiany materiał momentami wydaje się bardzo odległy, wręcz obco brzmi. 

Ann chce mieć to już za sobą. Bez względu na wynik, chce odetchnąć z ulgą i skupić się na swojej rodzinie, na swoim mężu, pociesznym synku i córeczce, która mieszka w jej brzuszku. Chce się spotykać ze znajomymi, wrócić do życia towarzyskiego. Chce zacząć myśleć o przyszłości i powoli planować, jak to wszystko zorganizować po porodzie <--- to coś czego nie zrobiła przy pierwszym dziecku i dlatego pierwsze tygodnie jej macierzyństwa nie należały do przyjemnych. Ann wtedy planowała i obmyślała wszystko co się zdarzy do dnia porodu, nawet o samym porodzie często myślała. Ale nigdy nie myślała o tym, jak to będzie, gdy będą już w trójkę. Może kilka razy próbowała, ale poza tym, że będzie tulić maleństwo w ramionach, nie potrafiła sobie za bardzo wyobrazić całej reszty. Właśnie dlatego przeżyła taki szok? Wszystko spadło na nią, można powiedzieć nieoczekiwanie? Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie to odbierała. Dlatego wiedząc, że nie będzie łatwo z dwójką maluchów mających zupełnie inne potrzeby, chce zminimalizować wszelkie nieprzyjemne niespodzianki do minimum i wszystko obmyślić. No ale to nie teraz, to dopiero po środzie, po obronie... 




12 stycznia 2013

Drugi brzuch

"Nie możesz dźwigać, nie bierz dziecka na ręce"
"Nie powinnaś wnosić na czwarte piętro zakupów i dziecka"
"Pisz tę pracę. Napisałaś, no to musisz się teraz uczyć"

Ann jest skołowana. Niby tyle osób wokół, przecież nie mieszkają sami. Są rodzice, jest brat z żoną. Są też w razie czego teściowie i szwagier. O przyjaciółkach i znajomych nie ma co wspominać, bo każdy z nich ma swoje życie, swoje sprawy i własne problemy. Zresztą czy ona tak naprawdę ma znajomych, jakichś przyjaciół? Mąż wczoraj podczas ich starcia to podważył i Ann dało to do myślenia. Czy jest ktoś, kto jakby się dowiedział, że Ann potrzebuje pomocy, rzuciłby wszystko, żeby z nią przybyć? Ann ma spore wątpliwości i nawet nie potrafi wskazać kandydatów, którzy mieli by dokonać tego szlachetnego czynu. Kiedyś było inaczej. Kiedyś żyła bliżej z ludźmi. A może to było tylko jej złudzenie? Chyba jedyną osobą, na którą w 100% zawsze może liczyć jest jej mąż, ale czy to nie za mało? Świadomość, że gdy on znika, to kończy się cały jej świat jest nie do zniesienia!

W pierwszej ciąży Ann czuła się wyjątkowo. Każdego dnia czuła tę wyjątkowość całą sobą. Zresztą otoczenie nie pozwalało jej nawet na chwilę o tym zapomnieć. Wszyscy obdarowywali ją ciepłymi uśmiechami, życzliwymi gestami proponując pomoc i odpoczynek w wielu czynnościach. Na każdym kroku okazywali jej, że dbają o nią i o dziecko, które nosi pod sercem. Nie mogła spokojnie wziąć do ręki kilograma cukru, żeby ktoś jej go nie wyrwał i nie powiedział, że przecież nie może dźwigać. A teraz?
Teraz Ann potrafi na tydzień albo i więcej w ogóle zapomnieć o tym, że jest w ciąży. Przypomina jej się to zazwyczaj w sytuacji gdy z nerwów czy złości chciałaby sięgnąć po papierosa... Gdy poprosi kogoś z domowników o pomoc przy przeniesieniu czegoś ciężkiego, albo zwyczajnie powie, że jest zmęczona, czy że spać jej się chce, każdy dziwnie się na nią patrzy. Co więcej sami oczekują od niej pomocy. A Ann jest taka, że nie lubi się o pomoc prosić, ani też jej nie odmawia. Jeśli ktoś jej czegoś nie zaproponuje, to nie będzie się niczego domagać. 
I w ten oto sposób, gdy w przedświątecznych przygotowaniach Ann od rana do wieczora stała w kuchni przy garach, przy okazji zajmując się dzieckiem coś się stało. Mówiła, że boli ją brzuch, ale nikt nie zareagował :"to może idź odpocznij?" Mąż nic nie mówił, ale widać było, że drażni go to, że nie było dnia, żeby Ann nie narzekała, że coś ją boli. Jak nie brzuch, to głowa jak nie głowa, to brzuch i tak w kółko... Każdemu by się znudziło. Ann to czuła, więc mimo nieustępujących dolegliwości przestała cokolwiek mówić. Próbowała zapomnieć o bólu, przemęczeniu i niewyspaniu zajmując się tym czym powinna. W święta zaczęła krwawić. Przez chwilę było przerażenie i strach oraz sugestie, że trzeba jej pomóc, że musi odpocząć. Zaczęło się planowanie kto i w czym ma ją wyręczyć. Ale jak widać pamięć ludzka krótka jest. Nie minęło kilka dnia i wszyscy zapomnieli o tym, że Ann powinna się oszczędzać i na planach pomocowych się skończyło... Ann może tylko z rozmarzeniem wspominać swoją pierwszą ciążę, kiedy to otoczoną troską najbliższych mogła w spokoju regenerować siły, odpoczywać i dostarczać swojemu organizmowi takiej ilości snu jakiej się domagał...

Za kilka dni Ann będzie bronić tytułu magistra. Ciężko jej było napisać pracę, ale udało jej się i może powiedzieć, że w 100% zawdzięcza to tylko i wyłącznie sobie. Nikt jej w tym nie pomógł. Było dużo gadania, ale jak to zwykle bywa na gadaniu i oferowaniu pomocy się skończyło. Teraz Ann jest poddenerwowana zbliżającym się egzaminem i pustką w głowie. Najlepiej uczyć jej się z rana, ale absorbujący synek troszkę jej to utrudnia, a gdy przychodzi wieczór, Ann już nic nie wchodzi do głowy. Więc gdy przychodzi weekend, kiedy Ann mogłaby się pouczyć, to rodzice od rana: zakupy, sprzątanie, a mąż pojechał na swoją kolejną już wystawę gołębi. A ponieważ się wczoraj pokłócili, to nie wraca, nie wiedzieć czemu, bo wcześniej twierdził, że na 10 już będzie. Tak było wcześniej i tak jest dzisiaj. Nikt nie przyjdzie i nie powie: pomogę Ci a Ty się może trochę poucz? Nie. Ann została z tym sama. Rosnąca gula w jej gardle i powstrzymywanie łez powoduje coraz większy ból głowy. Co się stało z jej mamą? Dlaczego od urodzenia małego, nawet ona przestała się z nią liczyć. Ann nie może tego znieść. Nie może sobie z tym poradzić. A widmo nieuchronnie zbliżającego się egzaminu sprawia, że zaczyna wpadać w panikę. Po prostu ją opuścili. 

11 stycznia 2013

Jej drugie ja

Są takie chwile, że Ann nienawidzi siebie. Siebie takiej. Dzisiaj jest właśnie taki moment. Dała się sprowokować. Wpadła w szał. Nie potrafiła zapanować nad swoją ciemną stroną emocji. Nie powinna sobie na to pozwolić. Już tyle czasu pracowała nad sobą, nad tym,  żeby było lepiej. Ale wystarczyło kilka słów i jego uśmiech, który z niej szydzi. Jego słowa, które doskonale dobrane uderzają w najczulsze punkty. Zawsze wtedy czuje się jak kompletne zero. Poniżona, obdarta z godności. Czuje wtedy, że go nienawidzi. Że nie chce go znać. Nieznosi go wtedy każdą komórką swojego ciała i jak by mogła to zrobiła by mu krzywdę. Wpada w szał. Takie schematy powtarzały się odkąd się poznali. Zawsze wygląda to tak samo. Gdy już jest po wszystkim, następuje ten sam atak paniki i poczucie winy, a dalej wyrzuty sumienia i żal, że znowu dała się sprowokować.

Usłyszała wczoraj, że powinna się leczyć. Może i tak jest. Może powinna? Tylko jak? 

Ma w sobie wiele negatywnych emocji. Wie, że jest niesprawiedliwa w stosunku do męża. Tak to już w jej głowie się poukładało, że wszystkie jej żale i całą niechęć, którą żywi do jego rodziców, pokłada czasem w nim. To cholernie niesprawiedliwe, ale nie potrafi tego opanować. Tak samo jak rosnącego uczucia niechęci do jego ojca, które ze spotkania na spotkania robi się coraz mocniejsze. Mimo, że tego nie chce, że powtarza sobie, że tak być nie może, wystarczy jeden jego przytyk, jeden gest i ona wie, że tego nie da się zmienić. Zbyt wiele rzeczy zostało powiedzianych i zrobionych, żeby to naprawić. Poza tym on też by musiał się postarać, a on zapewne w swoim zachowaniu nie widzi nic złego. 

Czasem czuje się jak by traktowali ją jak powietrze. Jakby woleli, żeby jej nie było. Że jest dla nich złem koniecznym. Niechcianym gratisem w pakiecie z synem i ukochanym wnuczkiem... Ostatnio gdy przyjechali zabrać od teściów synka, to tylko były okrzyki podniety: "Zobacz tatuś przyjechał... tak jest już tatuś... no cieszysz się, że tatuś przyjechał?!... No już idzie tatuś zobacz... Idź do tatusia!!" Ann poczuła wtedy gulę w gardle, zastanawiając się, czy mimo, że stoi pół metra od nich to zapomnieli, że to dziecko ma jeszcze matkę? Gdy mąż zwrócił mu uwagę, że Mały ma też MAMĘ, to szybko odparował tym swoim charakterystycznym sposobem mówienia "Eeee tam mama! On przecież chce do taty!!!" 

Często brzmią jej w głowie te słowa, pielęgnując w niej rosnące uczucie nienawiści i nie pozwalając mu zniknąć. I nawet tłumaczenie, że to prosty człowiek ze wsi do niej nie trafia. O nie! Tyle kolców wbił w jej serce, tyle razy przez niego płakała, tyle razy powodował w niej uczucie zażenowania i zmieszania... Z tego już nic dobrego się nie urodzi. Ann czasami myśli sobie ukradkiem co mu odpowie na kolejny przytyk, ale to tylko fantazjowanie... zresztą bardzo przyjemne fantazjowanie! W rzeczywistości unika takiej sytuacji. Wie, że pogorszyło by to tylko ich relacje. No ale właśnie, czy może być jeszcze gorzej? Co jest gorszego od sztucznych uśmieszków i całusków na przywitanie i udawania, że jesteśmy kochającą się rodziną? A to już nie chodzi tylko o relacje jej i teścia. To się rozeszło już dalej. To już się zrobiła poważniejsza sprawa. To już niszczy jej relacje z mężem, który przecież kocha ojca, broni go i nie rozumie jak on głęboko Ann rani za każdym razem gdy wypowiada jeden ze swoich głupawych tekstów. 

A ponad to wszystko Ann znowu czuje się bardzo samotna... Otoczona przez ludzi a jednak samotna...
Czy dziecko, którego serduszko w niej bije wytrzyma te wszystkie emocje? Skoro Ann wyje czasem z rozpaczy i bezsilności, to co czuje ONO?


5 stycznia 2013

Rodzicem być

Ann jest pełna miłości. Miłości do swojego syna. Ma wrażenie, że z dnia na dzień ta miłość rośnie, zmienia się, staje się coraz mocniejsza, dojrzalsza. On śpi w pokoju obok. Ann często czeka na ten moment, żeby mogła zrobić jakieś swoje rzeczy. Teraz ma dużo nauki, ponieważ niebawem będzie bronić tytułu magistra... Jednak gdy mały Bobsonek jest już w pokoju obok i smacznie sobie śpi Ann czuje pustkę... Co jakiś czas spogląda na monitorek nianii elektronicznej posyłając do niego wirtualne buziaczki. Na samą myśl o Nim Ann się uśmiecha, nawet wzrusza. Każdy mały drobiazg zrobiony przez Niego wypełnia ją radością. Ann jest dumna z każdej codziennej czynności: z tego, że zjadł ładnie obiadek, że udało mu się odmachać do babci, czy przybić piątkę wujkowi, albo powiedzieć "tata". Wszystko to sprawia, że życie Ann nabiera innego wymiaru, nowego sensu. Ma znaczenie. I mimo, że często z utęsknieniem myśli o beztroskim życiu sprzed narodzin, kiedy to mogła często spotykać się ze znajomymi, wyjeżdżać na weekendy i robić wiele innych rzeczy na które teraz nie może sobie pozwolić (albo może baaardzo rzadko). Jednak zaraz te myśli odchodzą, gdy tylko mały Bobsonek w swój charakterystyczny sposób zapieje zaczepiając ją lub przyczworakuje do niej i chwytając się jej nóg z ogromnym wysiłkiem, ale też szelmowskim uśmiechem na słoldkiej twarzyczce wstaje na swoje nóżki, gibając się na wszystkie strony. Ann nigdy nie przypuszczała, że ta więź może być aż tak silna, że gdy ma się dziecko, to słowo "kochać" nabiera nowej mocy. 

W jej brzuchu mieszka kolejny nowy Bobasek. Czy będzie siostrzyczką czy braciszkiem dla Bobsonka - pozostaje to jeszcze tajemnicą, ale w ciągu miesiąca powinno się to wyjaśnić. Ann czasem się zastanawia jakie ono będzie, ale nie czuje jeszcze silnej więzi. Ma przez to wyrzuty sumienia, chciałaby kochać dwójkę dzieci jednakowo, ale czy to jest w ogóle możliwe? Czy drugiego Bobasa można kochać tak samo mocno jak pierwszego, czy można być dla obu ukochaną Mamą? Czy w jej sercu wypełnionym już po brzegi miłością znajdzie się jeszcze miejsce dla drugiego Robaczka. Już od pierwszych dni nowego życia jej bliskość, zapach i bicie serca będzie dla Niego całym światem - nie może Go zawieźć.