11 stycznia 2013

Jej drugie ja

Są takie chwile, że Ann nienawidzi siebie. Siebie takiej. Dzisiaj jest właśnie taki moment. Dała się sprowokować. Wpadła w szał. Nie potrafiła zapanować nad swoją ciemną stroną emocji. Nie powinna sobie na to pozwolić. Już tyle czasu pracowała nad sobą, nad tym,  żeby było lepiej. Ale wystarczyło kilka słów i jego uśmiech, który z niej szydzi. Jego słowa, które doskonale dobrane uderzają w najczulsze punkty. Zawsze wtedy czuje się jak kompletne zero. Poniżona, obdarta z godności. Czuje wtedy, że go nienawidzi. Że nie chce go znać. Nieznosi go wtedy każdą komórką swojego ciała i jak by mogła to zrobiła by mu krzywdę. Wpada w szał. Takie schematy powtarzały się odkąd się poznali. Zawsze wygląda to tak samo. Gdy już jest po wszystkim, następuje ten sam atak paniki i poczucie winy, a dalej wyrzuty sumienia i żal, że znowu dała się sprowokować.

Usłyszała wczoraj, że powinna się leczyć. Może i tak jest. Może powinna? Tylko jak? 

Ma w sobie wiele negatywnych emocji. Wie, że jest niesprawiedliwa w stosunku do męża. Tak to już w jej głowie się poukładało, że wszystkie jej żale i całą niechęć, którą żywi do jego rodziców, pokłada czasem w nim. To cholernie niesprawiedliwe, ale nie potrafi tego opanować. Tak samo jak rosnącego uczucia niechęci do jego ojca, które ze spotkania na spotkania robi się coraz mocniejsze. Mimo, że tego nie chce, że powtarza sobie, że tak być nie może, wystarczy jeden jego przytyk, jeden gest i ona wie, że tego nie da się zmienić. Zbyt wiele rzeczy zostało powiedzianych i zrobionych, żeby to naprawić. Poza tym on też by musiał się postarać, a on zapewne w swoim zachowaniu nie widzi nic złego. 

Czasem czuje się jak by traktowali ją jak powietrze. Jakby woleli, żeby jej nie było. Że jest dla nich złem koniecznym. Niechcianym gratisem w pakiecie z synem i ukochanym wnuczkiem... Ostatnio gdy przyjechali zabrać od teściów synka, to tylko były okrzyki podniety: "Zobacz tatuś przyjechał... tak jest już tatuś... no cieszysz się, że tatuś przyjechał?!... No już idzie tatuś zobacz... Idź do tatusia!!" Ann poczuła wtedy gulę w gardle, zastanawiając się, czy mimo, że stoi pół metra od nich to zapomnieli, że to dziecko ma jeszcze matkę? Gdy mąż zwrócił mu uwagę, że Mały ma też MAMĘ, to szybko odparował tym swoim charakterystycznym sposobem mówienia "Eeee tam mama! On przecież chce do taty!!!" 

Często brzmią jej w głowie te słowa, pielęgnując w niej rosnące uczucie nienawiści i nie pozwalając mu zniknąć. I nawet tłumaczenie, że to prosty człowiek ze wsi do niej nie trafia. O nie! Tyle kolców wbił w jej serce, tyle razy przez niego płakała, tyle razy powodował w niej uczucie zażenowania i zmieszania... Z tego już nic dobrego się nie urodzi. Ann czasami myśli sobie ukradkiem co mu odpowie na kolejny przytyk, ale to tylko fantazjowanie... zresztą bardzo przyjemne fantazjowanie! W rzeczywistości unika takiej sytuacji. Wie, że pogorszyło by to tylko ich relacje. No ale właśnie, czy może być jeszcze gorzej? Co jest gorszego od sztucznych uśmieszków i całusków na przywitanie i udawania, że jesteśmy kochającą się rodziną? A to już nie chodzi tylko o relacje jej i teścia. To się rozeszło już dalej. To już się zrobiła poważniejsza sprawa. To już niszczy jej relacje z mężem, który przecież kocha ojca, broni go i nie rozumie jak on głęboko Ann rani za każdym razem gdy wypowiada jeden ze swoich głupawych tekstów. 

A ponad to wszystko Ann znowu czuje się bardzo samotna... Otoczona przez ludzi a jednak samotna...
Czy dziecko, którego serduszko w niej bije wytrzyma te wszystkie emocje? Skoro Ann wyje czasem z rozpaczy i bezsilności, to co czuje ONO?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz