23 października 2014

Świstek papieru, ma zadecydować o wszystkim


źródło

Ann ma Przyjaciółkę a ta Przyjaciółka ma synka - Franka. Uroczego małego mężczyznę, który za tydzień skończy 4 miesiące. Mimo, że nie należy do tych spokojnych niemowlaków, które tylko śpią, jedzą i ewentualnie grzecznie sobie leżą w łóżeczku, na macie czy w wózeczku, to wypełnił życie swoich rodziców ogromną radością. Jednak wraz z małym człowieczkiem, w ich codzienności pojawił się częsty, silny i trudny do opanowania płacz oraz ogromne trudności przy karmieniu piersią okraszone nieustannym wrzaskiem i płaczem, nie tylko Franka. Mały ma też wrodzoną wadę stópek, która wymagała wielu wizyt u specjalistów i założenia mu specjalnych ortez, które nieco utrudniają codzienną pielęgnację. Jednak mimo wszystkich trudności, to właśnie te dobre momenty mają przeważające znaczenie i skutecznie wymiatają wszystko co złe. Mimo, że rodzice są często zmęczeni, niewsypani, nie raz wręcz wyczerpani - kochają swojego syna ponad życie! Wiadomo, jak to zazwyczaj rodzice. Jest ich długo wyczekiwanym skarbem, dowodem na to, że marzenia się spełniają! Jednak to marzenie w pewnym momencie zostało zmącone...


Kobiety mają w sobie tyle siły i są tak skonstruowane, że nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak ich organizm potrafi się zaadaptować w nowej sytuacji. Nagle okazuje się, że 3 godziny snu na dobę są wystarczające, kilka przypadkowych posiłków pałaszowanych w biegu (a raczej złapanych przypadkiem przy przechodzeniu przez kuchnie) powoduje uczucie sytości a ból fizyczny, który dotąd był nie do zniesienia, nagle staje się tylko nieprzyjemnym uczuciem. Tak, my kobiety już tak mamy! Gdy trzeba potrafimy naprawdę niewyobrażalnie rozszerzyć granice własnej wytrzymałości., zarówno psychicznej jak i fizycznej. A gdy wszystko wraca do normy, to i tak później w głowie nam się nie mieści, jak w ogóle mogłyśmy wtedy dawać radę?

Mijały tygodnie, wszystkie były do siebie bardzo podobne. Dziecko, dziecko i jeszcze raz dziecko. To był cały jej świat. Opieka nad nim pochłaniała cały jej czas. Żeby zrobiła coś dla siebie - nie było kiedy. Synek zdrowo rósł, zaczął śmiesznie gaworzyć i rozsyłać rodzicom piękne uśmiechy. Wszystko układało się świetnie, dzięki czemu średnie dotąd samopoczucie Przyjaciółki osiągało coraz wyższy poziom. Zaczynała powoli kierować się w stronę normalnego życia, tego z ulubionymi serialami i książkami, z wizytami u fryzjera, spotkaniami z koleżankami, ploteczkami. Powoli zamykała rozdział pod tytułem "niemowlak zawładnął moim życiem", odnajdując siebie i swoje potrzeby. I gdy już prawie tego dokonała, nagle zdarzyło się COŚ. Coś co zmieniło wszystko. Zauważyła u swojego syna dziwaczny odruch. Taki, którego dziecko w jego wieku mieć nie powinno. Taki, który z jednej strony wyglądał niepozornie, jednak z drugiej wykraczał poza normę. Wpisała w wyszukiwarkę, to co ją niepokoiło, a bezlitosne Google w ułamku sekundy zwróciło jej informacje w postaci poważnej choroby. Mąż ją uspokajał twierdząc, żeby nie wierzyła w to co ludzie wypisują w internecie i nie popadała w paranoję. Zakazał szperania w internecie a ona, wyjątkowo postanowiła posłuchać, Jednak w tym czasie on, w ukryciu przed nią, zasiadł przed komputerem w poszukiwaniu rzetelnej wiedzy. Poszukał naukowych artykułów, wypowiedzi specjalistów, opinii lekarzy. Czytał, czytał... i wpadł w przerażenie.

W ciągu kilku następnych dni u Franka zaczęły się powtarzać niepożądane objawy. Małżeństwo z jednej strony starało się wzajemnie uspokoić, ale ich niepokój rósł z każdą godziną. W celu uspokojenia swoich lęków postanowili jak najszybciej udać się do neurologa dziecięcego. Wiadomo, niby tak na wszelki wypadek, żeby spojrzał na Franka i powiedział, że wszystko w porządku. Poszli na wizytę z ogromnymi nadziejami, takimi jakie na pewno każdy nas nie raz miał, gdy podejrzewał czy przeczuwał jakieś dziwne choroby, czy odstępstwa od norm rozwojowych u swojego dziecka. I każdy z nas usłyszał wtedy, że wszystko jest w porządku, nie ma się czym martwić, znowu wyobraźnia spłatała nam figla. Oni jednak tego nie usłyszeli. Lekarz nie wykluczył ich podejrzeń, kierując na dodatkowe badanie. Scena kiedy lekarz zamiast uspokajać zdenerwowanych rodziców, to zwiększa ich niepokój swoją poważną miną jest wszystkim doskonale znana. Z filmów, książek i  różnych opowieści, że siostra znajomej koleżanki pani Jadzi ze spożywczaka też tak miała. Ale nie z prawdziwego życia. A teraz oni stali tu, ze swoim niewinnym synkiem na rękach i ze łzami w oczach, błagalnym wzrokiem próbowali wymusić na lekarzu jakikolwiek najmniejszy gest, który by ich uspokoił. Nic z tego. 

Owa Przyjaciółka odsunęła od siebie wszystkich. Wyłączyła telefon, odizolowała się od najbliższych, całymi dniami siedziała ze swoim synkiem mocno go tuląc i płakała. Raz był cichy, niemalże niemy szloch, innym razem głośny płacz. Może i próbowała zapomnieć, ale jak tu nie myśleć o dramacie, w którym się uczestniczy, skoro każde spojrzenie na niczego nieświadomego malca ze zdwojoną siłą uderza obawami. To silniejsze od niej, więc przestała z tym w ogóle walczyć. Pogrążyła się w swoim rozpaczaniu, załamując się już na dobre. Bo tak jak dla niektórych brak złych wieści jest dobrą wiadomością, to dla niej było na odwrót. Brak wykluczenia choroby, było czymś co spychało ją w przepaść. Nie pozwalała sobie wytłumaczyć, że lekarz nie wykluczył, ale też nie potwierdził najgorszego. Czyli jest pół na pół. Trzeba się cieszyć, bo są szanse na pomyślne zakończenie. Trzeba walczyć, być silnym. Dla syna! Nie przyjmowała tego do wiadomości. Realne zagrożenie, które wisiało nad jej dzieckiem sprawiało, że nie umiała inaczej. Ze stała się załamaną matką.

Kolejne badanie wyszło prawidłowo, jednak lekarz zaznaczył, że u 30% dzieci z TĄ chorobą występuje właśnie dobry wynik. Co oznacza, że nic się nie wyjaśniło. Zamiast cieszyć się z dobrego wyniku, który zbliża ich do wykluczenia choroby, skupiali się na obawach, przerażeniu i ogromnych strachu. Te kilka dni, to dla nich straszny koszmar. Jak można normalnie funkcjonować, będąc w ciągłym napięciu, mimowolnie wyobrażając sobie, przyszłość swojego dziecka, któremu grozi silne opóźnienie w rozwoju. Którego -być albo nie być- rozstrzyga się właśnie tu i teraz. Dla którego jedna karteczka, którą niebawem otrzymają z wynotowanymi medycznymi zwrotami będzie najważniejszym dokumentem w jego życiu. Stanie się przepustką do zdrowego normalnego życia, lub wyrokiem... Kolejne 3 badania, które zostały zlecone, mają być kluczowe. Mają umożliwić wykluczenie lub potwierdzenie tej strasznej diagnozy. To moment w ich życiu, który może zmienić wszystko, już na zawsze. A oni są sparaliżowani ze strachu i nie dopuszczają do siebie nikogo, kto mógłby im pomóc, wesprzeć, nadstawić silne ramię, poklepać po plecach...

  

2 komentarze:

  1. Duzo sil dla rodzicow...
    Jedni poszukuja wsparcia od ludzi, by miec sile walczyc..inni wola cierpiec w swoim najblizszym gronie...
    Oby to nie bylo nic powaznego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Siła jest im bardzo potrzebna, są na skraju załamania, bo w dalszym ciągu nic nie wiadomo...

    OdpowiedzUsuń