Ostatnio Ann zaczyna znowu odnajdywać siebie. Codziennie stara się zrobić choć jedną rzecz dla siebie. Taką, którą lubi. Sprawić sobie przyjemność, nawet malutką. Nie chodzi tutaj o jakieś wielkie przedsięwzięcia typu weekendowy wyjazd z przyjaciółkami nad morze (o którym i tak ciągle myśli, planuje go i wie, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, to nic nie stanie im na przeszkodzie!), czy też spędzenie całego dnia w salonie urody - oj przydało by się! Ale o tym nie tutaj. Mowa jest tu o małych rzeczach, które można pogodzić ze swoimi codziennymi obowiązkami, da się je wmieszać między wykonywane czynności. I które dają wiele przyjemności i pozwalają częściej się uśmiechać. Pomagają w zachowaniu spokoju i cieszeniu się każdym dniem.
6 sierpnia 2014
4 sierpnia 2014
Jej mały osobisty Woodstock
Postanowili, że w sobotę zrobią sobie mały wypad, tylko we dwoje. W sumie to żadna nowość, ostatnio sporo razem wychodzili bez dzieci, korzystając z uprzejmości jednych i drugich rodziców. Jednak czegoś brakowało tym ich wyjściom. Nie poprawiały ich relacji, czasem nawet się kłócili. Coś się ostatnio po prostu nie kleiło. Jednak nie dawali za wygraną i próbowali pracować nad poprawą atmosfery miedzy nimi. Tym razem padło na teściów, jeśli chodzi o opiekę nad brzdącami. Dzieciaki uwielbiały tam przebywać. Bawiły się na dworze w piaskownicy i drewnianym domku ze zjeżdżalnią - zabawki specjalnie zbudowane dla nich przez dziadka. Biegały na bosaka po trawie, kąpały się w dmuchanym baseniku. Było im tam dobrze i nie odczuwały braku rodziców. Nie było lamentów przy rozstaniu, płaczu lub wymykania się cichaczem, żeby uniknąć histerycznych scen, jak kiedyś. Teraz gdy rodzice wsiadali do samochodu i mówili, że jadą, dzieciaki z uśmiechem do nich machały i po chwili dalej oddawały się podwórkowym zabawom.
Zapakowali cały samochód w potrzebne rzeczy i pojechali nad Narew, 20 minut drogi od domu teściów. Zatrzymali się nad brzegiem, przy starorzeczu. Widok był tam przepiękny, momentami można było nawet poddać się wrażeniu, że to jedno z Mazurskich jezior. Rozbili namiot, mąż rozstawił wędki, wypakowali potrzebne rzeczy i rozpoczęli swój biwak. Mąż wędkował, a ona czytała książkę przy zachodzącym słońcu. Gdyby nie to, że temperatura przekraczała 30 stopni w cieniu, mogłaby pokusić się o opinię, że jest świetnie. Uwielbiała siedzenie na trawie i słuchanie odgłosów przyrody. Zamykała oczy i po prostu tam była, spokojna, zadowolona.
Subskrybuj:
Posty (Atom)