6 kwietnia 2015

To mogło się wydarzyć naprawdę...

...


Był ciepły wieczór. Powietrze nie było ciężkie, raczej orzeźwiające. W końcu była nad morzem, tutaj zawsze lepiej się oddychało. Siedziała na samym końcu plaży, na drewnianym schodku, tuż przy wejściu. Wyciągnęła telefon z torebki i sprawdziła godzinę. Była sporo przed czasem. To dobrze. Zadzwoniła do domu, żeby zapytać o dzieci. Usłyszała, że wszystko w porządku, żeby niczym się nie martwiła, tylko odpoczywała. Dzieci się świetnie bawią, ładnie zjadły i niedługo będą się szykować do kąpieli. Jeszcze raz spojrzała na godzinę i wrzuciła komórkę do torebki. Przesypując dłońmi piasek, na którym siedziała, spojrzała na zachodzące słońce, na cudowne kolorowe niebo. Miejscami różowe, gdzieniegdzie jeszcze błękitne, a w innych miejscach szaro niebieskie. Krzyk mew zagłuszał miarowy szum morza, które było wyjątkowo spokojne. Nie mogła się napatrzeć na ten wspaniały widok, nasycić wyjątkowymi odgłosami, jedynymi w swoim rodzaju. I ten zapach piasku i wody. Uwielbiała to. Mogłaby tak siedzieć godzinami. 


Usłyszała głośne skrzypnięcie schodków za plecami i na ułamek sekundy zdrętwiała. Mimo, że odkąd tu siedziała, to spacerowicze co i raz ją mijali udając się na plażę, lub chcąc się z niej wydostać, to owe skrzypnięcie było inne. Od razu wiedziała, że to ON. Nie musiała się odwracać, żeby to wiedzieć. Po prostu to poczuła. Zauważyła, że powietrze się zagęściło i wyczuwała w nim coś elektryzującego. Kilka sekund później, bez słowa usiadł obok niej. Był tak blisko, że niemal jej dotykał. Czuła jego ciepło. Zaschło jej w gardle z wrażenia.
-Jednak jesteś - powiedział na przywitanie, po chwili milczenia.
-Jednak? Wątpiłeś w to, że mnie tu zobaczysz?
Wciągnął powietrze i wolno je wypuścił. 
-Trochę tak.
Oboje zamilkli, nie do końca wiedząc od czego zacząć, co właściwie mogliby teraz powiedzieć. Ona bawiła się piaskiem posypując swoje stopy i nie odrywając od nich wzroku. Jeszcze ani razu się do niego nie odwróciła, nie skierowała wzroku na jego oczy. Ani razu. Na razie wystarczyła jej świadomość, że siedzi obok niej. I ten jego zapach. Ten sam co wtedy. Widzieli się zaledwie raz i to już jakiś czas temu, ale takie zapachy zapamiętuje się na całe życie. I gdy kiedyś poczujesz go znowu, to wszystko Ci się przypomina. I jej też się teraz wszystko zaczęło przypominać, ich pierwsze a zarazem jedynie spotkanie, takie nieoczekiwane, nietypowe. A teraz znowu siedzieli obok siebie. Sięgnęła do torby i wyciągnęła dwie butelki piwa. Odkapslowała je zapalniczką - sztuczka, której nauczyła się za czasów liceum, i podała mu jedną z nich, sobie zagarniając drugą. Zaśmiał się gdy to zrobiła i mruknął pod nosem coś o tym, ze ciągle go zaskakuje. Niewzruszona brzęknęła swoją butelką o jego i wzniosła symboliczny toast.
-Za spotkanie - on tylko powtórzył jej słowa i obydwoje wzięli po solidnym łyku. 
Patrzyła się w morze, ale czuła na sobie jego spojrzenie. Wiedziała, że odwrócił w jej stronę głowę i bezceremonialnie się jej przyglądał, co tylko ją peszyło. pod wpływem jego spojrzenia serce zaczęło jej mocniej bić a krew szybciej pulsować.
-Skoro fatygowała się tu pani z tak daleka... to może uraczy mnie choć jednym spojrzeniem? - zaczepił ją w typowy dla siebie sposób. Nadal się nie odwróciła do niego, jednak nie musiała tego robić, żeby wiedzieć, że ma łobuzerski uśmiech na twarzy. Bała się na niego spojrzeć. Wiedziała jak wiele od tego zależy. Setki razy wyobrażała sobie to ich spotkanie. Zastanawiała się jak to będzie. I za każdym myślała o nim inaczej, mając inne oczekiwania. Miała w głowie już taki bałagan, że jadąc tutaj, tak naprawdę już nie wiedziała co jest prawdziwym powodem, tego że się tu znalazła. W końcu sama zainicjowała to spotkanie. Wiedziała, że nie zazna spokoju dopóki do niego nie dojdzie. Rozsądek podpowiadał jej, że musi to zrobić, żeby wszystko sobie uporządkować. Żeby spojrzeć na niego i zdać sobie w końcu sprawę, że wszystko co miała w głowie rozmija się z rzeczywistością. Chciała dostać kubeł zimnej wody na głowę. Przekonać się, że wszystkie jej emocje i uczucia są powodowane jej wyobrażeniem, które ma się nijak do rzeczywistości.  Że wszystko sama sobie wymyśliła, że jej emocje są spowodowane jedynie iluzją, niczym więcej. Chciała utwierdzić się w przekonaniu, że tak niewiele pamiętała z pierwszego spotkania, a wszystko co było potem, to tylko jej fantazja. Rozbuchana wyobraźnia kobiety znudzonej, spragnionej wrażeń. Tego właśnie chciała wcześniej. Wiedziała, że tak by było dla wszystkich najlepiej. Spotkali by się, chwilę pogadali. Poczułaby, że to nie to, że się nie klei. Ani rozmowa, ani nic innego. Wymienili by uprzejmości i każde z nich poszło by w swoją stronę, w spokoju, bez żalu. Żadne z nich by później o drugim nie myślało, za niczym nie tęskniło. To by była naturalna kolej rzeczy. Zniknął by raz na zawsze z jej życia, a ona z jego. Tak by było najlepiej i najłatwiej.

Ale teraz siedziała tutaj centymetr od niego, dotykała jego uda swoim kolanem i tak bardzo się bała. Teraz już nie wiedziała, co będzie gorsze. To, że on okaże się być tak różny od obrazu, który kształtował się przez ostatnie tygodnie w jej głowie, czy może to, że właśnie będzie do tego obrazu idealnie pasował. Miała mętlik w głowie. Wzięła kolejny łyk zimnego piwa, wciągnęła powietrze i odwróciła się do niego. Nie myliła się, on cały czas na nią patrzył. Miał przekrzywioną głowę opartą na dłoni i świdrował ją swoim elektryzującym wzrokiem. Robiło to na niej ogromne wrażenie. Działał na nią tak jak wtedy. Mrowienie rozeszło się po jej ciele i poczuła, że się rumieni i żeby jak najszybciej przerwać milczenie, wymamrotała:
-Nie wiedziałam, że przeszliśmy na pana i panią.
Roześmiał się.
-No brawo, udało Ci się nie unikać kontaktu wzrokowego przez prawie dziesięć sekund. Powinienem pogratulować? Rzeczywiście pracujesz intensywnie nad sobą - żartował sobie z jej słabości, o której już kiedyś rozmawiali. Też się roześmiała. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała. Urocze spojrzenie spod czoła dopełniało całości w jego chłopięcej urodzie. A chłopcem to on przecież nie był. Był od niej starszy, prawie o dziesięć lat. Jeszcze jakiś czas temu taka różnica stanowiła by dla niej barierę, jednak teraz, w tym wieku w jakim była, nie było to w żaden sposób odczuwalne. Poza tym różnica wieku, to ostatni problem o jakim myślała... dużo poważniejsze sprawy ich dzieliły...

Dopiła swoje piwo i odłożyła butelkę. On zrobił dokładnie to samo i czekał na dalszy ciąg wydarzeń. Taki właśnie był. Zawsze czekał, był wycofany ze względu na jej sytuację życiową. Niczego nie proponował, na nic nie naciskał. Nie mówił o swoich pragnieniach, czekał tylko na to co zrobi ona, jaką podejmie decyzję, w którym kierunku postanowi zmierzać i do czego będzie chciała się posunąć. To było w nim jeszcze bardziej pociągające. Uwielbiała w nim właśnie to, że tak bardzo szanował ją i jej wybory. I że czasem musiał się naprawdę mocno pilnować, ograniczać i hamować, żeby dać jej aż taką swobodę. Oczywiście takie jego zachowanie tylko dodatkowo ją nakręcało. Zachęcało do wychodzenia z inicjatywą, do prowadzenia tej ich nietypowej relacji na swój własny, pokręcony jak dotąd sposób.

Podbiegła do brzegu, nawet jeszcze nie sprawdziła jaka woda. To jej stały rytuał z dzieciństwa, który później w naturalny sposób przeniosła do dorosłego życia. Pierwszy dzień nad morzem - trzeba się z nim przywitać. Sprawdzić jaka woda, dotknąć jej, poczuć jej przejmujący chłód, nacieszyć się tym, że jest się właśnie tu, w swoim ukochanym miejscu. Zanurzyła stopy w lodowatej wodzie i zaśmiała się sama do siebie. Stanął tuż za nią, znowu go poczuła. Był tak blisko, ale nawet jej nie dotknął. Słyszała jego oddech. Wiedziała, że to przecież ona kieruje tą rozgrywką, że bez jej zgody ani zachęty, on na nic sobie nie pozwoli. Jego bliskość, świadomość, że stoi tuż za nią, że czuje jego zapach, że jeśli tylko zechce, to w każdej chwili mogłaby go dotknąć, złapać za rękę... to wszystko dawało jej ukojenie. Chciała tutaj być, blisko niego, mieć go przez ten czas dla siebie. Czuła się tak dobrze. Kojące uczucie ciepła rozeszło się po całym jej ciele. Mimo, że dżinsy miała zmoczone do kolan a po kostki stała w zimnej wodzie, w ogóle tego nie czuła. Liczyło się jego ciepło, jego narkotyczny zapach, który zachłannie wdychała, jak by chciała zostawić go sobie choć odrobinkę na później. Lekko przychylił się do jej szyi, ale nawet jej nie dotknął. Czuła jedynie ciepło jego spokojnego oddechu. Wiedziała, że pochłaniał jej zapach, tak samo jak ona jego. Było jej tak dobrze. Po prostu dobrze. To jedna z tych chwil, w których zapomina się o wszystkim dookoła. Nie myślisz o otaczającej rzeczywistości, o własnych rozterkach i problemach. Nie martwisz się niczym. To moment, w którym nie liczy się nic innego, poza tym co właśnie się dzieje. Przez te kilka minut czuła, że jest szczęśliwa. Starała się chłonąć ten stan całą sobą. Żeby jak najwięcej zagarnąć dla siebie, zapamiętać, skryć głęboko na dnie serca i pozamykać na cztery spusty. Żeby nikt, nigdy jej tego nie zabrał.

...

3 komentarze:

  1. Nigdy nie zabierze... uwielbiam Ciebie czytac..szkoda, ze tak rzadko piszesz...

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki :) coś weny ostatnio nie mam

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze, że się nie wydarzyło;)

    OdpowiedzUsuń