11 lutego 2015

Z deszczu, pod rynnę... czyli kaszel nigdy nie wróży nic dobrego


Od kąd Ann wróciła do pracy, to dni mijają w takim tempie, że sama nie może się nadziwić. Ledwo przychodzi do pracy, zrobi kilka rzeczy a tu już się okazuje, że jest 16 i trzeba gnać do żłobka po dzieciory. Później zakupy, szybki i bardzo późny obiad, pół godzinki zabawy i już trzeba kąpać dzieciaki i szykować je do spania. Wieczorne rytuały typu bajeczki, książeczki, głaskanie po główce ostatnio wydłużają się do tego stopnia, że później nie starcza już czasu na nic. Wcześniej wieczory z mężem mieli dla siebie, teraz już coraz rzadziej im się zdarza taki luksus. Sprawy do załatwienia i obgadania tylko się namnażają w magiczny sposób, za to czas ucieka nie wiadomo kiedy...