13 listopada 2013

jesienne zmory

Organizm Ann jest ostatnio mocno doświadczany. Zaczęło się od pewnych nazwijmy to nieprzyjemnych "ataków". Gdy mają miejsce jest wszystko jak na porządnym dreszczowcu. jest pot, są łzy, jest ból i wreszcie krew. Ostatni był 2 tygodnie temu. Był najsilniejszy, Ann była bezradna do tego stopnia, że chciała wzywać pogotowie.


Zawsze w takich momentach obiecuje sobie, że pójdzie do lekarza, żeby jej pomógł, że następnym razem nie uda jej się doprowadzić "ataku" do szczęśliwego końca. Jednak po zakończeniu każdego z nich myśli, że to już był ten ostatni. Tak na pewno więcej nie będzie, nie trzeba iść do lekarza. Aż do następnego, jeszcze gorszego razu. W tzw. międzyczasie był rota wirus, który szybko i skutecznie wypłukał jej organizm ze wszystkiego co dobre. Następną przygodą byłą nagła nocna gorączka - 39 stopni. Regularnie przytrafia jej się też zatkanie kanaliku mlekowego. Jednak do tej pory trwało to kilka godzin, najwyżej pół dnia. Teraz trwa już 24 godziny a ból robi się nie do zniesienia. Ann zastanawia się czy to już stan zapalny, czy jeszcze nie.

Każda z opisanych sytuacji zaburza jej prawidłową laktację. Raz powoduje zmniejszenie ilości produkowanego mleka innym razem zupełnie je traci. Zawsze skutkuje to czymś złym. Za każdym razem Ann wkłada mnóstwo pracy, żeby wyjść z opresji obronną ręką. Jednak teraz już wie, że jeśli znowu jej się uda, to i tak za kilka dni coś innego ją zaatakuje. Czasem nieśmiało myśli, że od 2 miesięcy wszystko się sprzysięgło przeciwko niej. Ale na głos boi się o tym mówić. Teraz już tylko się poddaje. Nie chce jej się walczyć. Nie dziś. Może jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz