4 grudnia 2013

Postęp żłobkowy czyli wpis iście parentingowy


Annpublix nie jest parentingową przestrzenią, jednak niektóre wpisy można by było podciągnąć pod tę kategorię. A jako, że temat ten jest Ann bardzo bliski, to postanowiła sobie od czasu do czasu pozwolić na takie pisanie, a co tam!!! O żłobkowych perypetiach będzie.


W połowie września większy Bąbel Ann-owy poszedł do żłobka. Podjęcie decyzji było bardzo trudne i właściwie wszyscy dookoła starali się Ann i Męża od niej odwieźć. Szczególnie Pani Teściowa obrała sobie za cel wjazd na Ann poharataną psychikę i zamierzała poharatać ją jeszcze bardziej. Nawet nieźle jej szło, bo Ann zaczęła odczuwać ogromne poczucie winy. Że jak to, ona siedzi w domu z mniejszą Gwiazdeczką a większy Bąbel rozpacza tam sam biedniuteńki w żłobku? Do tego jeszcze ciągle się czymś zaraża i choruje. Głównym argumentem stosowanym absolutnie przez wszystkich stało się zdanie "On jest za malutki". No tak bo przecież dzieci w jego wieku nie chodzą do żłobka, był, biedaczek byłby wyjątkiem... ehhh szkoda po prostu gadać. Ann i Mąż starali się odpierać te ataki, ale swoje w głowie mieli. Szczególnie, że Bąbel bardzo źle znosił tę nową dla niego rzeczywistość i całe 3 godziny, które tam spędzał przepłakiwał. Po kilku dniach zaczynał chorować, leczenie trwało 2 tygodnie, następnie znowu kilka dni w żłobku (przepłakiwane) i znowu 2 tygodnie choroby. Ann i Mąż opadali z sił, zaczynali mieć wątpliwości, szczególnie gdy zobaczyli zmiany w zachowaniu synka. Zrobiła się z niego straszna przylepa (co wcześniej nie miało miejsca), ciągle musiał mieć przy sobie chociaż jedno z rodziców. Bał się wejść do sklepu, czy przychodni w obawie, że to coś w rodzaju żłobka i że będzie musiał tam zostać całkiem sam. No lekko nie było i Ann zaczęła się już załamywać, ale na szczęścia miała przy swoim boku Męża, który codziennie do znudzenia, na spokojnie tłumaczył jej to samo. Że podjęli taką decyzję, żeby Bąbel miał więcej atrakcji (których Ann nie jest w stanie mu zapewnić z noworodkiem przy piersi), że będzie się lepiej rozwijał miał więcej pozytywnych bodźców i przede wszystkim będzie przebywał między dziećmi! Tak Ann to rozumie, wie to dla niego dobrze i dla Gwiazdeczki też, bo dzięki temu jej będzie mogła więcej czasu poświęcić, no ale przecież on tam płacze. A co Ann czuła wiedząc, że Bąbel chodzi tam rozryczany od 1 pani "cioci" do drugiej i drze się i tęskni... to wie pewnie każda matka, która przez coś takiego przechodziła. 

Aż wreszcie po upływie 2,5 miesiąca, morzu wylanych łez (nie tylko przez małego) i tysiącu odpieranych każdego dnia wątpliwości, nastąpił przełom! Bąbel przestał płakać w żłobku. Co więcej nie płacze już przy rozstaniu z rana gdy jest przyprowadzany i w ogóle nawet jest zadowolony. Gdy Ann pyta go czy było fajnie to kiwa główką, że "tak" a do tego zaaferowany opowiada po swojemu co tam robił. Dzięki temu Ann ogromny ciężar spadł z serca! Więcej się uśmiecha, ma lepsze nastawienie. Coś jak by jesienno-zimowa depresja wzięła urlop...?

To oczywiście tylko połowa sukcesu, bo pozostaje jeszcze przekroczenie magicznej granicy leżakowania w żłobku. Początkowo zakończyło się porażką. Udawało mu się zasypiać gdzieś w kąciku na siedząco - ze zmęczenia i to tylko na kilkanaście minut. No ale to było wcześniej. Ann już wymazuje te przykre wspomnienia i nastawia się na pełen sukces. Czuje, że będzie dobrze. Naprawdę to czuje. 


3 komentarze:

  1. Bardzo trafna decyzja o żłobku i na pewno życiowo będzie ona korzystna dla Bąbla :) Cieszę się, ze maluch zaakceptował żłobek - może się z kimś tam zaprzyjaźnił, a może po prostu się przyzwyczaił :) Ciekawi mnie jak to u nas będzie, kiedy Zosia w końcu pójdzie do przedszkola :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile mam małych dzieci wśród znajomych, tyle znam różnych historii z aklimatyzacją żłobkowo - przedszkolną, a więc nie ma reguły i trzeba to po prostu przetrwać - jeśli są trudności. Nasz Maluch od urodzenia był przyzwyczajany do innych osób poza rodzicami, zostawał czasem na weekend u dziadków, więc byliśmy nastawieni, że pójdzie gładko ze żłobkiem, ale nie poszło.
    Tymczasem córeczka koleżanki, która nigdy nawet na pół godziny nie zostawiła jej pod opieką kogokolwiek innego (poza tatą), nie uroniła w żłobku ani jednej łzy.
    Może z Zosia też się tak bezboleśnie uda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby :) Jeszcze trochę czasu do tego przedszkolnego debiutu mamy, więc zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń