29 października 2013

Są takie chwile

Godzina 5:30. Z niani elektronicznej dobiega przeraźliwy krzyk dziecka. Ann udaje, że nie słyszy, że twardo śpi. Wstaje mąż i idzie do syna. Przytula go, układa z powrotem do snu i kilkakrotnie próbuje wyjść z jego pokoju, żeby złapać jeszcze chociaż godzinkę drzemki. Nie da rady. Młody jest już na dobre rozbudzony, nie ma mowy o spaniu. Domaga się już porannej porcji mleka. Ann z zamkniętymi oczami sunie po schodach po butelkę z mlekiem. Świadomość, że spała tak nie wiele i na jakikolwiek odpoczynek nie ma już najmniejszych szans powoduje, że Ann cała drętwieje. Spina się, bo wie, że mąż za chwilę wyjdzie do pracy. Zostanie wtedy sama z dwójką swoich potomków, która to dwójka stwarza ostatnio sporo kłopotów. A ten dzień podobnie jak wiele poprzednich nie zanosi się dobrze, czuje to każdą komórką swojego ciała. A intuicje to ona akurat ma. I z tą świadomością, przygarbiona wróciła do pokoju trzymając w trzęsącej się ręce biały płyn w butelce. Jakiś czas później...



Wielka kałuża bordowej cieczy błyskawicznie rozprzestrzeniająca się po białych kafelkach w kuchni a w jej środku stojący wystraszony syn, patrzy na nią bezradnie swoimi wielkimi mokrymi od łez oczami. To obrazek z dzisiejszego przedpołudnia. Młody chciał wyciągnąć kompot z szafki, której przecież nie wolno mu otwierać. Ale cóż dla takiego szkraba znaczą jakiekolwiek zakazy? Ann nie wie jak jest z innymi dziećmi, ale dla niego usłyszenie "nie wolno: to początek świetnej zabawy pt."zróbmy mamie na przekór".

Mimo chronicznego zmęczenia związanego z ciągłym przebywaniem w czterech ścianach, brakiem ruchu i wychodzenia na powietrze a także niewyspania i ogólnie ujmując złej kondycji psychicznej, Ann musi codziennie na nowo walczyć z tym stanem i zbierać w sobie wszystkie siły. Wygrzebywać z głębi organizmu jakieś stare pokłady energii.

Pełni ważną rolę. Bo choć jej syn tak uwielbia dziadków, chce się z nimi ciągle bawić płacze tylko za tatusiem a gdy jest to ciągle się do niego przytula a gdy tylko w pobliżu jest ktoś inny oprócz niej, to robi jej papa i więcej już nie zwraca na nią uwagi, to ona jest jest jego opoką. To w niej w chwilach zwątpienia i rozpaczy malec szuka pocieszenia. To do niej pragnie się przytulić gdy czuje się zagrożony. To ona ma być lekarstwem na wszystkie krzywdy tego świata i znać idealne rozwiązania na wszystkie problemy i patowe sytuacje. To ona ma pielęgnować, opiekować się, wspierać. Ona wychowuje, kształtując osobowość małego człowieka. Tłumaczy aż do znudzenia co jest dobre a co złe, opowiada jak powinno się powstępować. Chroni i walczy ze wszystkimi, którzy próbują na siłę wtrącaj swoje 3 groszę w jej wychowanie. Jej zadaniem jest rozwiewanie nudy, wymyślanie nowych zabaw, ciągłe odwracanie uwagi od tego, czego nie wolno. Dodatkowo dbać o zdrowe odżywianie i pielęgnować w chorobie - co ma właśnie miejsce. W międzyczasie Ann musi zajmować się 4 miesięczną wredną córką, która kategorycznie odmawia ostatnio jedzenia. Nie działa prośba ani groźba. Ann próbuje wszystkiego. Butelki, piersi, łyżeczki. Ale odpowiedzią jest wylewane mleko z ust i okropny krzyk. To wszystko powoduje tylko, że Ann poci się jak szczur, z nerwów i bezsilności. Co jakiś czas tępo spogląda za okno na zachmurzone szare niebo, czekając na pojawienie się słońca. Później zerka na zegarek odliczając godziny, do pojawienia się pomocy. Kogoś kto podzieli jej los. Kto razem z nią będzie przez to przechodził. I w takich chwilach zwątpienia, które pojawiają się codziennie nawet po kilka razy, powtarza sobie głęboko oddychając, że tylko spokój ją uratuje, tylko spokój...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz