29 sierpnia 2012

wspomnienia - rok wstecz: blada kreska

24 sierpnia 2011


Wreszcie po wszystkim! 4 dni temu Ann wzięła ślub, czego następstwem było huczne wesele. Dzień później miały miejsce jeszcze bardziej huczne poprawiny. Wesele nie było takie jak by chciała. Jej oczekiwania przerosły rzeczywistość. Podczas imprezy źle się czuła. Była przemęczona, obolała i chciało jej się płakać. Trudy ostatnich dni i ciągła praca na wysokich obrotach dały jej się widocznie we znaki. Szkoda, że akurat tego dnia - czyli w najmniej odpowiednim momencie - jej zmęczenie dało swój upust. Patrzyła na gości zmuszając się do uśmiechu i marzyła o tym, żeby wreszcie zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Nerwowo spoglądając na zegarek, czekała aż wybije 4 godzina, która miała wybawić ją z tego koszmaru. Wtedy bezkarnie będzie mogła opuścić przyjęcie i zdjąć z siebie koszmarnie niewygodną suknię, uzbrojoną w zbyt dużą ilość drutów, które ją uwierały i wziąć relaksujący prysznic. Buty już dawno zmieniła na zszargane sandały, zupełnie nie przejmując się tym, jak to wygląda, zresztą było jej już wszystko jedno. Odkąd źle podwiązany tren został nadepnięty i suknia się trochę porwała, przestała już zwracać uwagę na szczegóły. Jej własne wesele sklasyfikowała już w hierarchii jako słabe i raczej nic już tego nie uratuje.W jej głowie pulsowała tylko jedna myśl: chcę żeby to się wreszcie skończyło!!!

Ann nie wspomina tego dnia jak większość kobiet, jako "najpiękniejszy dzień w moim życiu". O nie! Ann na pewno tak nie powie! 
O ile do przebiegu wesela miała wiele zastrzeżeń, to kolejny dzień okazał się wyjątkowo udany. Luźne poprawiny odbyły się w ogrodzie domu rodzinnego jej męża. To jedyne na co Ann mocno naciskała podczas planowania wesela. Wiele rzeczy było inaczej niż sobie wyobrażała, ponieważ pozwalała teściom ingerować w przygotowania. Jednak co do poprawin byli z mężem zgodni: muszą odbyć się na powietrzu i tego nie odpuścimy! Wbrew sprzeciwom jej teściowej i po długich namowach i negocjacjach stanęło właśnie na tym. Była piękna pogoda, ciepłe słońce koiło trudy dnia poprzedniego. Wszyscy byli błogo rozleniwieni. Wygrzewali swoje zmęczone buzie w promieniach popołudniowego słońca, posilając się aromatycznym żurkiem, popijając alkohol. Nic nie było planowane, całość toczyła się spontanicznie. Każdy robił to an co miał ochotę, siedział gdzie chciał. I lepiej nie można by tego wyreżyserować! Ta impreza była wyjątkowo udana.



Dwa dni później Ann przypomniała sobie, że jej lekarka doradzała zrobienie testu ciążowego jakieś 2 tygodnie po zastrzyku wspomagającym owulację, który K. zrobił jej w brzuch. To by wypadało jakoś w okolicach tego dnia. Ann nie łudziła się, że wynik będzie pozytywny, ponieważ na kilka dni przed ślubem zrobiła test i wyszła tylko 1 kreska, tej drugiej, wyczekiwanej nie dostrzegła. Jednak postanowiła zrobić test ponownie. Postąpiła zgodnie z instrukcją i nastawiła sobie stoper odmierzający stosowny czas. Pierwsza kreska pojawiła się od razu a na drugą znowu czekała w napięciu wpatrując się w białe pole. Czas upływał a kreska się nie pojawiała. Zdegustowana wyszła z łazienki, rzucając jeszcze raz okiem na test. W miejscu gdzie powinna się pojawić druga "sądna" kreska, widać było bardzo delikatne zabarwienie, wręcz przezroczyste, ale Ann uznała, że to nic takiego. Po tylu nieudanych próbach, ile już mieli za sobą, Ann przyjęła tę porażkę ze spokojem. 



Do końca dnia Ann nie mogła się uwolnić od myślenia o tej prawie niewidocznej kresce. Chwyciła się rozważań nad nią, zastanawiając się, czy bledziutka kreseczka rzeczywiście istniała, czy była jedynie wytworem jej wyobraźni? Gdy wróciła wieczorem do domu, znowu zerknęła na pole testowe. Blada kreska wciąż tam tkwiła. Nie wymyśliła jej. Zasięgnęła opinii w Google'ach. Znalazła wiele wypowiedzi kobiet, które żartobliwie pisały, że też nie były pewne czy kreska rzeczywiście istnieje, tymczasem w chwili obecnej ich "blada kreseczka" właśnie rozrabia w drugim pokoju. Czy to może być prawda? Wreszcie się udało? Z coraz większym entuzjazmem postanowiła powtórzyć test. Wyszło to samo. Czy to możliwe, żeby taka jaśniutka kreseczka, ledwo widoczna, którą można było dostrzec tylko jak się człowiek mocno w nią wgapiał przepowiadała to, o czym Ann marzyła od dawna? Bała się o tym myśleć. Bała się uwierzyć. Nie chciała po raz kolejny się rozczarować. Tej nocy nie mogła spać. Ciągle myślała. Postanowiła następnego dnia z rana, pójść na badanie krwi.


Przed powrotem do pracy, po tygodniowej przerwie spowodowanej przedślubnymi i poślubnymi zajęciami, w środę udała się do przychodni na pobranie krwi. Z uwagi na to, że bardzo źle znosiła tego typu sytuacje, (zdarzały jej się zasłabnięcia i zawsze musiała wkładać dużo wysiłku w to, żeby głęboko i spokojnie oddychać strzykawkowych okolicznościach) poprosiła męża o towarzystwo. Jednak nie mówiła mu o co konkretnie chodzi, wspomniała tylko, że musi zrobić badanie krwi a on nie drążył tematu. Pomyślał, że chodzi o badania do pracy, ponieważ takowe też musiała zrobić z racji podpisanej 2 miesiące temu umowy o pracę. Badanie obeszło się bez omdelniowych komplikacji a pielęgniarka oznajmiła, że wynik będzie za 2 dni po południu. Dwa dni! Tyle musi czekać w niepewności. Mimo, że Ann starała się nie myśleć o swoich podejrzeniach, które powoli przeradzały się w przeczucia, to nie udawało jej się to. Potwornie bała się zawodu jaki ją spotka, gdy okaże się, że kolejny raz się nie udało. To były bardzo dziwne dwa dni. Ann nie do końca wiedziała dlaczego. Nie potrafiła się na niczym skupić. W pracy ciągle wracała myślami do bladoprzezroczystej kreseczki, którą ujrzała na teście ciążowym, Jednak swoje roztargnienie tłumaczyła  sobie wielkim wydarzeniem w jej życiu, które miało miejsce kilka dni wcześniej. Myślała, że nie doszła jeszcze do siebie po trudach ślubno-weselno-poprawinowych. Jednak w jej podświadomości ciągle tkwiła myśl: czy jestem w ciąży? Czy leczenie w końcu przyniosło upragniony skutek? Wszystkie wyrzeczenia i trudy, ciągłe wizyty u specjalistów... opłaciły się? Ann całą sobą czuła, że TAAAK, w końcu to się wydarzyło! Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale czuła to, jej intuicja wykrzykiwała to wielkimi literami. Ale Ann tak bardzo bała się w to uwierzyć, że uparcie odsuwała od siebie to twierdzenie. W ciągu tych dwóch dni była bardzo rozkojarzona, silne przeczucia nie dawały jej spokoju. Nie było nawet minuty, żeby nie myślała o tym, że w jej organizmie rozwija się maleńka komóreczka, która z czasem przemieni się w maleńkiego wymarzonego dzidziusia.

Podczas gdy Ann biła się ze swoimi myślami, jej mąż przygotowywał weekendowy romantyczny wypad do Kazimierza Wielkiego. Miał to być przedsmak miesiąca miodowego i nagroda za stres związany z tym całym ślubnym zamieszaniem. Mieli wyjechać w piątek. Tego dnia Ann prosto po pracy pojechała do przychodni odebrać wynik. Od rana myślała tylko o tym, czy na pewno już będzie? Czy nic się nie wydarzy, nikt się z niczym nie pomyli? Żeby tylko nie musiała czekać do poniedziałku. Chciała już wiedzieć, bez względu na to jaki jest wynik, pragnęła mieć już to za sobą. Nie ma nic gorszego od niepewności i złudnych nadziei. Podeszła do rejestracji i podała swoje nazwisko. Pani w okienku poszperała w papierach i wręczyła jej kopertę. Ann wstrzymała oddech. Nadszedł długo wyczekiwany moment a jej wcale nie spieszyło się, żeby otworzyć kopertę. Ręce jej drżały. Rozerwała papier i zajrzała do środka...

Wyszła z przychodni rozglądając się na boki i nie bardzo wiedząc co ma ze sobą zrobić. W głowie jej się kręciło, czuła się wręcz jak na delikatnym rauszu. Znowu spojrzała na świstek papieru, który trzymała w drżącej dłoni. I jeszcze raz. I jeszcze. Skręciła w osiedle sąsiadujące z przychodnią i przysiadła na ławce. Półprzytomnym wzrokiem popatrzyła w niebo. Wydobyła z torebki telefon i tępo wpatrywała się w jego wyświetlacz. Po kilku chwilach wybrała numer swojej lekarki, z którą przez ostatnie miesiące była w stałym kontakcie. Była na zwolnieniu lekarskim, po operacji kręgosłupa, ale zawsze zachęcała Ann do kontaktu i służyła pomocnymi wskazówkami. Odebrała już po drugim sygnale. Drżącym głosem i ze łzami w oczach Ann wyszeptała do słuchawki: "Pani doktor, chyba jestem w ciąży"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz