13 września 2012

Rodzinne koligacje

Zbliżał się wieczór. W miarę upływu czasu Ann traciła dobry humor i stawała się coraz bardziej spięta. Nie umiała zapanować nad zwiększającym się poddenerwowaniem (nie mylić z podekscytowaniem, bo to było stanowcze poddenerwowanie.) Odkąd mały się urodził wyjazdy do... no właśnie jak by tu nazwać teściów, żeby zachować resztki dobrego smaku... może Bełkoty? Ani źle ani dobrze, więc niech będą. Więc wyjazdy do Bełkotów przestały być takie różowe jak wcześniej. Wszystko zaczęło się już dzień po porodzie, gdy odwiedzili ją w szpitalu. Głupi gest Bełkota spowodował diametralne oziębienie stosunków. Później było już tylko gorzej. Pan Bełkot zaczął na wszystko narzekać i krytykować to jak Ann opiekuje się maleństwem.

W pierwszych dniach swojego macierzyństwa kiedy tak bardzo potrzebowała wsparcia, bo czuła się niepewnie, Pan Bełkot szalał ze swoimi uwagami. "Źle zakładasz pieluchę, tu trzeba zawinąć! Co to za ubranko, przecież mu za zimno. Odkryj go, jest mu za gorąco. Przykryj bo za zimno. Załóż czapkę, zdejmij..." I ciągle powtarzające się napastliwe i ostre "no nakarm go wreszcie, on jest głodny"
Pan Bełkot, wielki znawca dzieci (Ann nie była pewna czy kiedykolwiek zmienił pieluchę) uważał, że gdy tylko dziecko zapłacze, to bez względu na wszystko trzeba wepchnąć mu pierś do ust. Ann często łzy napływały do oczu i gardło się zaciskało przez te jego dobre rady. A gdy tylko wreszcie udało się go pozbyć choć na chwilę, to zaczynała płakać, ze złości a później z bezsilności. I tak to trwało i trwało. Przy czym Pani Bełkotowa była bardzo ciepła, życzliwa i w ogóle było dobrze. Ale z czasem gdy Ann przestała ukrywać swoją niechęć do Bełkota, któremu po prostu coś odwaliło, to i z stosunki z Panią Bełkotową się pogorszyły. I teraz jest między nimi źle. Ann prawie z nimi nie rozmawia, a jeśli już coś powie, to mimo ogromnych starań i tak nie wychodzi to naturalnie. Tyle lat ciężkiej pracy zniszczone przez dosłownie 2 miesiące natrętno-bezczelnego zachowania pana Bełkota. Coś na co tyle czasu pracowali odeszło w siną dal. Ann już nie jest ich kochaną Ann, jest teraz tylko złem koniecznym. Matką jej wnuka. Ann czuje, że starają się zachować z nią poprawne stosunki tylko przez wzgląd na niego. Zresztą co tu dużo mówić. Wszystko się ostatnio pokićkało. Relacje Ann z mężem co wyjątkowo słabe, nawet nie można ich do poprawnych zaliczyć. Ann z Bełkotami... dramat. Rodziców Ann z panem mężem - coraz gorzej. A relacje Ann z bratem i jego żoną, które od roku były bardzo złe, teraz znacznie się poprawiły. W jednym zdaniu: wszystko stanęło na głowie a świat zwariował...
Ale Ann wierzy, że będzie lepiej, jak z mężem się poprawi, to może i na pozostałych frontach się przejaśni. Przecież nie są już sami. Są rodzicami. Mają dla kogo się starać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz