6 marca 2014

Nieoczekiwane odwiedziny nieprzyjemnej "koleżanki"

Jest podstępna, silna i bezwzględna. Pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie i odciągnęła Ann od jej obowiązków. Niczym nieproszony gość, wprowadziła mnóstwo zamieszania, niszcząc wszystko to, co miała zaplanowane na kilka najbliższych dni. Skorzystała z tego, że Ann jest od dwóch miesięcy wiecznie przeziębiona, permanentnie niewyspana, a co za tym idzie -  bardzo mocno rozdrażniona i zmęczona. Wpasowała się więc w idealnym dla siebie czasie, żeby móc znienacka zaatakować. Ale zaraz, zaraz.... zacznijmy wszystko od początku.



W piątek Ann miała dużo pracy, bo przygotowywała imprezę urodzinowo-imieninową dla mamy. Dlatego ból głowy, z którym się obudziła wcale jej nie zaskoczył. Zwaliła to na niewyspanie, zresztą głowa to ją akurat ciągle boli, więc nie była to jakaś szczególna nowość. Doszedł jeszcze do tego brak apetytu i tu już jej się powinna lampka zaświecić, bo jak wiadomo jeść to ona akurat kocha. A jak jeść się nie chce, to ewidentny znak, że coś jest nie halo. Ale lampka nie chciała się zaświecić. Po pracowitym dniu w kuchni i coraz słabszym samopoczuciu, następnego dnia z rana już się zorientowała, że coś jest nie w porządku. Nudności, tkliwość całego ciała, uczucie rozbicia - ciężko to wszystko zwalić na pogodę. Skóra bolała ją nawet od dotyku ubrania, więc już podejrzewała czym to się skończy. To u niej zawsze jest sygnałem alarmowym przed gorączką, więc zapobiegawczo wzięła 2 paracetamole. Ale później w ciągu dnia, dreszcze, uczucie zimna, następnie zalewająca fala gorąca i przeogromny ból głowy - czyli gorączka rozbuchała się już na dobre. To by było na tyle z uczestniczenia w imprezie mamy. Całe szczęście, że przy regularnie branych całych garściach tabletek przeciwgorączkowych jakość się udało w kulturalny sposób skończyć tort dla mamy i kilka innych planowanych wcześniej smakołyków. Jednak zaraz po rozpoczęciu imprezy, Ann zadowolona, że nie zostawiła mamy samej z przygotowaniami, poszła sobie w spokoju umierać do swojego łóżka. Gdy w nocy gorączka doszła do 39 i ciężko było ją zbić, kontaktowała już coraz słabiej a jej umysł odpływał jakby w jakąś inną całkiem błogą i strasznie gorącą krainę. Jak przystało na maniaczkę gorączkową, ciągle kontrolowała temperaturę, z tkwiącym pod pachą termometrem. Czy spada, czy rośnie, czy można w spokoju zasnąć, czy znowu kombinować zbijanie? Tak, wiem, nie do końca to normalne, ale nabawiła się tej obsesji gdy jej dzieci chorowały i już po prostu nie potrafi inaczej.

Kolejnego dnia zaraz po otworzeniu oczu poczuła, że zwyczajne przełknięcie śliny stało się niezwykle bolesne. Gorączka nie zniknęła. Jeden rzut oka w lustro na swoje gardło sprawił, że już wiedziała...
Jako, że była niedziela, na potwierdzenie diagnozy musiała pojechać na tzw. nocną i świąteczną opiekę medyczną. I tak też zrobiła, szczęśliwie zamiast spędzenia tam 5 godzin (tyle spędzili tam półtora tygodnia wcześniej z córką...) udało się wszystko załatwić w niecałe 30 minut. Diagnoza: ANGINA ropna, antybiotyk, odpoczywać, wyleczyć porządnie, bo będzie pani chorować następne dwa miesiące.

Tylko jak tu chorować i odpoczywać z dwójką małych łobuzów??? Gorączka nie znikała, niosła za sobą coraz silniejszy ból głowy. Ann była tak osłabiona, że gdy wstawała do toalety, to musiała przytrzymywać się ściany, żeby nie wyrżnąć na podłogę od silnych zawrotów głowy. Gdy nachylała się nad umywalką, żeby chociaż zęby umyć, to jej się mroczki przed oczami pokazywały (nie mylić z bliźniakami z telenoweli...). Ogólnie była totalnie rozbita, pokonana przez chorobę, niezdolna do jakiejkolwiek opieki na potomkami.


Na szczęście jest rodzina, która starała się pomagać, a przede wszystkim mąż, który zawsze stawiał ich na pierwszym miejscu. I tym razem też tak zrobił, kazał Ann leżeć w łóżku i przez 3 dni zamiast wyjeżdżać do pracy, zorganizował sobie prowizoryczne biuro w domu. Poradził sobie świetnie. Komicznie wyglądał gdy biegał na czworaka po podłodze za małą, rozmawiając w tym samym czasie przez telefon ze swoimi kontrahentami, robiąc do niej głupie miny, ale zachowując poważny ton głosu dla swojego rozmówcy. Udało się, dzięki temu Ann mogła trochę odpocząć.


Tylko 3 dni? Nie, to aż 3 dni, w ciągu których Ann poczuła się o niebo lepiej. Czuła poprawę niemal z godziny na godzinę. Zdążyła się nawet ze swoją anginą zakolegować. Ta stawała się coraz słabsza a obrzydliwe zmiany na migdałkach z dnia na dzień pięknie znikały. Jest bardzo mile zaskoczona efektem kuracji antybiotykowej (Augmentin jak by kogoś interesowało) Ann należy raczej do wrogów tych specyfików i przyjmuje je sama lub podaje  dzieciom jedynie w kryzysowych sytuacjach, ale tym razem jest naprawdę zadowolona. Pewnie bez możliwości odpoczynku, sporej ilości snu i leżenia w łóżku poprawa samopoczucia nie przyszłaby tak szybko. Albo w ogóle by nie przyszła, ale na szczęście jest!!!


5 komentarzy:

  1. Duzo zdrowka... na mnie Augumentin nie za bardzo dziala... wspolczuje zlego samopoczucia, ale Meza masz zlotego :) kuruj sie !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciepłe słowa :) Dzisiaj to już nawet gardło nie boli!

      Usuń
  2. Noo mam nadzieję,że już lepiej się czujesz:) Nie zaprzyjaźniaj się zbytnio z tą koleżanką... pogoń ją jak najprędzej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. całe szczęście już pogoniona!!! :) super pogoda za oknem, nie ma już czasu na chorowanie :)

      Usuń
  3. Nie lubię, nie lubię. A kysz!!!

    OdpowiedzUsuń