2 kwietnia 2014

Rock-owa dusza, wiecznie młoda

Stała na płycie, pod samą sceną. Czekała wśród tłumu, rozgrzanego już wcześniejszymi koncertami tego dnia. Mimo poprzednich, udanych występów rozsiewających po hali dobrą energię, to dopiero teraz płyta w całości zapełniła się ludźmi. Dało się wyczuć zniecierpliwienie. Wokół niej było mnóstwo rozentuzjazmowanych nastolatek, jednak gdzieniegdzie dało się zauważyć osoby z jej grupy wiekowej, a nawet i starszych ludzi. Mimo tego nie czuła podziałów. W żaden sposób nie dało się odczuć, że jest od kogoś młodsza albo starsza, lepsza czy gorsza. Całą sobą czuła, że jest na swoim miejscu, właśnie tu i teraz. I uwielbiała to uczucie! Nie myślała o dzieciach pozostawionych u teściów, czy płaczą, czy ładnie zjadły, czy nie rozrabiają, czy grzecznie pójdą spać. Nie, te myśli w tej chwili były tak odległe, że w ogóle się nie liczyły. W jej głowie ich nie było. Totalnie się wyłączyła. O to właśnie chodziło!


Przez ten jeden moment wyczekiwania czuła się połączona emocjonalnie z pozostałymi ludźmi, którzy tak jak ona przyszli tu z dokładnie tym samym nastawieniem. Dzięki muzyce, mieli się odstresować, rozluźnić, naładować akumulatory i poczuć moc! No właśnie moc była! Z głośników zaczęła płynąc delikatna melodia, co spowodowało, że wśród widowni zapanowało poruszenie. Wszyscy wiedzieli, że od rozpoczęcia koncertu dzieli ich już tylko kilka minut. Ekscytacja wiec rosła niemal z każdą sekundą. Słychać było pojedyncze oklaski i okrzyki mające zachęcić zespół do wyjścia. Gra świateł zaczęła się zmieniać, muzyka wcześniej delikatna, mająca na celu wejście w odpowiedni nastrój, stawała się coraz głośniejsza, coraz śmielsza, zwiększająca ekscytację widowni.

Podekscytowana przeniosła swoje spojrzenie z kołyszącego się tłumu na scenę, bo tam za mgłą dało się zauważyć jakieś ruchy. To członkowie zespołu, kolejno zajmowali swoje stanowiska. Gitary, perkusja, wszyscy byli już gotowi. I właśnie zza kulis wszedł on, główny aktor tego przedstawienia - wokalista. Głośny pisk publiczności został zagłuszony ostrym uderzeniem gitar, dając początek wszechogarniającej euforii. 

Ann pierwszy raz od trzech lat była na koncercie. Znowu czuła się jak nastolatka, liczyła się tylko muzyka, którą chłonęła całym ciałem. Zamykała oczy i czuła ją wszędzie, dudnienie bębnów, mocne gitarowe brzmienie i ten jedyny w swoim rodzaju wokal. Uwielbiała to, kochała i zupełnie się w tym zatraciła. Przez te 60 minut nie liczyło się nic innego, tylko ona i uwielbiona mocno energetyczna muzyka, napełniająca ją pozytywnymi emocjami i dająca siłę. 

4 komentarze:

  1. I super, ze naladowalas akumulatorki I, ze bylas na koncercie... ja nigdy na zadnym nie bylam.. pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę super sprawa - gorąco polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, koncert na żywo to zawsze było moje marzenie. Moze keidyś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie czasem spełnić niektóre marzenia :)

    OdpowiedzUsuń