25 lipca 2014

Na rozdrożu

Powoli wszystko zaczynało się układać. Znowu wciągnęła się w swoje obowiązki, złapała dobry rytm dnia.Oswoiła się ze swoją rzeczywistością. Raz było lepiej, innym razem gorzej, ale zawsze jakoś tam było. Starała się bardziej angażować, dawać z siebie jak najwięcej - i to dawało efekty. Mniej sprzeczek, mniej przykrych słów - dawało nadzieję, na lepsze jutro. Trochę złagodniała, była mnie porywcza, już nie taka wiecznie rozdrażniona. Nie szukała już okazji do kłótni, byle tylko odsunąć się jeszcze dalej, uciec gdzieś daleko. Już nie wyczekiwała, nie wypatrywała... nie wiadomo właściwie czego. Chyba pogodziła się z tym, że nie będzie tak jak chciała, zresztą czy ona tak naprawdę wiedziała czego chciała? Miała wątpliwości.

Przestała też chodzić z głową w chmurach, zamyślać się przy każdej wykonywanej czynności. Wróciły dobre emocji, które na jakiś czas ją opuściły. Udawało jej się nie tylko uśmiechać, ale nawet śmiać i czasem dobrze bawić - tak szczerze, bez udawania. Właściwie wszystko było już na najlepszej drodze, do tego, żeby osiągnąć dawny stan. Stabilizacja własnych emocji - to coś co jest jej bardzo potrzebne, więc intensywnie nad tym pracuje. Małymi kroczkami, powolutku, ale jednak zmierzała do celu. Było naprawdę coraz lepiej. Właściwie wszystko wkraczało już na dobrą drogę. Może trochę przerażała ją długość tej wędrówki, ale najważniejsze, że obrała właściwy kierunek. Zresztą nikt nie mówił, że będzie łatwo.

I tylko jej przymrużone oczy skierowane ku zachodzącemu słońcu i ściągnięte brwi zdradzały, że miewa jeszcze chwile słabości, w których zastanawia się, czy dotrwa na tej właściwej ścieżce, nie gubiąc się nigdzie po drodze...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz