16 maja 2014

smoczkowe uzeleżnienie

Smoczek. Początkowo, zaraz po narodzinach okazuje się być wspaniałym wynalazkiem. Takim guziczkiem - wyłącznikiem od płaczu. Wciskasz do buzi malucha i przestaje płakać, sukces! A ty zamiast znowu w pośpiechu rozpinać bluzkę i przytulać niemowlę do piersi zyskujesz 20 minut cennego snu. I mimo swoich twardych postanowień, których wiele w okresie ciąży, że nie będzie noszenia na rączkach, bujania, lulania i właśnie smoczka, w końcu zmęczona po niego sięgasz. I okazuje się, że jest on twoim wybawieniem!


W przypadku Ann i jej syna, który od pierwszych dni miał bardzo silny odruch ssania, smoczek rzeczywiście był wybawieniem. Stał się nieodłącznym elementem Bąbla. Tam gdzie on, tam i smok. Jakież to były nerwy, gdy zaraz na początku spaceru okazywało się, że smoczek ...jakoś niechcący został w domu. Ann spacerowała 3 razy szybszym krokiem, oglądając się nerwowo za siebie, czy nikt nie patrzy na nią jak na porywaczkę dziecka. Wręcz biegła zgarbiona z wózkiem, żeby uniknąć awantury, którą w każdej chwili mógł rozpętać jej kilkumiesięczny syn. Później zaopatrzyła się już w większą ilość silikonowych wybawców. Jeden do wózka, jeden do samochodu, inny do łóżeczka i jeszcze jeden miał swoje stałe miejsce w jej torebce. Tak na wszelki wypadek, żeby unikać stresowych sytuacji. Oczywiście wszystko dla dobra dziecka... no bo przecież nie dla uspokojenia mamy, nie?

Bardzo szybko smoczek z wybawienia stał się uzależnieniem. Gdy Ann zdała sobie z tego sprawę, to na kilka miesięcy przed pierwszymi urodzinami jej pociechy, zlikwidowała wszystkie smoczki pomocnicze, pozostawiając tylko jeden. Czarny z trupią czachą. A i zadania tego zostały zredukowane do absolutnego minimum: tylko w domu i tylko do spania. Chcesz spać na spacerze? Proszę bardzo, ale jazda wózkiem po wyboistych chodnikach musi ci wystarczyć. Smoczka nie ma, sorry! Gładko poszło, więc gdy Mały skończył rok postanowiła podjąć próbę pozbycia się i tego ostatniego smoczka. Mówiła sobie, że najważniejsza jest konsekwencja w działaniu i nieuginanie się na błagalne płacze. Przemęczą się 2-3 dni i będzie po sprawie. Wiadomo, wszyscy tak mówią, więc tak będzie. Jakież było jej zdziwienie gdy przy pierwszej próbie wieczornego zasypiania bez smoczka Mały urządził  taką histerię, że udało mu się stracić oddech na dobrych kilka sekund! Robił się fioletowy z tego płaczu, dostawał odruchu wymiotnego i tak się darł, ze domownicy siedzieli pod drzwiami jego pokoiku i w duchu modlili się, żeby jednak Ann nie była aż tak konsekwentna jak sobie postanowiła i wreszcie oddała synkowi czarnego przyjaciela z trupią. I po niespełna 3 godzinach nieudolnego uspokajania małego histeryka tak też zrobiła. Zasnął w 20 sekund po włożeniu sobie smoka do gęby.

sierpień 2012

Za kilka tygodni podjęła kolejną próbę z tym samym skutkiem a następnie spróbowali jeszcze metody przecięcia smoczka, ale efekt był taki sam jak wcześniej. Po tym wszystkim Ann doszła do wniosku, że odsmoczkowanie trzeba jednak przełożyć na bliżej nieokreślony termin. Bo jest w 9 miesiącu ciąży i nie ma siły na takie przeprawy. Bo Bąbla i tak lada dzień czeka ogromny stres w postaci pojawienia się nowego członka rodziny, więc lepiej mu nie dokładać innych. Bo po prostu nie wychodzi! Niech sobie śpi ze swoim czarnym kumplem. W końcu to tylko do spania, nic strasznego, nie? Wszyscy domownicy odetchnęli ze spokojem a i Ann odczuła ulgę. 

Brak wiary w sukces, zmęczenie i ogólne poczucie porażki związane ze smoczkiem sprawiły, że przestała się napinać na pożegnanie z nim. Uznała, że "odpowiedni moment" kiedyś przyjdzie i wtedy skorzystają z okazji. I taka okazja się nadarzyła. W sumie trochę późno bo dzień po drugich urodzinach, no ale lepiej tak niż w ogóle. A okazją okazało się wygryzienie w smoczku dziury, co wcześniej się już zdarzało, ale za chwilę pojawiał się nowy. Czarny przyjaciel też już wcześniej został przegryziony i jego miejsce dzielnie zastąpił przezroczysty kompan. I teraz oto w przezroczystym została wygryziona wielka dziura, dzięki której rodzice podjęli wyzwanie.

Przyszła pora spania, mały bierze smoka i z wściekłością wypluwa. Pokazuje, że jest dziurka i nie działa. Rodzice rżną głupa. 
Co się stało? Przecież smoczek jest. Połóż się spać. - i tak w kółko. 
Nie! Nie! Nie! Stanowczy krzyk dochodzący z łóżeczka oznajmiał, że łatwo nie pójdzie. Pierwszego wieczoru udało się po 2 godzinach, smoczek w półotwartej buzi, mimo że z dziurą i nie działający, ale musiał być! Drugiego wieczoru znowu awantura. Mały już tak się wściekł na przezroczystego kompana, że ze złością wyrzucił go do kosza na śmieci. Po upływie kilkudziesięciu minut z płaczem, go z tego kosza wygrzebywał. Zasnął znowu po 2 godzinach a smoczek musiał dzierżyć w swej małej dłoni. Tak dla poczucia bezpieczeństwa. I tak mijało kilka następnych wieczorów, okraszonych w krzyk, płacz i ogromne rozżalenie młodego. W końcu któregoś dnia wywalił smoka już na dobre i tak już zostało. To już jakieś 3 tygodnie i wygląda na to, że Bąbel zapomniał o tym kawałku gumy, czyli sukces! A to, że zdarzało mu się budzić w nocy z płaczem i jak go uspokoić bez smoczka? No właśnie, bywało ciężko. Przytulanie i uspokajanie nie skutkowało, kilka razy został zabrany do łóżka rodziców, no trudno. A teraz najgorsze: przez pierwszy tydzień wstawał o 5 i nie było dalej mowy o spaniu.To dopiero była masakra, akurat przypadło na majówkę. Rodzice zmasakrowani, po siedzeniu przy ognisku, wracali na spoczynek po to, żeby po 2 godzinach syn raczył rozpoczynać swój dzień! Więc gdy teraz wstaje o 7 to matka cieszy się jak głupia, że mogła sobie tyle pospać. No ale nic, ważne że przynajmniej jeden kłopot z głowy. Smoczek można więc odhaczyć już z długiej listy "rzeczy do wyeliminowania".
Ave.

6 komentarzy:

  1. Brawo! udalo sie... Mnie tez to czeka...z Mlodszym wlasnie... co prawda za dnia nie chce w ogole,ale do spania... obowiazek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko do spania, to i tak dobrze :)
      U mnie córa na początku w ogóle nie chciała smoka, to ja głupia na siłę jej wpychałam, jak popłakiwała, no i się przyzwyczaiła. Z nią też będzie kłopot, bo się straszna złośnica z niej robi.

      Usuń
    2. Ja wpychac w ogole nie musialam... moi chlopcy to takie ssacze,ze szok :D Corcie masz mala jeszcze, daj jej pocyckac troszke :)

      Usuń
    3. Jeszcze trochę jej dam :)

      Usuń
  2. Ja też zdesperowana wpychałam smoczek, żeby chociaż na chwilę przestawała wrzeszczeć. Niestety nigdy smoka nie zaakceptowała. Chyba doskonale wiedziała, że smoczek jest po to, by zablokować dziecku usta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niektóre dzieci nie chcą smoka, dzięki temu odpada problem odzwyczajania. Jednak czasami smoczek ułatwia życie ;)

      Usuń