11 lutego 2015

Z deszczu, pod rynnę... czyli kaszel nigdy nie wróży nic dobrego


Od kąd Ann wróciła do pracy, to dni mijają w takim tempie, że sama nie może się nadziwić. Ledwo przychodzi do pracy, zrobi kilka rzeczy a tu już się okazuje, że jest 16 i trzeba gnać do żłobka po dzieciory. Później zakupy, szybki i bardzo późny obiad, pół godzinki zabawy i już trzeba kąpać dzieciaki i szykować je do spania. Wieczorne rytuały typu bajeczki, książeczki, głaskanie po główce ostatnio wydłużają się do tego stopnia, że później nie starcza już czasu na nic. Wcześniej wieczory z mężem mieli dla siebie, teraz już coraz rzadziej im się zdarza taki luksus. Sprawy do załatwienia i obgadania tylko się namnażają w magiczny sposób, za to czas ucieka nie wiadomo kiedy...

Jednak mimo tego pędu - Ann jest zadowolona. Powrót do pracy (to już ponad 3 miesiące) dał jej dużo dobrego i nie zamieniła by tego na nic innego. Czuje, że chce się rozwijać, że jest potrzebna. Wierzy w to co robi, i lubi to. Idzie do firmy bo chce, a nie z przymusu, szepcząc sobie pod nosem jak to nienawidzi tej pracy. To ważne i budujące. I wszystko było by dobrze gdyby nie powtórka z ubiegłego roku, z analogicznego okresu... Chorowanie.


Od początku września dzieci chorowały bardzo dużo. Wiadomo - żłobek. Albo oboje na raz, albo gdy jedno wyzdrowiało i mogło iść do żłobka, to drugie coś łapało i musiało być w domu. I tak w kółko. Już nie wspominając o wzajemnym zarażaniu się. Jednak z miesiąca na miesiąc widać było jakiś postęp. Przerwy między infekcjami wydłużały się - tak jakby leki na podwyższenie odporności zaczynały przynosić jakiś efekt. Gdy tylko pojawiały się pierwsze objawy infekcji - rodzice dobrze już wiedzieli jakie podać leki, szybko konsultowali się z lekarzem i dzięki temu czas chorowania zaczynał się skracać. W pracy brali wolne na przemian. Kilka dni on, kilka ona. Przynosili pracę do domu, siedzieli wieczorami i w weekendy przed komputerami, żeby tylko wywiązywać się ze swoich zawodowych obowiązków, nikogo nie zawieźć. Są mocno zaangażowani. W ciągu dnia starają się poświęcać czas dzieciom, a gdy maluchy śpią to pracują. Styczeń przedstawiał się tak cały, bo ich córka miała ciężkie zapalenie oskrzeli. Już zdążyli zatriumfować, że wreszcie się wyleczyła, zatrzymali ją w domu jeszcze dodatkowy tydzień - tak na wszelki wypadek, żeby nie załapała nic od razu. Cieszyli się, że wszystko wróci do normy z ich córką i z jej zdrowiem, z ich organizacją dnia codziennego. Cieszyli się aż do wczoraj... dopóki Ann nie odebrała telefonu ze żłobka. 

Gdy dzwoni jej komórka a tam wyświetla się numer żłobka, już wie, że po odebraniu nie usłyszy nic dobrego. Tak było i tym razem. Usłyszała, że ma przyjechąć bo córka gorączkuje. Błyskawicznie spakowała laptopa służbowego i wybiegła z pracy. Pędem do samochodu i do żłobka. Odbiera córkę a ona wygląda normalnie, gorączki już nie ma. Delikatnie pokasłuje, ale u nich w domu od września to naprawdę żadna nowość. Najpierw kaszel z infekcji, później poinfekcyjny a w między czasie ten spowodowany alergią. Więc leciutki kaszel wcale jej nie przeraził. Zabrała więc córkę do domu i czekała do wieczora - na wizytę lekarską. Pod wieczór mała znowu zagorączkowała, ale nim Ann zdążyła jej podać lek przeciwgorączkowy, to temperatura sama spadła. Nic poza delikatnym kaszlem się nie działo. Pewnie zwykła infekcja, po spadku odporności, w ciągu ostatnich 4 miesięcy miała 2 antybiotyki, to pewnie przez to. 

Na wieczornej wizycie lekarka osłuchując małą spoważaniała, przez co Ann zrozumiała co za chwilę usłyszy. "Rozwijające się zapalenie płuc". Ann cały świat zawirował, w ułamku sekundy przewinęły jej się przed oczami ciężkie chwile z kwietnia ubiegłego roku, kiedy to z niespełna 10 miesięczną córeczką spędziły 7 długich dni w szpitalu, z tego samego powodu. Kiedy patrzyła jak jej córka mimo, że osłabiona chorobą, podpięta pod kroplówkę i zmęczona, to nadal z błyskiem w oku i cieniem uśmiechu dzielnie znosi szpitalny pobyt to serce jej pękało. I gdy teraz na nią patrzy to nie może się nadziwić, że mimo zawadiackiego spojrzenia, które sugeruje, że chciałaby coś spsocić, mimo wyszczerzonych w szczerym uśmiechu ząbków, w jej drobnym ciałku znowu szaleje tak poważna choroba... Zbyt poważna jak na takie maleństwo.



3 komentarze:

  1. Znam to uczucie,bo przeciez Mlody mial zapalenie oskrzeli w wieku 5 tygodni I nigdy tego nie zapomne.
    Mam nadzieje,ze coreczka szybko sie wykuruje. Duzo zdrowka dla dzieciaczkow!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nie jest źle, zostało wykryte na samym początku, więc jestem dobrej myśli!

      Usuń
  2. Jak skończyło się całe to zamieszanie? Wszyscy zdrowi? :) Zadbaj dodatkowo o swoje pociechy kupując im zabawki ekologiczne które wykonane są z całkowicie ekologicznych materiałów, dzięki czemu nie mają one żadnego wpływu na układ odpornościowy. Gdy przeczytałem gdzieś artykuł o zabawkach z chin i podróbkach- z czego są wykonane itp... Przeraziłem się, żona już dostała zakaz kupowania byle gówien. Lepiej zapłacić więcej i rzadziej, niż kupować tanie i o byle jakiej jakości zabawki. pozdrawiam moja droga.

    OdpowiedzUsuń